Wariacje na tematy staropolskie
Odkryte niejako ponownie po II wojnie światowej "Parady" Jana Potockiego powstały w języku francuskim a nawiązywały do włoskich wzorów komedii dell`arte. Te tłumaczone na język polski były już w naszym kraju wystawiane, a teraz na XI Ogólnopolskich Konfrontacjach Teatralnych zaprezentował ich kolejną, a-trakcyjną teatralną wersję Teatr Polski z Wrocławia w reżyserii Jacka Bunscha.
Rzecz można nazwać "wariacjami na temat" bowiem Jacek Bunsch nie poszedł w kierunku wiernej rekonstrukcji teatru dworskiego, nie pokazał też dokładnie komedii dell`arte. Stworzył raczej widowisko o wyraźnym rodowodzie ludowym ale oparte o zdobycze współczesnego teatru widoczne zarówno w grze aktorskiej, jak i w scenografii, kostiumach i specjalnie do spektaklu napisanej muzyce Jerzego Satanowskiego.
"Parady", pięć scenek połączonych wspólnymi postaciami, to widowisko żywiołowe, dowcipne, bazujące przede wszystkim na zaczepnej ekspresyjnej inscenizacji całości. Nic tu oczywiście me jest na serio, wszystko w konwencji żartu, umownie rozumianej improwizacji a nawet, choć reżyser odżegnywał się od tego w pospektaklowej dyskusji, kabaretu. Można by zaryzykować twierdzenie, że jest to jedna wielka zabawa widzów i aktorów, gdyby ci ostatni nie wkładali w przedstawienie tak ogromnego wysiłku. Mamy bowiem w "Paradach" przegląd najróżniejszych technik i metod pracy aktorskiej: obok przerysowywania ról także pantomimę, elementy akrobatyczne, trochę cyrku, wszystko zaś w niebywałym tempie sprzyjającym i korespondującym z błyskotliwością tekstu, kalamburem, komizmem sytuacyjnym. Trzeba przyznać, że wszystkie te elementy pasują do siebie jak kamyczki wypracowanej mozaiki i choć wykonawcy czynią wiele byśmy w tę improwizację uwierzyli to przecież znać tu rękę "reżysera-tyrana", który temu żywiołowi nadaje kierunek i charakter.
Jedynym zgrzytem wydają mi się tylko zbyt dosłowne wtręty aktualizujące (np. dowcip o kartkach żywnościowych), których pełno ostatnio w pierwszym lepszym programie pseudorozrywkowym. Wprawdzie Jacek Bunsch przysięgał, że żarty te wprowadził dokładnie w miejsca, w których Jan Potocki kpił z sytuacji sobie współczesnych, a które mogłyby być niezrozumiałe dla współczesnego widza, ale może trzeba było cieniej i dowcipniej wymyślić to coś nowego.
Ta uwaga to jednak zarzut nie ujmujący zbyt wiele z widowiska, które stworzone zostało konsekwentnie w ramach swej stylistyki, i które podobało się publiczności dzięki nowoczesnej teatralnej oprawie szacownego tekstu. Obok zasług reżyserskich sprawiedliwość należy się i aktorom: Bożenie Baranowskiej, Zygmuntowi Bielawskiemu, Tadeuszowi Szymkowowi, Mirosławowi Skupinowi, Miłogostowi Reczkowi i Krzysztofowi Dymkowi. Scenografię zaprojektował Jacek Zagajewski, zaś kostiumy Irena Biegańska.