Artykuły

Protesilas i Laodamia Henryka Tomaszewskiego

"Wróć do mnie wróć - choć

jedną chwilę

niech będę z tobą zespolona

wróć do mnie wróć - choć

jedną chwilę

niech nieszczęśliwa, zszczęśliwwna

rozkoszy zaznam, ja wzgardzona

która samotna legam w łożu",

płacze Laodamia za nowo poślubio­nym mężem, który zginął na woj­nie. Odrętwiała z bólu snuje się po domu, którego nie zdążyli wy­kończyć. Otaczają ją dziewki słu­żebne pełne współczucia, gotowe na każde skinienie. "Ręce się twoje pie­szczot spragnione same plączą koło smukłej szyi i tulą twarzy płonące policzki", ubolewają dziewczyny. Laodamia marzy o zobaczeniu zmarłego męża. Pragnie spotkać go choć na chwilę, za wszelką cenę, nawet za cenę swego życia, za ce­nę grozy poznania nieznanego kró­lestwa śmierci. Wywołuje więc no­cą ducha zmarłego. Płacze, żali się przed nim, skarży, prosi o pieszczo­ty, tuli się, oplata rękami nieruchomą, obojętną postać. A potem z rozpaczy i tęsknoty przebija się no­żem w łożnicy przygotowanej uprzednio i ustrojonej na jego przy­bycie. I wtedy dopiero odnajduje kochanka. W tej samej chwili, w której służki płaczą nad ciałem zmarłej pani ,,w głębi, ogrodem, idzie duch Protesilasa i Laodamii; w uścisku w ujęciu idą z wolna ku grobowcowi i znikają w ciemnym otworze steli i drzwi brązowe zatrzaskują się za nimi".

Opowieść Wyspiarskiego o Lao­damii i jej mężu Protesilasie przy­brała formę wielkiego monologu Laodamii, z rzadka tylko przerywa­nego uwagami dziewek służebnych - chóru tragedii, niekiedy też krótką rozmową Laodamii z tymi, którzy dopomóc jej mają w przywołaniu na świat zmarłego kochanka. Mo­nolog przerywają także sny i zjawy, dokładnie opisane w didaskaliach, ilustrując go i dopełniając - płynące korabie zapełnione wojownikami towarzyszącymi Protesilasowi pod Troję. Nuda: "postać w sukniach czarnych, posągowa i leniwa, ogarniająca Laodamię", Sen: "mają­cy skrzydła młodzieniec", Zmora: "straszydło o barwach szarych", któ­re pokaże przerażonej Laodamii sce­nę śmierci kochanka; Charon i to­warzyszące mu "cienie dusz upowijane w białe całuny". Wyobrażenia i zmarli. Niesamowite, nieme posta­cie stwarzające atmosferę, biorące udział w akcji, wkraczające do świata realnego i ingerujące w je­go sprawy. W świecie ich rozgrywa się podstawowa akcja dramatu - śmierć Protesilasa i odnalezienie się kochanków. Z niego pochodzi boha­ter tytułowy. Ten właśnie świat zjaw, snów i wyobrażeń przyciąg­nął zapewne uwagę Henryka Toma­szewskiego.

W swym własnym teatrze stwo­rzył on dawno już świat, w którym nie ma granicy pomiędzy snem a jawą, marzeniem i rzeczywistością, myślami i czynami. Świat wyobraź­ni i marzeń, zaludniony wyobraże­niami i symbolami, którego miesz­kańcy milczą, przemawiając wyra­zem swego ciała, atmosferą, którą stwarzają, sytuacjami w których się znajdują. Świat spokrewniony z krainą, którą dla Protesilasa i La­odamii obmyślił Wyspiański.

"Protesilas i Laodamia" Wyspiań­skiego jest scenariuszem widowis­ka, które stać się może dopiero na scenie. Henryk Tomaszewski po­traktował ów scenariusz jako luźny szkic. Zapożyczył główny wątek i bohaterów. A potem przetworzył ich, podporządkowując swojej wi­zji, tragiczniejszej niż wizja Wyś­piańskiego.

Oto na scenę wbiegają dwie uwo­dzące się pary. Pretensjonalni, brzydcy, wyuzdani, zmysłowi. Do końca przedstawienia obsesyjnie zajęci będą tylko sobą, kolejno się uwodząc, obmacując, zastygając w pozach wyrażających pożądanie, mizdrząc się do siebie. To słudzy towarzyszący Laodamii, chór trage­dii, tak u Wyspiańskiego podniosły. Swe rady i uwagi rzucają w roz­targnieniu, mimochodem. Laodamia cierpi wygłaszając pełne tęsknoty, długie monologi, a oni w głębi sce­ny pełzają po ziemi i nacierają na siebie, starając się zaspokoić pożą­danie, o którym mówi ich pani. Zwykli, pospolici ludzie nigdy je­szcze w świecie Tomaszewskiego nie przybrali tak nędznej postaci. Byli dotąd mali i szarzy, nijacy i wynędzniali, śmieszni i tragiczni za­razem. Po raz pierwszy zaczęli wzbudzać odrazę i niesmak.

Laodamia została więc sama. I postać jej stała się jeszcze bardziej tragiczna. Tomaszewski nie pozwo­lił jej odnaleźć kochanka nawet za grobem. Z jej śmiercią kończy się świat uczuć, snów i marzeń. Przy dźwiękach głośnej, rytmicznej muzyki słudzy jej, po raz pierwszy prężni i pełni energii, zrywają się zwycięscy, by zająć miejsce w kole i tańczyć swoje pożądanie i swoją siłę. I to już koniec. Ciało ich pani pozostaje w głębi sceny nierucho­me i samotne.

Bohaterowie świata zjaw i snów także przybrali inną niż u Wyspiań­skiego postać, jak się wydaje mniej dla widza czytelną. Oto do Laoda­mii zbliża się bezszelestnie miękki, szary, kształt. Opływa ją wolnymi ruchami. Ogarnia całą. Laodamia przeciąga się. Opiera się leniwie o ruchomą, nieforemną masę. Czy to Sen? A może, jak domyślali się szep­tem widzowie, łoże? Wygodne i miękkie, które zaprasza do wypo­czynku? Widzowie zdani byli na własną wyobraźnię i pomoc progra­mu. A ten zapowiadał Nudę. Potem zjawia się półnagi, smukły młodzie­niec o białych długich włosach za­krywających oczy. Twarz ma bardzo białą i srebrne wargi. Otula Lao­damię szarym płaszczem. Oddala się od niej, by po chwili wyjść znowu na jej spotkanie. I wtedy kładzie się na wznak na ziemi, a Laodamia na nim. Ogarnia ją sen. Na krótko - po chwili obejmuje ją, ciągnie i szarpie Zmora - czarna postać w szatach falujących jak skrzydła pta­ka. Po to, by pokazać jej śmierć męża. Słychać wycie wichru i nad­pływa statek - kołysząc się miaro­wo nadchodzą wojownicy trzymając w rękach żagle. Spuszczają trap. Schodzi po nim Protesilas. Wokół unoszą się dymy. Towarzyszy mu przeraźliwy krzyk Laodamii nęka­nej przez Zmorę: "Zdrada!" Trap znika. Protesilas kroczy naprzód, sa­motny, przy wtórze głuchego dud­nienia. Otaczają go obrońcy Troi. Przekłuwają po wielekroć oszczepa­mi. I znowu przeraźliwy krzyk Lao­damii. I cisza. Walczą zaciekle w milczeniu. Z ciała Protesilasa ster­czą oszczepy. Nadludzkim wysił­kiem, pośród dzwoniącej w uszach ciszy, próbuje je wyciągnąć i pada. Unosi się z trudem i teatrem wstrząsa wołanie: "Laodamio!" Cia­ło nadziane oszczepami zastyga sto­jąc. I znowu wołanie: "Laodamio!". Laodamia nieprzytomna zrywa się z łoża i oszalała biegnie w kierunku konającego kochanka. Do Protesila­sa ubliżają się, wojownicy. Wyjmują z jego ciała oszczepy, układają na nich zmarłego i wynoszą w milcze­niu. Złudne majaczenie sprowadzo­ne przez Zmorę kończy się. Mówi więcej niż nieustające monologi Laodamii, pełne żalów i skarg.

Chęć precyzyjnego ustalenia "kto jest kto" w widowiskach Tomaszew­skiego nie zawsze ma, jak się wy­daje, większy sens. Teatr jego od­działuje na wyobraźnię. Przemawia atmosferą, wrażeniami i rytmem. Upodabnia się czasem do snów, do muzyki, do malarstwa. Gdy Ptak ulega Gilgameszowi w walce (pan­tomima "Gilgamesz") Gilgamesz wkłada przepaskę z jego głowy i ciało Ptaka traci siły, mięknie, flaczeje. Gilgamesz zaś pręży się i po­tężnieje. Nieważne kogo pokonał, kim jest Ptak. Obdarował go siłą ten, kogo podszeptuje nam wyobraź­nia. Moc? Zwycięstwo? Młodość? Język, którym przemawiały ciała ak­torów, rytm stworzony muzyką i światłami, obrazy wreszcie, ukazały klęskę i zamieranie siły i narodziny z niej nowej potęgi, potęgi Gilgamesza. Lecz gdy Laodamię opływa sza­ry, miękki kształt, a potem zjawia się przed nią srebrzysty, półnagi młodzieniec, a potem goni ją czar­na, podobna do ptaka postać, zmę­czeni domysłami nie odczuwamy nic poza pewnością, iż Laodamia jest zmęczona, że pewnie zasypia i ma widziadła. Dopiero rozszyfrowanie didaskaliów pozwala na odczuwanie wrażeń. Zjawy Wyspiańskiego zdają się być łatwiejsze do rozszyfrowa­nia, są bez wątpienia banalniejsze, mniej poetyckie. Postać Nudy podszepnęły zapewne Tomaszewskiemu asocjacje językowe. Nuda ogarnia człowieka. Laodamię ogarnia miękki szary kształt. U Wyspiańskiego po­sągowa postać siada obok Laodamii, a ona "z wolna uświadamiając sobie jej obecność przeciąga sobie przed twarzą rękę jakby chciała zjawisko oddalić, po czym rękę opuszcza bez­władnie, też same ruchy wykonuje Nuda"; Zmora - "straszydło o barwach szarych i skrzydłach błoniastych ćmy, unosi się w powietrzu i wywołuje widziadła na zasłonie"; Sen - "złotowłosy młodzieniec za­chodzi z tyłu Laodamii, uderza ją po czole pałeczkami makowych ba­dylów... i przygania obrotami rąk ku łożu". Tomaszewski zniewolony własną wizją zjaw, które nie mają dużego pola do popisu w tragedii, zmuszony został po prostu do wyko­nania etiud na zadany temat: Nuda, Sen, Zmora. Miał za mało materia­łu, by uczynić z nich coś więcej.

Tragedia Wyspiańskiego pozba­wiona jest właściwie akcji. Rozpacz i tęsknota są w niej naczelnym i jedynym wątkiem. Reżyser musi więc umieć je pokazać. Od tego, czy mu się to powiedzie, zależy sukces przedstawienia. W "Protesilasie j Laodamii" Henryka Tomaszewskiego są sceny, które uczucia te potra­fiły wyrazić. Scena śmierci Protesilasa zostaje długo w pamięci. Po­dobnie jak śmierć Laodamii i taniec jej sług. Tomaszewski pokazał nam śmierć, rozpacz i tęsknotę, ope­rując skrótem i obrazem. Mówi to więcej niż słowo. A to chyba po­winno być celem teatru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji