Koszmar nocy letniej
We wrocławskiej inscenizacji "Snu nocy letniej" Williama Shakespeare'a Rudolf Zioło przedstawił wiwisekcję naszej współczesności, sytuując ją w latach 60. mijającego wieku. Jest to obraz sennego koszmaru, z którego przebudzenie nie jest jednak powrotem do stanu normalności, jak to zapisał wielki stratfordczyk.
Zioło zaczyna Szekspirowski dramat zgodnie z konwencją - w kostiumie. Od razu jednak nicuje tekst podkreślając, że małżeński związek Tezeusza i Hipolity wymuszony został przez brutalny gwałt i przemoc. Fantastyczny świat elfów rządzonych przez Tytanie i Oberona to w spektaklu skarykaturowany świat bohaterów masowej wyobraźni z lat 60., gdzie królują Marilyn Monroe i bohaterowie festiwalu w Woodstock.
Zioło przekonuje, że w tej epoce, która ukształtowała współczesność, doszło do rozprzężenia systemu wartości, wywrócenia etycznych hierarchii i w efekcie - chaosu naszego świata. Właśnie naszego, bo w finale zarówno Hipolita - Tytania (w podwójnej roli Hilina Rasiakówna), Tezeusz - Oberon (Miłogost Reczek), jak i dwie młode pary: Lizander (Mariusz Drężek) i Hermia (Joanna Pierzak) oraz Demetriusz (Adam Cywka) i Helena (Beata Rakowska) występują we współczesnych strojach ślubnych. Swoim zachowaniem Szekspirowscy bohaterowie kojarzą się z dzisiejszymi polskimi nuworyszami - bogaczami o niewybrednych gustach. Sadzając ich na scenie naprzeciw widzów, na fotelach z widowni Teatru Polskiego, Zioło zdaje się mówić: patrzcie, jacy jesteście!
Ze światem sennego koszmaru kontrastuje czwórka młodych kochanków: Lizander i Hermia, Demetriusz i Helena. Namiętnych i gwałtownych, do końca angażujących się w miłość, której przedmiotem za sprawą przewrotnego Puka są coraz to inni partnerzy.
Tu jednak pojawia się pierwsza z licznych wątpliwości, których wiele ten spektakl nasuwa. Dlaczego młodzi kochankowie, będący częścią świata dorosłych, są tak prostolinijni i naiwni? Ich młodość nie jest wytłumaczeniem, i to zarówno w kontekście samego dramatu, jak i współczesnych doświadczeń, do których odwołuje się reżyser. Jaszcze więcej wątpliwości, pogłębiających wrażenie niespójności, budzi teatr ateńskich rzemieślników funkcjonujący tu jak wyodrębniony wątek, niewiele mający wspólnego z akcją sztuki.
Spektaklowi Rudolfa Zioły brakuje sennej lekkości, która pozwala uwierzyć w najbardziej nieprawdopodobne konfiguracje zdarzeń. Reżyserujący je Puk (Mariusz Kiljan) jest zbyt chłodny by można było uwierzyć, że jego pomyłki to wynik roztargnienia. Halinie Rasiakównie i Miłogostowi Reczkowi nie udało się stworzyć wyrazistych postaci, które uwiarygodniałyby pomysł inscenizatora.
Mało zabawni są ateńscy rzemieślnicy, wśród których na wyróżnienie zasługuje rola Henryka Niebudka (Piotr Kloc). Najmocniej, mimo zastrzeżeń, na tle zdominowanej przez czerń scenografii Andrzeja Witkowskiego, zapadają w tej sytuacji w pamięć pełne ekspresji role czworga zakochanych: Mariusza Drężka i Joanny Pierzak oraz Adama Cywki i Beaty Rakowskiej.