Artykuły

A Part - festiwal bez gwiazd

- Wszystko, co tutaj pokazujemy, jest jak najbardziej dalekie od bardzo dzisiaj popularnego teatru gwiazdorskiego czy celebryckiego - mówi Marcin Herich, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Performatywnych "A Part". Kolejna jego edycja potrwa od 15 do 25 czerwca.

Rozmowa z Marcinem Herichem [na zdjęciu]:

Iwona Sobczyk: W tym roku A Part odbywa się po raz 19. Jaki to ma wpływ na festiwal?

Marcin Herich: To jest bogactwo doświadczeń, którego nie sposób przecenić. Dzisiaj wystarczy zapisać się na profesjonalny kurs, żeby dowiedzieć się, jak zorganizować imprezę kulturalną. My wszystkiego musieliśmy nauczyć się sami, bo zaczynaliśmy w czasach, kiedy takich możliwości nie było. Cieszę się ogromnie, że festiwalowi udało się przetrwać tyle lat. a nam w tym czasie udało się nie stracić poczucia, że warto go robić.

Gdy zapraszacie nowe grupy, musicie się przedstawiać? Czy A Part to już znana festiwalowa marka?

- Wszyscy znają najbogatsze festiwale, na których pojawiają się głośne nazwiska i grupy. Nasza polska Malta jest znana, ale ma 10 milionów złotych budżetu. My mamy 200 tysięcy i jesteśmy festiwalem, który można uznać za mały albo średni. Poza tym trudno znać wszystkich. Istnieje ogromna liczba festiwali i grup teatralnych, a cały czas pojawiają się nowe zjawiska. Codziennie dostaję e-maile z ofertami od grup z całego świata, o których nie słyszałem. Teatr niezależny to ogromny rynek sztuki.

Tak ogromny, że nawet jeśli nie zaprasza się najbardziej głośnych i najdroższych teatrów, jest z czego wybierać?

- Oczywiście, że tak. Staram się zresztą też, żeby te najbardziej znane teatry przynajmniej raz się u nas pojawiły. Był przecież Jan Fabre, Societas Raffaello Sanzio czy zaprzyjaźnione z nami od lat Derevo. A w tym roku udało się zaprosić Compagnie Dos a Deux. Równolegle cały czas staram się odkrywać nowe zjawiska i zapraszam grupy nieznane, czasem podejmując przy tym pewne ryzyko. Ryzyko jest tym większe, że nie wszystkie spektakle mogę obejrzeć na żywo. Czasem musi wystarczyć rejestracja wideo. W tym roku bardzo interesującą ofertę e-mailową dostałem, gdy program był już zamknięty. Napisała do mnie mieszkająca w Barcelonie niemiecka artystka Karla Kracht, informując, że właśnie kończy wieloetapowy oparty na animacji projekt, który przygotowywała od lat, i szuka miejsca na jego premierę. Materiały wideo, które przysłała, zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że postanowiłem nieco poprzestawiać program i znaleźć w nim dla niej miejsce.

Compagnie Dos a Deux, o której wspomniał pan wcześniej, to będzie największa gwiazda festiwalu?

- Unikam tego określenia. Wszystko, co tutaj pokazujemy, jest jak najbardziej dalekie od bardzo dzisiaj popularnego teatru gwiazdorskiego czy celebryckiego. Z pewnością jednak Compagnie Dos a Deux to była grupa, którą najtrudniej było zaprosić. To bardzo wzięty teatr. Pierwszy raz widziałem ich kilkanaście lat temu w Brazylii, gdzie graliśmy akurat na festiwalu teatralnym. W wolnych chwilach oglądaliśmy inne spektakle i ja trochę przez przypadek, bo wcześniej o nich nie słyszałem, trafiłem na Dos a Deux. Grupa, tworzona wtedy przez dwóch aktorów, pokazywała swoje drugie przedstawienie i dopiero wkraczała na rynek sztuki. Już wtedy myślałem o tym, żeby zaprosić ich do nas, bo było coś szalenie oryginalnego w sposobie poruszania się, który sobie wymyślili. Parę łat później byli już bardzo znani w Europie, a w tej chwili grają niemal codziennie w kilku składach. W Polsce grali już dwukrotnie, do tej pory tylko w Warszawie, ale z innymi spektaklami niż ten, który pokażą w Katowicach.

A kto przyjeżdża do Polski po raz pierwszy?

- Pierwszy raz będą Compagnie Etandonne, hiszpańska tancerka i bardzo śmiała performerka Nuria Sotelo i wspomniana już Karla Kracht.

Compagnie Etandonne to teatr tańca?

- To jedyny teatr tańca w programie tegorocznego festiwalu. Teoretycznie teatr tańca jako teatr niewerbalny bardzo dobrze pasuje do profilu naszego festiwalu, ale długo stroniliśmy od niego w programie. Mieliśmy na Śląsku bardzo duży festiwal poświęcony tej dziedzinie, taniec był bardzo popularny, więc nie widziałem potrzeby, żeby zaznaczać jego obecność także u nas. Teraz jest o nim ciszej, więc powoli włączamy go do programu A Partu. Cały czas zależy mi jednak na rym, żeby więcej w nim było teatru niż tańca. Etandonne to bardzo nietypowy teatr tańca.

Co jest w nim nietypowego?

- To trzeba zobaczyć. Ich "Showcase Trilogy" to przedstawienie teatralne świetnie zagrane, niecofające się przed mocnymi środkami, odważne, a jednocześnic dowcipne.

Są też grupy, które pojawiają się zawsze, tak jak Porywacze Ciał i Biuro Podróży. Dlaczego?

- Biuro Podróży jest jedynym stale funkcjonującym profesjonalnym teatrem plenerowym w Polsce. Nie chcę rezygnować z prezentowania na A Parcie spektakli plenerowych, a od paru łat coraz trudniej znaleźć interesujące propozycje.

Czemu? Wszyscy ześlizgują się w jarmark?

- To jedna rzecz. Inny problem jest taki, że gdybym chciał zaprosić zagraniczny spektakl plenerowy z najwyższej półki, musiałbym wydać na to cały budżet festiwalu. A ponieważ chcę pokazywać spektakle artystycznie ciekawe, zapraszam Biuro Podróży. Porywaczy Ciał zapraszamy dlatego, że nikt inny u nas ich nie zaprasza, a to grupa bardzo ważna dla polskiego teatru niezależnego. Na A Parcie zawsze jest miejsce na jej produkcje, tym bardziej że jakość każdej kolejnej jest zawsze niezwykle wysoka.

Porywacze Ciał wystąpią w Rialcie, ale w tym roku festiwal wykorzystuje też bardzo nietypowe przestrzenie. Teatr Usta Usta Republika zagra na nieczynnym dworcu kolejowym w Szopienicach. Dlaczego tam?

- Miałem takie marzenie, żeby oprzeć w tym roku program festiwalu na figurze labiryntu. Nie udało się tego zrobić ze względów finansowych i z całego tego wielkiego planu został jeden spektakl - właśnie "Ambasada" teatru Usta Usta Republika. Potrzebna była do niego duża przestrzeń - budynek, który będzie miał co najmniej 30 pokoi, między którymi będzie można przechodzić i z którymi będzie można zrobić, co się chce. Przymierzaliśmy się do hotelu Silesia i budynku DOKP, ale ostatecznie stanęło na Szopienicach. To nieczynny dworzec znajdujący się w pewnej odległości od użytkowanej dzisiaj stacji, ogromny gmach z pokojami biurowymi, jadalnią, a nawet oborami. Wykorzystamy wszystkie te dziwne przestrzenie.

W nietypowej przestrzeni będzie też grany wasz nowy spektakl - "Ziemia Gomo" teatru A Part. Wybraliście halę nieczynnego kina Słońce w Janowie.

- Jesteśmy z tym miejscem związani od lat. To jedno z najstarszych kin w Katowicach, od lat nieczynne, którego prywatny właściciel udostępnia nam przestrzeń magazynową. Przechowujemy tam rzeczy do przedstawień plenerowych. Nasz nowy spektakl dość mocno odwołuje się do kontekstu lokalnego, a konkretnie do śląskiego malarstwa naiwnego, które z Janowem kojarzy się przecież bardzo mocno. Uznaliśmy, że skoro zainspirował nas Janów, nie ma sensu przenosić tego spektaklu do centrum Katowic.

W przyszłym roku festiwal A Part będzie świętował dwudziestolecie. Zamierzacie szczególnie to uczcić?

- Tak. Chcemy zaprosić związanych z A Partem twórców, takich jak Marcin Liber czy Joanna Grabowiecka. Zamierzamy uczcić dwudziestolecie festiwalu i dziesięciolecie teatru A Part z naszymi przyjaciółmi. Bardzo liczę też na to, że rocznicę świętować będziemy już we własnej siedzibie. Od lat staramy się o miejsce, do którego publiczność będzie mogła przychodzić na co dzień i które da nam możliwość rozwoju. Teraz pojawiło się światełko w tunelu. Mam nadzieję, że się uda. Tym bardziej że w Katowicach brakuje małych, prężnych ośrodków kultury. W sztuce jest tak, że najciekawsze rzeczy powstają nie z nadania, ale z pasji i potrzeby twórczej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji