Artykuły

Bajka o transformacji

"Być jak Steve Jobs. Bohaterowie polskiej transformacji. Ballada o lekkim zabarwieniu heroicznym" w reż. Marcina Libera w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Dagmara Olewińska w serwisie Teatr dla Was.

Koniec sezonu w krakowskim Teatrze Starym. I to koniec z przytupem. Nieczęsto wystawia się w ostatnim tygodniu aż trzy premiery.

Niektórzy twierdzą, że odkąd dyrekcję objął Jan Klata, scena Teatru Starego stała się miejscem polemiki o Polsce, jej przeszłości i przede wszystkim - współczesności. Zgadzam się, ale uważam, że milowe kroki na drodze zamieniania krakowskiego teatru w arenę dyskusji stawiał już poprzedni dyrektor - Mikołaj Grabowski. Niewątpliwie jednak "Stary" jest jedną z najciekawszych scen, gdzie głos zabiera młode pokolenie twórców.

Tym razem przemówił prawdopodobnie najmłodszy teatralny twórca - Michał Kmiecik (autor tekstu). Niewiele ponad 20 lat Kmiecika nie przeszkodziło mu w wywołaniu już kilku skandali. Szokował zarówno swoimi wypowiedziami, jak i spektaklami. Kmiecikowi towarzyszył w Krakowie Marcin Liber - reżyser premierowego przedstawienia "Być jak Steve Jobs".

Tytułowy Jobs jest tylko pretekstem do opowiedzenia pewnej historii, nie występuje tu w roli głównego bohatera. Jego postać służy głównie zastanowieniu się, dlaczego Polska nie potrafiła znaleźć dla nowego państwa takiego przywódcy, jakim szef Apple'a był dla amerykańskiego społeczeństwa. Jobs spełnił sen Amerykanów o rozwoju, innowacyjności i przewodzeniu rewolucji technologicznej. W Polsce po 1989 roku miało być kolorowo i lepiej, zostały tylko hasła walki o nowe państwo.

Pikanterii krakowskiej premierze dodaje fakt, że o początkach III RP nie pisze doświadczony, sędziwy pan, który może przez pryzmat własnych przeżyć porównywać czasy PRL z wolną Polską, ale dwudziestolatek, który szydzi, drwi i pokazuje, jak niewiele obietnic zostało spełnionych w tej "lepszej" rzeczywistości. Początki wolnej Polski to dla niego odległa przeszłość, z której nie może nic pamiętać. Kmiecik wprowadza bohaterów, którzy są postaciami sztandarowymi polskiej transformacji. Każdy z aktorów gra po kilka ról, scena aż pęka od zmieniającej się scenografii i kolejnych, zaskakujących elementów wykorzystywanych do zobrazowania sekwencji. Głośna muzyka czasem jest tłem, a czasem ważną pauzą przedstawienia. Wszystko się kręci. Kręci się obrotowa scena. Kręcą się aktorzy na scenie. Kręci się historia za historią - od sekretarza partii przez Wilczka i Jaruzelskiego po całe rodziny, które podążają za nieznanym.

Pachnie w tym spektaklu Strzępką i Demirskim. I o ile nie dziwi to w warstwie tekstu - bo przecież Michał Kmiecik uchodzi za "ideologiczne dziecko" tego duetu - to w warstwie samej realizacji jakoś to nie pasuje, uwiera. Marcin Liber dotychczas obierał inną drogę, inną metodę. I były to lepsze rozwiązania niż ta krakowska próba wejścia w inną estetykę. Liber też zaufał Kmiecikowi. W spektaklu jest głos młodego pokolenia, nie ma tam kawałka tego, co mógłby dodać od siebie Liber, na własnej skórze doświadczający czasów transformacji ustrojowej. Liber jest w przedstawieniu od układania myśli Kmiecika, młodego dramaturga, w przyciągające obrazy.

Ten spektakl nie będzie oburzał, ale znajdą się na pewno tacy, którzy stwierdzą, że "nie do końca tak to wyglądało". Tylko co z tego? Wśród publiczności dominowali dwudziestoparolatkowie, którzy mogliby napisać to samo, co Kmiecik. Poskładaną bajkę o tym, jak to kiedyś było. Jednak bez pojęcia o tym, jak było. Bo ich wtedy nie było.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji