Artykuły

Wesoła staruszka

Bałucki! - ten miał oko, krytyczny zmysł i poczucie humoru, a przy tym - ileż sympatii, szacunku dla człowieka, ileż tolerancji i optymizmu. Śmiał się ze swoich mieszczan, piętnował ich przywary, ale bez kpiny, bez sarkazmu. Ośmieszał mieszczuchów; ich pospolitość i małostkowość, plotkarstwo i "życie kredytem", próżność i wzajemną nielojalność, interesowność i zarozumialstwo. Stworzył w swych komediach przebogatą galerię typów, każdego po trochu obdzielając grzeszkami całej mieszczańskiej wspólnoty. Śmiejemy się z nich wszystkich, bez wyjątku. Ale też każdego obdarzamy pewną dozą sympatii. Tak chciał Bałucki, bo w gruncie rzeczy kochał ich wszystkich; a krytykując, wyśmiewając - nie potępiał, raczej wychowywał.

Jak mało kto, znał też Bałucki tajniki teatru, sekrety dramatu, a zwłaszcza komedii. Jego sztuki i dziś jeszcze (a może zwłaszcza dziś!) służyć mogą za wzorce komediopisarstwa. Bo nikt już po nim nie potrafił chyba w naszym teatrze śmiać się tak szczerze, z takim wdziękiem i werwą. Dobrze więc, że sięgnąć możemy zawsze do starego, poczciwego Bałuckiego; który i dziś nas bawi, a "starzeje się bardzo sympatycznie - jak przewidział Boy, zyskuje nawet z wiekiem".

Teatr Popularny sięgnął właśnie po jedną z komedii Michała Bałuckiego, i to z tych mniej znanych - po "Krewniaków". Wystąpił z premierą, równo w stulecie jej powstania. Wesoła to staruszka, i jakże trafnie odgrzebana. Obnaża wszak - nie tylko mieszczańską i XIX-wieczną - pogoń za koneksją, protekcją i życiem na cudzy rachunek. I dziś roi się przecież od "krewniaków". Uroczy to wieczór; widownia ani przez moment nie przestaje się bawić. A choć Bałuckiego trudno udoskonalić - wystarczy po prostu wziąć tekst, oddać go w ręce dobrych aktorów i grać - to Teresie Żukowskiej (reżyseria) przy współpracy Teresy Ponińskiej (scenografia), udało się wszakże wzbogacić "Krewniaków" w szereg doskonałych, dowcipnych rozwiązań sytuacyjnych. Przedstawienie ma wartkie tempo, pełne jest wdzięku i pogody; nie brak w nim krwistych kreacji aktorskich - szczególnie wśród pań.

Króluje niezawodna Wanda Lothe-Stanisławska w roli ciotki Katarzyny; doskonała w każdym calu ze swym nieprzebranym arsenałem środków aktorskich - najwspanialsza stara panna, jaką udało mi się oglądać kiedykolwiek na naszych scenach. Równie barwnie i komicznie wypadły role Jadwigi Żywczak jako żywiołowej Anieli Dumskiej i Zofii Streer jako Bibiany Tarapatkiewowej spode Lwowa.

Udana jest zresztą cała rodzina Tarapatkiewiczów, z mężem Kajetanem (Jerzy Z. Nowak) i dwójką rozkosznych bachorów (I. Dziarska i A. Łopatowska). Ich niespodziewany najazd dzielnie znosi podstarzały żonkiś, świeżo upieczony dyrektor banku (Jarema Drwęski), wspierany przez monotonną nieco w wyrazie żonę (Maria Dłużewska). Nie najgorzej radzi też sobie młodzież Teatru Popularnego - i ta w rolach lumpów, i w rolach amantów (M. Prałat, K. Machowski, J. Lissner i A. Prus).

Dla wszystkich wykonawców - jak komu staje talentu i warsztatu - zetknięcie z komediową galerią mieszczuchów Bałuckiego stanowi widoczną frajdę. Daje to dobre rezultaty. Zabawa trwa po obu stronach rampy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji