Artykuły

Dziesięć przykazań

W ostatnich tygodniach odebrałem (zapisuję to w kapowniku) osiem telefonów i dwanaście maili plus zapytania w prywatnych rozmowach, czy startuję na dyrektora Teatru Śląskiego. Odpowiadałem, że nie. Teraz napiszę dlaczego - felieton Ingmara Villqista w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Podobno zakończono już zbieranie zgłoszeń do konkursu na nowego dyrektora Teatru Śląskiego w Katowicach. Lista zamknięta.

Podobno decyzja ma zapaść w połowie lipca, po przesłuchaniu przez komisję konkursową zakwalifikowanych kandydatów. Ciekawe. Zgłosiły się osoby, z których kilka znam z pracy w teatrach, kogoś ze słyszenia, są i tacy, co to biorą udział we wszystkich konkursach na dyrektorów teatrów w Polsce, niezależnie od miasta i sensu. Jest też przypadek merytorycznie egzotyczny, jest też eksponat z bezcennej kategorii okazów kuriozalnych. Tak to jest w konkursach na dyrektora teatru. Ale coś się dzieje. No bo - po pierwsze - chyba przyjdzie ktoś nowy, a nowe, do czasu, zawsze jest ciekawe. Będzie o czym poplotkować, bo nie wiadomo, jaki ten nowy będzie, czy spolegliwy i da się urobić czy zacznie wierzgać i nie daj Boże wdawać się w jakieś rewolucje i awantury i w ogóle, czy będzie święty spokój czy nie.

Zespół artystyczny pewnie ma stracha, czy ten nowy nie będzie chciał zwalniać starych i zasłużonych aktorów i ściągać jakichś swoich znajomków nie wiadomo skąd i po co. Czy nie wymyśli jakiegoś porąbanego repertuaru, z którym nie wiadomo, co potem robić. Chętni kandydaci na przyszłego dyrektora będą antyszambrować w gabinetach urzędniczych i starać się wyczytać z wyrazu oczu owych, czy mają jakąś szansę czy też nie. Reżyserzy związani z teatrem gryzą palce, bo ten nowy zatrudni swoich reżyserów, a oni znów będą musieli nałożyć tobołek na kij, kij na ramię i dalej w drogę, od teatru do teatru dobijać się o pracę. Lokalni recenzenci nauczyli się już jako tako formułować zdania o spektaklach za poprzedniego dyrektora, a tu teraz przyjdzie nowy, będą nowe spektakle i cała nauka po nic.

Mówi się zazwyczaj o tym w teatralnym światku, spekuluje, plotkuje, jedni się cieszą, inni płaczą. Odchodzący dyrektor z antyczną tragedią w oczach albo trzyma się kurczowo framugi drzwi do teatru i nie chce ich puścić, albo pakuje, łkając, walizki z rozdzierającym mu duszę poczuciem, że wraz z jego odejściem teatr, któremu oddał kilka sezonów życia, zaraz zawali się i pogrzebie jego niedoceniony trud i cud stwarzania wartości. Przyszły zaś dyrektor kumuluje w sobie boską energię, by zetrzeć w proch i pył "dorobek" poprzedniego i zmienić wszystko w teatrze, bo to, co było przed nim, było nieporozumieniem i nicością. Widzi już siebie, jak staje na pierwszym zebraniu przed zespołem zgromadzonym na widowni JEGO teatru, wyciąga zza pazuchy dwie kamienne tablice, na których wydrapał poprzedniej nocy scyzorykiem dziesięć przykazań: co grać, jak grać, o czym grać, po co grać, dla kogo grać, co to sztuka, co niesztuka, dla kogo sztuka, komu wara, a komu wiara. A wtedy zespół padnie na kolana i szlochając i ocierając łzy, będzie, dotykając opuszkami palców wydrapanych wersów na dyrektorskich kamiennych tablicach, powtarzać je bezgłośnie spierzchniętymi ze wzruszenia ustami. Tak to sobie ten nowy dyrektor wyobraża. Nie inaczej. Słowem - kino Apollo.

W ostatnich tygodniach odebrałem (zapisuję to w kapowniku) osiem telefonów i dwanaście maili plus zapytania w prywatnych rozmowach, czy startuję na dyrektora Śląskiego. Odpowiadałem, że nie. Teraz napiszę dlaczego. Dlatego, że byłem przez trzy sezony dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Miejskiego w Gdyni im. Witolda Gombrowicza, a po moim odejściu palą tam do dziś grube i wonne świece dziękczynne we wszystkich świątyniach wszelkich wyznań w Gdyni i okolicy. Dlatego, że byłem dyrektorem apodyktycznym i zdarzało się konfliktowym. Wprowadziłem prohibicję. Bardzo dobrze się czuję w sytuacjach stresowych i to mnie mobilizuje, nie znoszę w pracy najmniejszego sprzeciwu, wymuszam bezwzględnie wykonywanie poleceń, nie cierpię inercji, udawania pracy, martwych dusz w teatrze, wzdychania, jojczenia, unoszenia oczu w górę, manifestowania, niespełnienia, syndromu prowincjonalnego zranienia, kłamania w żywe oczy, kombinowania, ściemniania, robienia siebie i publiczności w balona.

Robiłem spektakularne awantury, a płacz nie robi na mnie wrażenia. Kpiłem otwarcie z lokalnych teatralnych "autorytetów", bo nijak się mają do tych, które naprawdę szanuję i które mnie ukształtowały. Prowokowałem lokalnych recenzentów, a jak powszechnie wiadomo, z mediami nikt jeszcze nie wygrał, więc taka postawa mści się okrutnie. I tak było. No, ale się działo wokół teatru. Takie jatki to mój żywioł. Aktorów kocham i uwielbiam, jak się żegnałem z zespołem, to nogi mi się trzęsły bardziej niż po moich sprawach rozwodowych. Lubiłem swojego prezydenta, bo to gentleman i gracz dużej klasy, ale pozostałych włodarzy nie. Nie, bo nie. Mówiłem bardzo głośno rzeczy niewygodne, których nikt nie chciał słuchać. Instytucje, w których wcześniej byłem dyrektorem, odniosły sukces, więc z moim teatrem też musiało być tak samo. Sukces za wszelką cenę, bez liczenia się z kimkolwiek, ma wysoką cenę. Kiedy mój teatr został zaproszony, po raz pierwszy w swojej pięćdziesięcioletniej historii, ze spektaklami Piotra Cieplaka, Grażyny Kani i Zbyszka Brzozy na Warszawskie Spotkania Teatralne i inne festiwale, uznałem, że idę dobrą drogą. Ale za jaką cenę. Nikt i nigdzie by ze mną dłużej nie wytrzymał. Dyrektor teatru musi być ojcem i matką dla wszystkich, musi być kompatybilny i umieć grać głupszego, niż jest w istocie. To bardzo pomaga. A ja się zachowywałem jak dowódca okrążonego batalionu na froncie. Czyli przebić się z prowincji w świat za wszelką cenę. Bez względu na koszty. Tak nie można i nie wolno prowadzić teatru. Wolę więc być dyrektorem samego siebie.

Kogo by jednak komisja konkursowa nie pomazała na dyrektora Śląskiego, trzymam kciuki za nowy rozdział w dziejach tego teatru i jego przyszłe ogólnopolskie i zagraniczne sukcesy artystyczne. Będzie o czym pisać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji