Artykuły

W klimacie Genderowej rewolucji

Przestrzeń stricte artystyczna w przedstawieniach najczęściej zdominowana jest przestrzenią ideologiczną gender, dla niepoznaki ubraną w kostium teatralny. By nie szukać daleko, wystarczą przykłady z zakończonego właśnie sezonu teatralnego - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Gdy kilka dni temu przeczytałam w prasie wiadomość, że w Sejmie ma się odbyć czytanie projektu ustawy - uwaga! - o "uzgodnieniu płci", w pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi o jakiś spektakl kabaretowy. Dopiero po dalszej lekturze zorientowałam się, że to nie satyryczny żart, lecz prawda. Na szczęście wycofano z obrad Sejmu punkt dotyczący tego groźnego projektu, co nie znaczy, że sprawa już nie istnieje. Piszę o tym, bo wolność w dokonywaniu tzw. zmiany płci w zależności od kaprysu delikwenta ma związek z teatrem. I to wcale niebagatelny. Ideologia gender już od kilku lat funkcjonuje w teatrze. Jej treści są sprytnie promowane w przedstawieniach.

Bo nie przestrzeń stricte polityczna jest najlepszym miejscem dla szerzenia tej patologii, jaką jest ideologia gender. Najlepszym miejscem jest kultura, sztuka, a zwłaszcza teatr. Gdy uważniej przyjrzymy się tezom głoszonym przez tę neomarksistowską ideologię, zauważymy, iż jest skrajnie antychrześcijańska. Burzy fundament całej naszej cywilizacji, odcinając ją od korzeni chrześcijańskich, co powoduje, że nasza cywilizacja zatraca swoją tożsamość.

W okowach wynaturzeń

Ta groźna, wynaturzona ideologia, wytoczona przeciwko prawu naturalnemu, niszczy godność osoby ludzkiej, ingeruje w istotę człowieczeństwa i odbiera istocie ludzkiej sferę najczulszą i najgłębszą, mianowicie życie duchowe. Lansując styl życia singli oraz par jednopłciowych, odciąga człowieka od życia rodzinnego i podstawowych wartości tradycyjnych. Tym samym w relacje międzyludzkie wprowadza zamęt i fałszywe postrzeganie świata realnego. Człowiek gubi swoją tożsamość, traci orientację, kim jest naprawdę. Staje się bezradny. I właśnie o to chodzi, bo taką istotą pozbawioną tożsamości, umocnienia w rodzinie i wartościach można bezkarnie manipulować.

Postmodernistyczne nurty, które zalewają dziś sceny teatralne, są znakomitym narzędziem do wprowadzania ideologii gender. Gdy uważnie przyjrzymy się, jakie treści niesie obecnie większość spektakli teatralnych, wnioski nasuwają się jednoznaczne. Przestrzeń stricte artystyczna w przedstawieniach najczęściej zdominowana jest przestrzenią ideologiczną gender, dla niepoznaki ubraną w kostium teatralny. By nie szukać daleko, wystarczą przykłady z zakończonego właśnie sezonu teatralnego.

Ofensywa lewicy

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów niszczenia wartości tradycyjnych, polskiej historii, tożsamości narodowej, religijnej, kulturowej, społecznej, wręcz brzydzenia się tym wszystkim, co wiąże się z polskością, jest działalność Jana Klaty, felietonisty "Tygodnika Powszechnego", który od początku tego roku jest dyrektorem artystycznym Starego Teatru w Krakowie. Ostatnia premiera tego teatru, "Bitwa warszawska 1920" Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki, jest wprawdzie całkowitym bełkotem, ale w tym bełkocie wyraźnie zaakcentowane jest ośmieszenie postaci Marszałka Piłsudskiego, zdeprecjonowanie, a nawet zanegowanie znaczenia bitwy.

Według Strzępki i Demirskiego, powstrzymanie ekspansji sowieckiego komunizmu na Zachód nic nam nie dało. Ponadto potraktowanie Marszałka Piłsudskiego jako niedorozwiniętego przygłupa, a ustawienie na piedestale zbrodniarza Dzierżyńskiego oraz szydzenie ze śmierci księdza Ignacego Skorupki, to już naprawdę może świadczyć o silnych zaburzeniach w mózgu tandemu Strzępka/Demirski. Ale to nie jest efekt zaburzeń, tylko - jak we wszystkich ich spektaklach - świadome podlizywanie się lewakom, dzięki czemu oboje zrobili nieprawdopodobną karierę w błyskawicznym tempie.

Mniejsza o nich. Odpowiedzialny za repertuar Starego Teatru jest Jan Klata. Skoro więc takie przedstawienia wystawia, można to tłumaczyć albo jego wrogością do Polaków i polskości, albo wysługiwaniem się obcym, na przykład Niemcom. Myślę, że w grę wchodzi jedno i drugie. Zwłaszcza gdy przyjrzymy się przedstawieniom Klaty, nim został dyrektorem teatru. Na przykład "Trylogia" miała ośmieszyć wartości narodowe, udowodnić, że Sienkiewicz był idiotą i grafomanem, zaś polska szlachta to analfabeci, prymitywna dzicz. A w szekspirowskim "Tytusie Andronikusie", współfinansowanym przez Niemców, Polaków obsadził w roli barbarzyńców, wręcz podludzi, a Niemców jako przedstawicieli cywilizacji rzymskiej. Zastanawiające jest zachowanie ministra Bogdana Zdrojewskiego, który widocznie identyfikuje się z taką postawą Klaty, skoro awansował go na dyrektora Starego Teatru.

Popłuczyny

W omawianym sezonie liczba spektakli realizujących treści związane z ideologią gender nie była wcale mała. Niekoniecznie muszą to być przedstawienia podejmujące tematykę tzw. zmiany płci czy ukazujące na scenie układy homoseksualne, jak na przykład obrzydliwy "Shopping and fucking" prezentowany przez - uwaga! - młodzież jako spektakl dyplomowy studentów aktorstwa łódzkiej szkoły filmowej, telewizyjnej i teatralnej.

Ideologią gender można indoktrynować poprzez uderzenie w Kościół katolicki, w wiarę chrześcijańską, poprzez ośmieszenie symboliki religijnej czy interpretując postać Pana Jezusa "superwspółcześnie", na przykład w spektaklu Teatru Łaźna Nowa w Krakowie "Jezus Chrystus Zbawiciel" w reżyserii Michała Zadary. Spektakl jest obrazoburczy, oparty na skandalicznym tekście Klausa Kinskiego sprzed ponad 40 lat. Chrystus tutaj nie jest Bogiem. To "wywrotowiec, anarchista". Barbara Wysocka wykrzykuje tekst, z którego wynika, że Jezus jest hippisem, razem ze swymi apostołami, menelami tworzy komunę. Faryzeusze zaś to dzisiejsi księża i posłowie, itd., itd. Spektakl jest marny artystycznie, cały tekst jest wywrzeszczany. Bez sensu. Trudno wysiedzieć do końca. Tak jak na przedstawieniu "Popiełuszko" i wielu innych. Wszystkie te spektakle to artystyczna miernota. Aż dziw, że zaistniały na scenach i że na wystawienie tego badziewia znalazły się pieniądze.

Nie bez znaczenia dla klimatów genderowych była też knajacka, wulgarna, na poziomie słownego rynsztoka wypowiedź Ewy Wójciak o Ojcu Świętym Franciszku. To przecież najprawdziwsze pomówienie, za które powinna odpowiadać karnie przed sądem. Ale jakoś nie ponosi żadnych konsekwencji za fałszywe oskarżenia Papieża. Nie jest osobą prywatną, lecz dyrektorem Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu, więc jej obrzydliwą, opartą na kłamstwie wypowiedź traktujemy jako głos Teatru Ósmego Dnia, który nie jest firmą prywatną, lecz placówką finansowaną przez ratusz, zatem z budżetu państwa, a więc z naszych pieniędzy.

Nasz Teatr

Ale w minionym sezonie było też kilka interesujących wydarzeń. Przede wszystkim powstała nowa scena, "Nasz Teatr", którego szefem jest znakomita aktorka, śpiewaczka, reżyser Barbara Dobrzyńska. Działalność teatru zainaugurowała "Lekcja historii według Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza, Stanisława Wyspiańskiego i Mariana Hemara". Znakomite literacko-mu-zyczne przedstawienie o ważnej i aktualnej wymowie wzrusza, uczy i bawi w tym najszlachetniejszym znaczeniu. Wielkim powodzeniem u publiczności cieszył się także inny spektakl "Naszego Teatru" "Ja jestem Traugutt", a także mający swoją premierę w Londynie "Hemar - Semper Fidelis". Publiczność od razu pokochała "Nasz Teatr" i uznała go za swój. To bardzo ważne. Teatr ten stoi na przeciwległym krańcu spektakli i teatrów opisywanych wcześniej.

Nie można też pominąć znakomitego przedstawienia w Teatrze Polskim w Warszawie "Quo vadis słowami Sienkiewicza, Eliota, Audena i innych" [na zdjęciu] z mistrzowską kreacją Haliny Łabonarskiej w roli Nerona oraz wspaniale zagraną przez Wiesława Komasę postacią św. Piotra. Ten autorski spektakl Janusza Wiśniewskiego, będący piękną, poetycką impresją na temat upadku duchowego współczesnej Europy, jest - można powiedzieć - swoistą przestrogą. Ukazuje, do czego prowadzi odrzucenie przez Europę Dekalogu. Pozbycie się swoich chrześcijańskich korzeni jest równocześnie zatraceniem swojej tożsamości.

Godny najwyższej pochwały jest też doskonały debiut reżyserski Wawrzyńca Kostrzewskiego w "Cudotwórcy" (Teatr Dramatyczny w Warszawie). Skupiony na słowie, przejmujący spektakl skłaniający do głębokiej refleksji nad ludzkim losem i poszukiwaniem prawdy. Reżyser intrygująco buduje narrację, wspaniale prowadzi aktorów i komunikatywnie wykorzystuje przestrzeń sceniczną.

Mimo kilku interesujących spektakli, zarówno pod względem formalnym, estetycznym, jak i tematycznym, oraz mimo kilku naprawdę wspaniale zagranych ról, miniony sezon 2012/2013 skłania do refleksji pełnej niepokoju: co dalej? Czy teatr (to znaczy artyści) okaże się dość silny, by przeciwstawić się klimatom genderowej rewolucji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji