Artykuły

Śpiewa Olga Bończyk

- Jej interpretacje nie są w stanie wzbudzić jakichkolwiek emocji. To właściwie brak interpretacji, brak indywidualnego stylu, no po prostu - znakomita szansonistyka, oprawiona w ambitne, jazzujące ramki. Podczas koncertów taki repertuar sprawdza się nie najgorzej - o nowej płycie Olgi Bończyk pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Ja wiem, że na świecie jest taki trend, żeby śpiewać stare numery w aranżacjach niekoniecznie awangardowych (vide kariery Michaela Bublé'a czy Renee Olstead), zdaję sobie też sprawę, że ludzie lubią, kiedy śpiewa im się znane piosenki, a najlepiej - kiedy śpiewają im ci, których już znają, np. z telewizji. A mimo to, choć płytą "Piosenki z klasą" Olga Bończyk spełnia oba te warunki, dopadło mnie podejrzenie graniczące z pewnością, że jej album rynkowym sukcesem nie będzie. Co więcej - nie mam pewności, czy można go uznać za sukces artystyczny.

Naturalnie, wszystko jest rzeczą gustu i czego jak czego, ale dobrego smaku trudno Oldze Bończyk odmówić. Już sama lista piosenek wzbudzi ekscytację każdego miłośnika dobrych, sprawdzonych melodii: "Paroles, paroles", "Jego portret" Nahornego i Kofty (tak, to ta sama piosenka, którą niegdyś, z innym zaimkiem, śpiewał Bogusław Mec), "Over The Rainbow" z polskim tekstem samej Olgi Bończyk, "No more blues", "Cabaret" (spolszczony przez mistrza Wojciecha Młynarskiego), "I'm Beginning To See The Light, "Szeptem", "New York, New York" i najmłodszy z tych evergreenów - "In The Moonlight". Uff, porywać się na taki repertuar, upamiętniony wykonaniami Lizy Minelli, Franka Sinatry, Elli Fitzgerald czy Stinga to doprawdy zuchwałość albo dowód największego mistrzostwa. I w tym miejscy dochodzimy do tego, co jedni uznają za walor tej płyty, inni zaś, mówiąc wprost, ze niewybaczalny defekt - mianowicie zimnej, lodowatej wręcz perfekcji wykonania.

Oldze Bończyk, wokalistce o sporym już doświadczeniu estradowym, nie sposób wytknąć technicznych niedoskonałości: śpiewa sterylnym, jasnym głosem, z idealną dykcją i artykulacją. Trzeba swingować - swinguje. Trzeba wyrazić radość lub smutek - wyraża. A jednocześnie, daję słowo, jej interpretacje nie są w stanie wzbudzić jakichkolwiek emocji. To właściwie brak interpretacji, brak indywidualnego stylu, no po prostu - znakomita szansonistyka, oprawiona w ambitne, jazzujące ramki. Podczas koncertów taki repertuar sprawdza się nie najgorzej, zwłaszcza jeśli brzmi w odpowiednim entourage'u. Olga Bończyk dba o to, żeby na estradzie prezentować się jako artystka stylowa i elegancka, potrafi rozmawiać z publicznością, robić, by tak rzec, show z klasą. Towarzyszy jej wtedy znakomity zespół i szczęśliwie te kompetencje instrumentalistów udało się udokumentować na płycie. Tyle że kilka błyskotliwych solówek na wibrafonie i fortepianie dzieła jeszcze nie czyni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji