Artykuły

Groza szeroko uśmiechnięta

Anna Chodakowska gra z powściągliwą ironią, inni aktorzy też są świetni. Ale dlaczego o przedstawieniu "Stara kobieta wysiaduje" zapomniałem pięć minut po wyjściu z warszawskiego Teatru Małego?

Jest w tym spektaklu smak nostalgii. Anna Chodakowska gra rolę z gatunku takich, w jakich powinna przebierać od se­zonów. Jest ostra i prześmiewcza, modu­luje głos, zagarnia scenę. Niegdyś była Antygoną u Hanuszkiewicza w tym samym teatrze. Potem ociosało ją życie, a wrażliwość wyostrzył Jerzy Grzego­rzewski. Pamiętam ją z "Duszyczki", też według Tadeusza Różewicza. Była ulot­na i dotykalna jednocześnie. Teraz gra Starą Kobietę, nawet na mo­ment nie schodząc ze sceny. Mocną kre­ską rysuje portret wielkiej matki, która znalazła się pomiędzy dwoma światami. Wyszydza to, co jest tu, bo już patrzy na drugą stronę. Spotyka się w jej Starej Kobiecie konkret więdnącego ciała z czy­stą metafizyką. Przy tym Chodakowska nawet na moment nie uderza w podejrzane tony. Woli śmieszność i gorycz od jednoznaczności. A jednak świetna rola nie ratuje przedstawienia. Reżyserował Stanisław Różewicz, brat poety. Przygotował nawet adaptację tek­stu, próbując uwspółcześnić tło, dopisu­jąc z innych utworów pisarza niektóre kwestie postaci Mamy też występ Dziew­czyny (Bożena Stachura), która płomien­nie parodiuje oscarowe przemowy filmo­wych gwiazdek, z głośników w knajpie płynie "Felicita", wspomina się o Bushu, Chiracu i Kofim Annanie. Zabieg spełnia być może, przynajmniej wedle inscenizatora, zadanie, bo widzowie się śmieją. Ale ów śmiech okazuje się bronią wymie­rzoną w widowisko. Bo jeśli "Stara kobie­ta .." wywołuje tylko dobroduszny śmiech, znaczy to, że realizatorzy rozminęli się gdzieś z duchem oryginału.

Tak jest w Teatrze Małym. Nie od rzeczy Tadeusz Różewicz umieścił bohaterów na śmietnisku cywilizacji, w zwierciadle ostrej groteski portretując świat po kata­strofie. Garściami czerpał z poetyki absur­du, doprawiając całość wtrętami jak ze "Szczęśliwych dni" Becketta. W ujęciu Stanisława Różewicza dramat pachnie naftaliną. To, co było odkrywcze, pokrył kurz czasu. Zostały śmieszne riposty, ale satyra Różewicza trafia dziś w próżnię. Aktualizacje wyłącznie na poziomie tek­stu to wrażenie potęgują. Bowiem siłą dramatu była bezkompromisowa kryty­ka cywilizacji, ukazanie skrzywionej gro­zy świata. W przedstawieniu Teatru Ma­łego nic nie przeraża. Co więcej nic nie wywołuje poważniejszego namysłu. Sta­ra Kobieta objawia jowialną twarz i to przenosi się na całą inscenizację. Jej autorzy włożyli wiele niezrozumiałego wy­siłku w pozbawienie świata Różewicza ja­kichkolwiek znamion apokalipsy. W tym spektaklu groza uśmiecha się od ucha do ucha, jakby ubawiona ciętymi riposta­mi bohaterów. Jest do końca przyjemnie, jakby chodziło o dobrą zabawę w spraw­dzonym towarzystwie. To unieważnia sztukę Różewicza, czyniąc z niej tylko kul­turalny wieczór. Pewnie dlatego spłynął po mnie jak woda po gęsi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji