Artykuły

Dariusz Taraszkiewicz o tolerancji

Reżyserowi w ukazaniu uniwersalnych problemów pomogło ogromne zaangażowanie aktorów - o spektaklu "Moralność Pani Dulskiej" w reż. Dariusza Taraszkiewicza w Teatrze Arka we Wrocławiu pisze Grzegorz Ćwiertniewicz z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr "Arka" znajduje się w sercu Wrocławia. Przy Menniczej 3. Droga do niego wiedzie przez gwarną i zatłoczoną Świdnicką. Wystarczy skręcić w jedną z uliczek, aby znaleźć się w miejscu magicznym, niezwykle przyjaznym, pozbawionym miejskiego zgiełku, miejscu przenikania się różnych światów (rzeczywistość ludzi pełnosprawnych z rzeczywistością ludzi niepełnosprawnych intelektualnie) i sposobów postrzegania, rozmaitych wrażliwości i kultur. Osoby, które być może nigdy nie miałyby okazji się spotkać, zaprasza pod dach teatru integracyjnego Renata Jasińska - dyrektor, prezes, ale nade wszystko aktorka i reżyserka, kobieta nietuzinkowa, nieszablonowa. Oryginalność artystki przejawia się nie tylko w sposobie bycia, ale i w strojach, które podkreślają jej absolutnie artystyczną osobowość. Zespół "Arki" to profesjonaliści, absolwenci europejskich szkół aktorskich, natomiast osoby niepełnosprawne występujące na deskach teatru to adepci profesjonalnych warsztatów teatralnych. Dla Renaty Jasińskiej praca w takim środowisku to duże zawodowe, ale i osobiste wyzwanie: "Prowadzenie takiego zespołu nie jest proste, ale możliwe. Wymyśliłam sobie, że będzie w teatrze równość, tolerancja, sprawiedliwość i zachowanie, utrzymanie tych wartości wymaga wysiłku. Należy też pamiętać, że niepełnosprawni są niesłychanie delikatni, wrażliwi. W moim teatrze nie ma miejsca na przejawy agresji czy przemocy - tutaj musi być poczucie bezpieczeństwa, rodzina, a jednocześnie dyscyplina. I to wszystko trzeba pogodzić". Każdy, kto przekroczył choć raz próg teatru, dostrzegł, że wizja ta wykracza poza sferę marzeń, a członkom zespołu przyświeca myśl A. de Saint-Exupery'ego: "Naprawdę istnieje tylko jedna radość: obcowania z ludźmi".

W repertuarze znajdują się spektakle podejmujące głównie problematykę egzystencjalną, ukazujące, jak wielką wartością jest człowiek i kim winien być dla drugiego człowieka. Miłośnicy "Arki" mają kolejny powód do radości i dumy, gdyż repertuar został wzbogacony o nowe, bardzo udane przedstawienie. W piątek, 21.06. 2013 r., odbyła się bowiem premiera "Moralności Pani Dulskiej". Adaptacją i reżyserią zajął się Dariusz Taraszkiewicz, współpracujący z "Arką" od wielu lat ("Oskar i Pani Róża", "Kamienie na szaniec"). Taraszkiewicz jest uważnym obserwatorem rzeczywistości, mądrze z nią dyskutującym ("Kwartet", "Zamknięty świat", "Harold i Matylda". Bez wahania można określić go mianem filozofa teatru. Stoi na straży ważnych wartości, co czyni go w pewnym sensie wykrzyknikiem sumienia, reżyserem bardzo dobrze obecnym.

O tym, że Taraszkiewicz dostrzega piętrzące się problemy współczesnego świata, świadczy uzupełnienie tytułu sztuki Gabrieli Zapolskiej o istotny element, o "do kwadratu". Można więc wnioskować, że w jego opinii młodopolska dulszczyzna zawładnęła XXI wiekiem. Bez wątpienia zabieg ten służy również wzmocnieniu ataku, dobitnemu ukazaniu publiczności scenicznego nerwu. Widzowie, znający komedię Zapolskiej, szybko zorientują się, że adaptacja Taraszkiewicza znacznie odbiega od jej klasycznej wersji. I dobrze. Sztuka teatralna musi żyć. Akcję dramatu Zapolskiej przenosi reżyser do współczesnego domu, w którym można swobodnie posłuchać radia, obejrzeć telewizję czy zatańczyć techno. Dulska wywodzi się z niezbyt bogatego środowiska. Poznajemy ją już jednak jako bizneswoman, kobietę sukcesu, osobowością przypominającą Alexis Morell Carrington, przywdziewającą odważne stroje (szlafrok tylko w niektórych momentach) dodające jej swoistego seksapilu, nadużywającą alkoholu, strzegącą na zewnątrz przyzwoitości, podporządkowującą swej woli otoczenie i wymuszającą posłuszeństwo. Felicjan jest jej trzecim mężem. Wyszła za niego, gdyż był obcokrajowcem posiadającym majątek. Niewykluczone, że czeka na jego śmierć. I on różni się od milczącego bohatera Zapolskiej. Co prawda, dał się spacyfikować żonie, spełnia jej rozkazy, ale nie wędruje już na kopiec Kościuszki, drepcząc w kółko po pokoju, wręcz przeciwnie- ożywia się na widok Juliasiewiczowej, z którą romansuje, budzi go już jej zapach, przemierza salon "na czterech łapach", próbując dogonić obiekt pożądania. W spektaklu trudno rozróżnić Melę od Hesi, ale to dlatego, że reżyser nie przypisał im żadnych szczególnych ról. Siostry porozumiewają się za pomocą komputera (nie tylko), przedrzeźniają Dulską, krytykują jej skąpstwo. Muszą być jednak dla niej miłe, gdyż zależy im na pieniądzach na własne przyjemności. Nastolatkom nie podoba się, że matka akceptuje zachowanie Zbyszka. W gruncie rzeczy obie są do niej bardzo podobne. Zbyszek, jak u Zapolskiej, wraca późno do domu, nie mówi, gdzie był, co robił. Można się tego dowiedzieć z jego mimiki. Poza członkami rodziny, w domu mieszkają "Hanki", niepełnosprawne dziewczyny, które Dulska przygarnęła z ośrodka, jak twierdzi- z dobrego serca. Nic bardziej mylnego. Dziewczyny pełnią rolę służby: sprzątają, gotują, prasują, podają do stołu. Są przy tym wciąż upokarzane przez gospodynię. Mela i Hesia również nie akceptują ich obecności. Twierdzą, że Dulska zrobiła z domu przytułek. Mają jednak świadomość, że matka pobiera za opiekę nad nimi pieniądze i że tak łatwo się ich nie pozbędzie. Jedna z "Hanek" nie wytrzymuje presji i zgłasza Dulskiej chęć opuszczenia jej domu, zaznacza jednak, że dyrektor ośrodka na pewno przyśle kogoś na jej miejsce... Aniela wpada w szał, gdyż za swoje "dobre" serce oczekiwała wdzięczności. Tymczasem ktoś próbuje się jej nieśmiało przeciwstawić. I to jeszcze kto?! Niedojda z bidula. Zbyszek, wciąż namawiany przez matkę do ustatkowania się, postanawia dać jej "pstryczka w nos". Zachęca ową "Hankę" do przyjęcia pozornych zaręczyn. Dziewczyna na początku opiera się. Twierdzi, że Dulska nigdy nie uwierzy, nie zgodzi się, ze względu na jej niepełnosprawność. Ulega jednak urokowi Zbyszka, który rzeczywiście akceptuje dziewczyny i nie toleruje postępowania swojej familii. Trzymając "Hankę" w objęciach, informuje matkę o powziętej decyzji Reakcję Dulskiej łatwo sobie wyobrazić. Tłumaczy mu, że to ona jest jego matką i winien jej posłuszeństwo. Zbyszek toczy wewnętrzną walkę. Przegrywa. Argumenty matki są silne. Dulskiej w doprowadzeniu domu do ładu pomaga sprytna Juliasiewiczowa. Młody człowiek, bez pracy lub zarabiający niewiele, nie poradzi sobie w kapitalistycznym świecie. Syn przystaje na słowa Anieli, która uważa, że trzeba żyć po bożemu, jak przystało na szanowaną, kochającą się rodzinę Dulskich. Trzeba żyć tak, jak żyją KowalscyNiezgodę na takie życie, na taki świat zawiera Zbyszek w piosence "Dziwny jest ten świat". W konsekwencji "Hanki" opuszczają dom Anieli i Felicjana.

Taraszkiewicz nie pominął wątku z sąsiadką, choć nie jest to już kobieta z dramatu Zapolskiej. To transwestyta, którego Dulska nazywa "chłopobab" i "nie wiadomo co". Sugeruje, że za to "nie wiadomo co" sąsiadka została pobita i wyrzucona z pracy. Dulska nie może tolerować w kamienicy "mężczyzny, który nażarł się hormonów i myśli, że jest kobietą", nie może tolerować demonstracji pod swoimi oknami, gdyż liczy się z opinią ludzi. Nakazuje lokatorce opuszczenie mieszkania, bez względu na srogą zimę. Dulska z radością wita natomiast księdza, którego przywiodło do domu uczciwej parafianki światło niebieskie widoczne z podwórza (akurat w tej chwili w domu Dulskich odbywała się dyskoteka i migotał stroboskop). Aniela zaszczycona odwiedzinami księdza prosi go o kolędę. Każe przygotować dzieciom stół z białym obrusem, opuścić krzyż. Pada przed księdzem na kolanach, śpiewa kościelne pieśni, którymi on sam nie jest zachwycony. Po chwili duszpasterz prosi Dulską o spory datek na remont dzwonnicy. Podkreśla, jak często mówi o jej uczciwości, dobroduszności innym proboszczom, a nawet biskupowi. Aniela z pewnym niezdecydowaniem wręcza księdzu kopertę, ba, zostaje jej przez niego wyrwana z ręki. Oczekuje od niego, że w zamian porozmawia z burmistrzem o działce, którą chciałaby nabyć po okazyjnej cenie.

Taraszkiewicz udowodnił, że postęp cywilizacyjny nie wyeliminował kołtuństwa i moralnej hipokryzji z mentalności ludzi. Dulscy żyją, stali się nawet Kowalskimi, mają się dobrze, stroją różne miny, przybierają różne pozy. Są zakłamani, wyrachowani i pozbawieni samokrytycyzmu. Taraszkiewicz wspaniale pokazał ich stosunek do wszelkiej odmienności (niepełnosprawność, odmienność seksualna). Tragifarsa jest gorzką refleksją na temat kondycji polskiego społeczeństwa.

Reżyserowi w ukazaniu uniwersalnych problemów pomogło ogromne zaangażowanie aktorów. Na szczególną uwagę, a wręcz wyróżnienie zasługuje czworo z nich. Renata Jasińska, przelatując przez Świdnicką, w niczym nie przypomina Dulskiej, a jednak stworzyła postać bardzo wyrazistą, co dobrze świadczy o jej kunszcie. Teresa Trudzik, adeptka grająca Hankę Zbyszka, bawiła i wzruszała, była prawdziwa. Udział w zajęciach powoduje, że w każdym kolejnym spektaklu jest bardziej dojrzała artystycznie. Beata Lech-Kubańska doskonale wcieliła się w rolę Juliasiewiczowej. Powabna, przykuwająca uwagę widza. Grała pewnie, wartko, wykazała się umiejętnościami teatralnymi, ale i reżyserskimi (była bowiem asystentką Taraszkiewicza). Należy do grona bardzo dobrze zapowiadających się aktorów młodego pokolenia. Podobnie jak Michał Przybysz, odgrywający rolę Zbyszka. Posiada doskonały warsztat aktorski (dykcja, śpiew, taniec). Oddał stan emocjonalny bohatera, z którym przyszło mu się zmierzyć. Przepełniony refleksją ma szansę wykreować w przyszłości wspaniałe postaci.

"Piękne umysły spotykają się" (Wolter) we wrocławskim Teatrze "Arka". Co do tej prawdy nie można mieć żadnych wątpliwości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji