Artykuły

Bitwa warszawska 1920: Bez cudu nad Wisłą

"Bitwa warszawska 1920" w reż. Moniki Strzępki w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Badula w portalu kulturaonline.

"... kiedy Polska znowu zdobędzie niepodległość, kiedy znowu będzie mogła sama o sobie stanowić jako naród niezawisły, dopiero wtedy może znowu się zacząć jej rozwój wewnętrzny i Polska będzie mogła samodzielnie uczestniczyć w dziele społecznej przebudowy Europy". Tak pisał w 1875 roku.... Karol Marks? Sen czy jawa? Autentyczne słowa Marksa są cytowane w programie nowego spektaklu Pawła Demirskiego (tekst) i Moniki Strzępki (reżyseria). To pierwszy z wielu zastosowanych przez duet chwytów. Ideowy guru dyktatorów staje się rzecznikiem narodowego samostanowienia. Niczym diabeł dzwoniący ogonem do mszy. A może podział na czerwoną zarazę i bogoojczyźniany patriotyzm jest tylko dezorientującą historyczną meta-narracją? Ta wątpliwość nabiera szczególnego znaczenia w kontekście bitwy warszawskiej. Wydarzenia sakralizowanego, heroizowanego i sycącego narodową dumę. Wprost idealnego do reakcyjnej rozwałki. No i rozwałka jest. Choć nie taka, jakiej można by po teatralnym duecie oczekiwać.

Nad sztuką "Bitwa warszawska 1920" Demirski i Strzępka pracowali w Krakowie. Na deskach Starego Teatru, gdzie z końcem sezonu równolegle powstawały dwie inne premiery. Nobliwy klimat krakowskiej sceny musiał udzielić się duetowi. Ich "Bitwa warszawska" nie jest bowiem jazdą po bandzie, wysadzającą mieszczuchów z teatralnych foteli. Ostrze społecznej wymowy zostało stępione na rzecz bardziej ogólnej refleksji nad samą polskością. Rozpatrywaną na przykładzie postaw i zachowań historycznych awatarów. Awatarów, gdyż żadna z podręcznikowych postaci nie gra tu siebie. Podobnie "hologramowe" są realia sztuki. Demirski i Strzępka zdają się sugerować, iż nie ma szans na obiektywnie odtworzoną scenerię. Zawsze będzie to jakiś zakorzeniony w mitach (literackich i narodowych) kostium, z którego wyłażą szwy. Wojskowe narady, ukochany odchodzący na wojenkę czy frontowe wystrzały - wszystko staje się albo groteskową inscenizacją albo zmyśleniem (jak w monologu księdza Skorupki).

Podobno przy tworzeniu spektaklu, duet wertował znaczną ilości książek i historycznych źródeł. Stąd nie tylko zaskakujące słowa Marksa, ale też sporo pouczających ciekawostek (wyjazd Witosa na dożynki przed bitwą, kamienie rzucane w legionistów). Trudno jednak pozbyć się wrażenia, iż materiał pomocniczy po prostu przygniótł Demirskiego. Tekst sztuki jest pozbawiony firmowego dla dramaturga rytmu. Zamiast "karabinowych" konwersacji, są "długie serie" monologów. Wydarzenia nie zmieniają się jak w kalejdoskopie, lecz rozciągają niemiłosiernie w czasie. Co gorsza, brakuje piosenkowych przerywników, które w sztukach duetu często segmentują akcję. "Bitwa warszawska" ma więc mało wspólnego z dynamiką "Tęczowej trybuny" czy "O dobru". Tamte spektakle cechowała wściekła satyra, tu dominuje skupienie.

"Bitwa warszawska 1920" przeczołguje widza. Trwający blisko 3 godziny spektakl potrafi zmęczyć nagromadzeniem interpersonalnych starć. Józef Piłsudski, Władysław Broniewski, Feliks Dzierżyński, Róża Luksemburg i Wincenty Witos kotłują się w obrębie jednego momentu dziejowego. Nocy z 6 na 7 sierpnia, kiedy wszystko ma się rozstrzygnąć. Piłsudski chce spać, Broniewski ma dość biernego wyczekiwania, a Dzierżyński poddaje Polskę międzywojnia ostrej krytyce (choć jest demiurgiem instytucjonalnej przemocy). Sama bitwa warszawska zostaje pozbawiona atrybutów swojej całej "cudowności". Przed walką oczywiście trzeba się napić. Dla skrócenia dystansu i oczyszczenia myśli.

Scena przedbitewnej libacji może się wydać obrazoburcza (napalony Broniewski ściągający spodnie). W połączeniu z rozgorączkowaniem postaci, posiada aczkolwiek swój wewnętrzny sens. To przecież zbrutalizowana wizja mickiewiczowskiego "Jakoś to będzie", gdzie uniesienia patriotyczne nie przeszkadzają pijackiej fraternizacji.

U Demirskiego i Strzępki cud nad Wisłą to mit domagający się rewizji. Czym bowiem jest wywalczona wolność w obliczu jej bliższych i dalszych spadkobierców? Od czego de facto jest się niepodległym w okresie międzywojnia, a od czego dzisiaj? Zakrwawiony Broniewski przypomina, że w II RP strzelano do ludzi i więziono robotników. Z kolei w doskonałym monologu Pani Nudnej, współczesna wolność przybiera formę społecznej inercji. Zanudzenia na śmierć demokratycznym rytuałem. Ten bowiem polega wyłącznie na wrzuceniu kartki do urny. I tyle. Reszta to przepychanki między lewicą i prawicą; dwoma połówkami zgniłego jabłka. I jedni i drudzy żyją we własnym egoistycznym kokonie; demonstracyjnie degradując albo fetyszyzując pojęcie narodu.

W "Bitwie warszawskiej 1920" nie brakuje mocnych słów (k... jako przecinek w Polsce rzymsko- katolickiej), ani bezlitosnej drwiny z filmowej wersji Cudu nad Wisłą (lepiej żeby Natasza Urbańska nie oglądała spektaklu). Mimo tego, sztuka szokuje w dość ograniczonym stopniu. Trudno stwierdzić, czy to efekt rozlicznych aktywności duetu czy też zwyczajnego zmęczenia formy. Faktem jest, że "Bitwa warszawska 1920", przynajmniej w zakresie reżyserii Strzępki, jest dość przewidywalna. I tak Piłsudski strzela do statysty na widowni, aktorzy częstują widzów wódką (a właściwie czymś, co wygląda na alkohol), a ciężarna matka nakazuje wszystkim zamknąć oczy i odliczać sekundy do ostatniej decyzji.

Duża odpowiedzialność spada na aktorów, z którymi Strzępka nadal potrafi owocnie współpracować. Juliusz Chrząstowski w roli Broniewskiego jest więcej niż brawurowy. Michał Majnicz odważnie odgrywa grymasy Piłsudskiego, z całą butą i pogardą postaci przywódcy. Krzysztof Globisz wciela się jednocześnie w kilka postaci, m.in. bawiąc do łez jako szyfrant czy wzruszając jako ksiądz Skorupka. A jest jeszcze Dorota Pomykała - czuła, troskliwa, ale zarazem mocno stawiająca na swoim polska Mama. Wspaniale odegrany archetyp matki, która czeka na powrót synów. Matki Polki, rzecz jasna, w stanie błogosławionym.

Po długiej sesji z wojenną groteską, nie wie się, czy Demirski i Strzępka wygrali czy polegli na froncie teatralnych zmagań. Ich spektakl raczej nie zmieni zapatrywania na samą bitwę warszawską. Wypiski, jakie duet poczynił na marginesach historii, są natomiast interesującym zaproszeniem do ideowej dyskusji. Choćby o tym, co kształtuje narodową tożsamość. I czy warto dzisiaj na każdym kroku podpierać się przeszłością? Ta przecież kryje w sobie rozmaite pułapki. Jak Marks wyrażający sympatię dla narodu ujarzmionego.

Premiera "Bitwy warszawskiej 1920" odbyła się 22 czerwca na deskach Starego Teatru w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji