Artykuły

Drzwiami i oknami

Publiczność szturmuje sale teatralne drzwiami i oknami, bilety na wszystkie spektakle sprzedają się na pniu. To oczywiście na razie tylko marzenie właścicieli każdego z prywatnych teatrów, ale marzenie to coraz częściej się w Polsce spełnia, bo po prostu popyt rodzi podaż - pisze Grzegorz Benda w Uważam Rze.

Na wizyty w teatrach Polacy wydają rocznie 200 mln zł, jest więc o co powalczyć. A że nie zawsze ilość spektakli przechodzi w ich jakość? To już temat na długi monolog. Dłuższy niż hamletowskie: "To Be, Or Not To Be".

Jak założyć teatr

Technicznie rzecz ujmując, to zadanie zaskakująco dziś u nas łatwe. Wystarczy w rejestrze działalności gospodarczej wpisać "działalność teatrów dramatycznych". Problemy, jak w każdym biznesie, zaczynają się mnożyć dopiero później. I tylko dlatego nie mamy dziś tych prywatnych teatrów dwukrotnie czy trzykrotnie więcej. Często spontaniczny zapał powstrzymują realna ocena szans, zdrowy rozsądek, a niejednokrotnie świadomość ogromu koniecznych do poskładania elementów i lawiny szczegółów, w których diabeł tkwi. "Tak to - jak stwierdza sam Hamlet - rozwaga czyni nas tchórzami. Przedsiębiorczości hoża cera blednie pod wpływem wahań i zamiary pełne jędrności, zbite z wytkniętej kolei, tracą nazwisko czynu" (przekład Józefa Paszkowskiego).

A jednak prywatne teatry nadal mnożą się u nas jak grzyby po deszczu, a w Siedlcach mają już nawet własny festiwal. We wrześniu ubiegłego roku odbył się I Ogólnopolski Festiwal Teatrów Prywatnych "Sztuka plus komercja" i od razu sprowokował szeroką dyskusję i pytania: Co jest sztuką, a co komercją? Czy teatr prywatny (silą rzeczy komercyjny) oznacza, że to z definicji teatr gorszy niż publiczny? Patron festiwalu Emilian Kamiński (Teatr Kamienica) apeluje, by zaprzestać wreszcie podziałów na sztukę i komercję, bo według niego liczy się przede wszystkim końcowy efekt a że komercyjność wymaga jakości i aktorów na topie i sensownego budżetowania? Tym lepiej. - Teatry prywatne - stwierdza dalej aktor biznesmen - każdą złotówkę muszą ciężko wypracować. Same. I nie ma tu miejsca na artystyczną bylejakość, bo w takim przypadku

widz już tam nie wróci. Jednocześnie, by go ponownie zwabić przed kasy (nie wstydźmy się takich sformułowań), trzeba ponadto /decydowanie iść z duchem czasu. Racja, jak to najczęściej bywa, leży pośrodku. Trudno odmówić jej tym, którzy podkreślają, że w przypadku prywatnych teatrów wydarzeniami artystycznymi rządzą razem - i prawdziwa sztuka, i równie prawdziwa komercja, i obie muszą iść w parze. By wyjść na swoje, trzeba po prostu zarabiać pieniądze i często zrezygnować z czegoś ambitnego na rzecz łatwej rozrywki, która pozwoli nie tylko przetrwać, ale i dalej się rozwijać w tym innym (lepszym? ambitniejszym?) kierunku. Ta fuzja jest po prostu koniecznością. A sztuka? Wydaje się, że największą ze sztuk jest w tym przypadku sztuka... mądrego balansowania pomiędzy tymi dwoma światami. Takiego, by zaistnieć (i istnieć!) w świadomości wszystkich widzów. I tych, i... tamtych. A ten zbiór ma często niemałą część wspólną. Ech, znów ta matematyka, ale jest tu bardzo, bardzo potrzebna, kiedy zaczynamy liczyć nie tylko... liczbę dobrych recenzji.

Prywatne teatry, co nie dziwi, najczęściej zakładają ludzie od zawsze związani z teatrem. Często po prostu aktorzy. Jeden z pierwszych powstał 22 lata temu w Michałowicach koło Szklarskiej Poręby. Teatr Nasz powołany został do życia w 1991E. przez aktorskie małżeństwo Jadwigę i Tadeusza Kutów oraz muzyka Jacka Szreniawę. Teatr szczyci się niemałym już dorobkiem. Zagrali ponad 4 tys. spektakli, wystawili ponad 40 premier.

Jak zarobić

Prywatne teatry powstały i powstają w całej Polsce: w Gdańsku Scena Teatralna Kontrakt, w Łodzi teatry Lutnia.MatyiPiccolo, w Częstochowie S, a w Sopocie Tarasy Jednym z pierwszych było też warszawskie Studio Buffo, założone przez prekursorów musicalu wPolsce ("Metro"!) Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosę. Kiedy na początku lat 90. zaczynali w sali kinowej dawnej YMCA, wszystko było niewiadomą. W ciągu kilku lat wywalczyli silną pozycję artystyczną i ekonomiczną, głównie dzięki rewiom piosenek z czasów PRL. Przy teatrze zbudowali studio na grań i otworzyli restaurację. Działo się dobrze, ale wtedy na rynku pojawiła się dotowana z publicznych pieniędzy konkurencja. Wyremontowano i otwarto Teatr Syrena, a i Roma też zmieniała profil operetkowy na musicalowy. W Studiu Buffo zaczęło się dziać coraz gorzej, ale jakżeż mieli konkurować z teatrami dotowanymi przez państwo? Roma dostawała od miasta ok. 10 mln zł, Syrena ponad 3 mln zł, Studio Buffo ani złotówki. Efekt? Po 2000 r. firma przygasła. No cóż, to przykre fakty ale nie ma równych praw Teatry finansowane z budżetu i te mające dostęp do dotacji zawsze będą na uprzywilejowanej pozycji, a prywatny teatr będzie musiał toczyć boje o widownię i dobrych aktorów. Samo życie. Kiedyś rockowa grupa RSC śpiewała, że "Życie to teatr". Bywa i odwrotnie.

W samym centrum stolicy, tuż przy zbiegu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, kino Bajka przejęła z kolei medialna grupa ITI i przemianowała je na kinoteatr Bajka. Na inaugurację wybrano

monodram "Belfer" z brawurową kreacją Wojciecha Pszoniaka. Ale ta akurat Bajka nie skończyła się dobrze, bo ostatni właściciel teatru nie wywiązał się z wielu zobowiązań i w pewnym momencie... zniknął. Toczy się przeciw niemu kilkadziesiąt spraw sądowych, wytoczonych przez aktorów, którzy próbują odzyskać niewypłacone im honoraria. Dziś ma tam swą drugą scenę należący do samorządu Warszawy Teatr Kwadrat. Adaptowanie kin na potrzeby teatrów jest zresztą w modzie. Kolejnym, po Polonii i kinach Ochota czy Bajka, jest Capitol. Dobrze od samego początku i coraz lepiej z każdym rokiem radzi

sobie Teatr Kamienica, założony także w Warszawie przez Emiliana Kamińskiego, któremu na jego uruchomienie udało się zdobyć 5 mln euro z funduszy europejskich.

Coraz lepiej radzi sobie także Teatr 6. Piętro prowadzony przez Michała Zebrowskiego i Eugeniusza Korina.

Ten najbardziej dziś znany i popularny to oczywiście Polonia Krystyny Jandy, która ze swoim marzeniem o własnym teatrze debiutowała w sali Fabryki Trzciny, prywatnym centrum kulturalnym na warszawskiej Pradze założonym przez producenta i kompozytora Wojciecha Trzcińskiego. Potem, kupując kino, zaryzykowała pieniądze własne i swej rodziny Same tylko fotele kosztowały 300 tys. zł! Ale warto było podjąć to ryzyko, bo dziś teatr Krystyny Jandy to już po prostu Firma przez duuuże "F", z kilkoma teatralnymi lokomotywami, na czele z boską "Boską". Podobnie dobrze radzi sobie spokrewniony z Polonią Och-Teatr, mieszczący się w siedzibie dawnego kina Ochota. Wszystkie wspomniane teatry mają (lub miały) własne sceny i takich prywatnych scen najwięcej jest właśnie w Warszawie, bo chyba tylko w stolicy (no, może jeszcze i w Krakowie) taki teatr z własną sceną ma szansę się utrzymać. By teatr na stałe zagościł w świadomości widzów jako równorzędny konkurent teatrów państwowych, powinien grać minimum pięć dni w tygodniu, a... prąd kosztuje. A że tylko tu? Nic dziwnego, to tu jest kulturalne centrum kraju i tu skupiają się najważniejsze media. To tu zjeżdżają w poszukiwaniu swej życiowej i artystycznej szansy najbardziej utalentowani młodzi aktorzy, a nasi najwięksi od dawna już tu mieszkają.

Teatry do wynajęcia

Jak dotąd skupiłem się na teatrach z własną scena, ale istnieją przecież także prywatne teatry "bez sceny". Jest ich n-krotnie więcej i zjadają solidny kawał biznesowego tor-Ul Te teatry to nasza prywatna sól teatralnej ziemi. Specyficzny rodzaj teatrów "objazdowych", teatrów "do wynajęcia". Mamy XXI wiek, a w pewnym sensie cofamy się do biznesowych sposobów na teatralne życie stosowanych jeszcze przez... Szekspira i Moliera. To ci do piero nobilitacja! Takich teatrów są w Polsce dziesiątki (setki?). Swą działalność kierują głównie (i mają do tego pełne prawo, bo to ich wybór) na zysk, wystawiając najczęściej łatwe w odbiorze komedie czy prezentowane w szkołach bajki dla dzieci. Na przeciwnym biegunie teatralnej kuli (nieziemskiej! tak, popadłem w teatralne tony, ale wkrótce wracam) są teatry tworzone przez najprawdziwszych pasjonatów, platonicznych kochanków Melpomeny, którym do pełni szczęścia naprawdę nie jest potrzebna... żadna widownia! Byle mogli grać to, co kochają, czyli ambitnie aż do granic wytrwałości, a nawet... zrozumienia.

Tak wybrali. To oczywiście wyjątki. Często chwalebne i wiecznie głodne. Głównie sztuki, ale i głodne po prostu. Nic to. Tak jak nic to, że przeglądając repertuar większości prywatnych teatrów, natrafimy niejeden raz na spektakle niezbyt wysokich lotów. Powtarzam, te teatry najzwyklej w świecie muszą "coś jeść". Zaraz, zaraz, a misja? Tu powinien zaistnieć taki podział, jaki powinien zaistnieć w mediach publicznych i prywatnych.

Teatry prywatne powinny zagospodarować tę część repertuaru (i publiczności), która pozwala na osiąganie zysków, by teatry publiczne mogły skupić się na tym, co nieopłacalne (niekomercyjne!), a konieczne dla rozwoju naszej kultury: na odczytaniu na nowo wielkiej literatury i wszechstronnej teatralnej edukacji.

Mieć zatem czy być? Pewnie, że najlepiej połączyć jedno z drugim. Czy udało się to twórcom monodramu "Kalina" [na zdjęciu]? Premiera zapowiadana jest w Teatrze Polonia na 28 czerwca. W postać niezapomnianej i zjawiskowej Kaliny Jędrusik wcieli się (prywatnie!) Katarzyna Figura, co - mam nadzieję - zwiastuje nam teatralne wydarzenie sezonu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji