Artykuły

Początek "odświeżania" festiwalu

XXIII Festiwal Mozartowski w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

W Warszawskiej Operze Kameralnej trwa Festiwal Mozartowski. I to jest, oczywiście, ważne. Pamiętamy ubiegłoroczną walkę mediów i wiernej publiczności o zachowanie zarówno samej Opery, jak i festiwalu w związku ze zmianą dyrekcji WOK. Dyrekcja jest nowa, a Festiwal Mozartowski wprawdzie pozostał, ale w formie skróconej. Ponadto, i to jest rzecz niepokojąca, wiele wskazuje na to, że kształt ideowo-artystyczny tego wyjątkowego festiwalu będzie ulegał zmianom głównie poprzez nowe inscenizacje oper znajdujących się w repertuarze festiwalu.

Początek został już zrobiony. Festiwal zainaugurowała opera "Cosi fan tutte" ("Tak czynią wszystkie") w nowej reżyserii Marka Weissa. Spektakl miał dwie premiery, dzień po dniu. Każda z inną obsadą. Powiem od razu, że moje rozczarowanie było wielkie. Zostałam zaproszona na drugą premierę. Ale nawet jeśli pierwsza była o wiele lepsza pod względem wykonawczym, to przecież myśl, idea spektaklu, jego forma, kształt inscenizacyjny, jaki nadał mu reżyser Marek Weiss, pozostała taka sama przy obu obsadach. Różnice mogą być tylko w poziomie wykonania wokalnego i aktorskiego.

"Cosi fan tutte" w inscenizacji Ryszarda Peryta i ta sama opera Mozarta w reżyserii Marka Weissa to dwa różne światy: wartości, estetyki, gustu, obyczaju i wszystkiego. Światy, które zupełnie do siebie nie przystają, bo każdy z nich mówi o czym innym. Nieporównywalnie bliższa jest mi inscenizacja Ryszarda Peryta, którą doskonale pamiętam z dotychczasowych edycji Festiwalu Mozartowskiego. I bardzo brak mi tamtego przedstawienia z jego niepowtarzalnym klimatem, stworzonym przez wybitny duet artystyczny: reżysera Ryszarda Peryta i scenografa Andrzeja Sadowskiego. Ich "Cosi fan tutte" utrzymane było w konwencji przybliżającej widzowi ducha teatru osiemnastowiecznego, Mozartowskiego.

Postmodernistyczna interpretacja

"Cosi fan tutte" jest typową operą buffa, zarówno w przestrzeni libretta autorstwa Lorenzo da Ponte, jak i muzyki Mozarta, która doskonale współgra z tekstem, jego klimatem i wymową. Akcja rozgrywa się w Neapolu w XVIII wieku. Zabawna intryga, gdzie dwie panny nie rozpoznają swoich przyszłych mężów, którzy celowo przebrawszy się za obcych przybyszów, zalecają się do panien - każdy do narzeczonej drugiego - starając się w ten sposób sprawdzić wierność swoich narzeczonych. Po rozmaitych perturbacjach sytuacja się wyjaśnia i wszystko kończy się szczęśliwie. I w takim właśnie stylu opery buffa, której głównym zadaniem była dobra rozrywka i zabawa, oczywiście na znakomitym poziomie artystycznym, Ryszard Peryt zrealizował swoją wersję "Cosi fan tutte".

Natomiast Marek Weiss w swojej inscenizacji dokonał nadinterpretacji dzieła Mozarta z pozycji modnej obecnie ideologii feministycznej. Przeniósł akcję w lata dwudzieste i umieścił rzecz w domu publicznym z panienkami i panami tzw. lekkiego prowadzenia się. Owa zabawna Mozartowska przebieranka u Weissa interpretowana jest w diametralnie innym kierunku: wyuzdany seks, obscena, palenie haszu, sceny sugerujące skłonności lesbijsko-kazirodcze sióstr i homoseksualne mężczyzn itd., itd.

Śpiewacy prócz zadania stricte wokalnego, z którego wywiązali się różnie, mieli tu do wykonania szczególne (w znaczeniu obyczajowym) zadanie aktorskie. Ciekawe, jak się czuli? W warstwie muzycznej byłoby o wiele lepiej, gdyby forma inscenizacyjna nie była tak dominująca nad stroną muzyczną. Choć i tak w tej niełatwej dla dyrygenta sytuacji Ruben Silva poprowadził orkiestrę świetnie. Wokalnie i aktorsko najlepiej wypadł Andrzej Klimczak jako Don Alfonso. Nic dziwnego, to nie tylko doskonały śpiewak, ale także znakomicie aktorsko uzdolniony artysta. Natomiast w partii Fiordiligii w wykonaniu Marty Wyłomańskiej raz po raz wkradała się nadekspresja sprawiająca, że głos artystki przechodził w krzyk. Partię jej scenicznej siostry, Dorabelli, wykonała Katarzyna Krzyżanowska, zaś w roli narzeczonych wystąpili Mateusz Zajdel (Fernando) i Piotr Halicki (Guglielmo), a rolę Despiny zaśpiewała i wyraziście zagrała aktorsko Sylwia Krzysiek.

Nowa inscenizacja "Cosi fan tutte" nie jest niczym oryginalnym, wpisuje się w szeroko propagowany dziś na scenach nurt postmoderny, zgodnie z którym opery wystawia się "odświeżająco" i "nowocześnie", co należy czytać jako skandalicznie, obrazoburczo i obscenicznie. Aż roi się od tego dziś na scenach. Warszawska Opera Kameralna była pięknym wyjątkiem i przez te wszystkie lata nie poddawała się presji chorej mody, zachowując wobec niej zdrowy dystans i szanując dzieła kompozytora z całym pietyzmem. A Festiwal Mozartowski był jej wspaniałą wizytówką. Zresztą, na razie jeszcze jest. Wszystkie pozostałe (prócz "Cosi fan tutte") utwory sceniczne Mozarta prezentowane na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej w ramach tegorocznego festiwalu są dziełem Ryszarda Peryta i Andrzeja Sadowskiego. Wśród nich tak doskonałe spektakle jak "Czarodziejski flet", "Wesele Figara", "Uprowadzenie z Seraju", "Don Giovanni" z wybitnymi śpiewakami, braćmi Gierlachami, Robertem i Wojciechem, czy wyjątkowy spektakl "D.O.M." według scenariusza Ryszarda Peryta i w jego reżyserii.

Deo Optimo Maximo

Ten ostatni spektakl porusza mnie do głębi. Wnosi zupełnie inny nastrój. To nie jest typowa opera, raczej medytacja żałobna. Głęboka, przejmująca, piękna muzycznie i wykonawczo. A użyty w scenografii krzyż z przybitym doń Chrystusem nadaje spektaklowi specjalny charakter: głębi myśli i duchowego przeżycia. Tytuł spektaklu odwołuje się do dawnej inskrypcji nagrobnej, spotykanej czasem na starych cmentarzach. D.O.M. to skrót od Deo Optimo Maximo, co w tłumaczeniu brzmi: Bogu Najlepszemu Największemu. Pisałam już kiedyś i powtórzę, że myślę, iż właśnie to przedstawienie w twórczym dorobku Ryszarda Peryta należy do tych spektakli, o których można powiedzieć, że są przesłaniem jego świata wewnętrznego.

Tak więc dobrze, że Festiwal Mozartowski ocalał i funkcjonuje. Jak pamiętamy, w ubiegłym roku wiele wskazywało na to, że zostanie zlikwidowany z powodu braku środków finansowych. Na szczęście udało się go zachować. Wprawdzie w skróconej formie, bo brak pieniędzy, no ale jest. Mam tylko pytanie, skoro z powodu braku funduszy dokonano cięć w festiwalu, to jakim cudem znalazły się pieniądze na nową inscenizację "Cosi fan tutte"? Gdybyż to jeszcze był znakomity spektakl

Festiwal Mozartowski w Warszawskiej Operze Kameralnej potrwa do 21 lipca 2013 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji