Przeciw legendzie
W CZASIE sesji naukowej IBL w roku 1962, poświęconej 50-leciu twórczości pisarskiej Marii Dąbrowskiej, zastanawiano się między innymi nad tym, czy i w jakim stopniu pisarz skrępowany jest w swych utworach prawdą historyczną. W wypadku dziejów Bolesława Śmiałego swoboda poetycka może być całkowita. Przekaz historiograficzny jest tak skąpy, że margines domysłu zajmuje właściwie miejsce faktów historycznych. Jaka jest prawda?
Przez wieki istniała bajeczka o świątobliwym biskupie krakowskim Stanisławie Szczepanowskim, zarąbanym przez okrutnego króla na Skałce, którym to schematem karmiono w czytankach młode pokolenie Polaków przez kilka wieków. Wiek XIX przystąpił do nieśmiałej początkowo rewizji tej legendy. Jeszcze Stanisław Wyspiański spojrzał na te wydarzenia częściowo tradycyjnie (Bolesław Śmiały, Skałka). Ale nowe spojrzenie stawało się sprawą nieuchronną. Więc Tadeusz Wojciechowski a ostatnio także Konstanty Grzybowski udowodnili, że o żadnym zabójstwie nie ma mowy, bo nawet z czysto formalnych powodów nie mogło się ono odbyć w kościele na Skałce, który w XI wieku w ogóle nie istniał. Gdy więc część jest zmyśleniem, wszystko może być nieprawdą.
Maria Dąbrowska pierwsza w literaturze legendę o "zarąbaniu toporem" sprowadza do normalnego wyroku sądowego. W dramatycznej rozmowie butnego księcia kościoła z królem, stanowiącej kulminacyjny punkt dramatu, ukaże słuszność motywów króla, który jedyne wyjście w ratowaniu Polski względnie swego panowania widzi w usunięciu wichrzycieli od wpływu na wydarzenia. Dąbrowska umiała zręcznie wpleść również satyrę polityczną do swego utworu ("wolność" przyniesiona przez "wyzwolicieli", która zaczyna się od więzienia). Pisarka sama zdawała sobie sprawę z niesceniczności swoich dramatów. Stąd wiele prób inscenizacji zarówno "Geniusza sierocego" jak też
"Stanisława i Bogumiła". Po raz pierwszy podjął się tego dzieła Jerzy Krasowski, sam uzdolniony dramaturg, którego doświadczenie przemogło wcale niemałe trudności. Ale - w wypadku "Stanisława i Bogumiła" - co innego wystawić sztukę w telewizji, a dokonać tego samego na otwartej scenie. I tu Krystyna Skuszanka jako reżyserka i inscenizatorka stanęła na wysokości zadania. Dramat Dąbrowskiej, utwór poważny i politycznie mądry, napisany jest niescenicznie, bez liczenia się z wymogami budowy utworu dramatycznego, więc bez rzeczywistych spięć; jest to raczej wielki dialog historyczny, rozpisany na większą ilość głosów. Obecność pewnych postaci na scenie nie tłumaczy się w ogóle ich udziałem w akcji. Mimo to Krystynie Skuszance udało się wydobyć zasadniczą myśl utworu. Ostatnią odsłonę sztuki, rozgrywającą się w eremii Bogumiła, reżyserka ograniczyła do wypowiedzenia sentencji końcowej, rodzaju moralitetu ("... niech nikt nie boi się pozostawać w ciemności...") wprost do widowni.
Prapremiera wrocławska utworu Marii Dąbrowskiej jest dla miasta wydarzeniem kulturalnym o dużym znaczeniu. Dąbrowska była związana z Wrocławiem kilkuletnim pobytem, co też tworzy ciepły klimat dla odbierania tu jej dzieła. Pomysł Krystyny Skuszanki, aby zaprosić na gościnny występ telewizyjnego Bolesława w osobie Ignacego Gogolewskiego okazał się ze wszech miar szczęśliwy. Dała temu wyraz publiczność wrocławska, która witała swego ulubieńca, znanego jej z licznych przedstawień telewizyjnych, olbrzymim aplauzem. Wbrew tytułowi sztuki czołowym bohaterem dramatu jest Bolesław. Przebogata skala środków aktorskich Gogolewskiego pomaga przezwyciężyć trudności, wynikające z tak statycznej roli, jaką jest Bolesław, a które okazały się na scenie jeszcze większe niż w telewizji. Artysta będzie kreował tą rolę do końca bieżącego sezonu teatralnego.
Obecność znakomitego partnera nie speszyła młodziutkiego aktora wrocławskiego Pawła Galię, który błazna królewskiego Czwańkę, postać wyposażoną przez Dąbrowską w żywe rumieńce, grał z suwerenną swobodą i temperamentem, tym razem lepiej kierowanym, niż w "Stiepańczykowie". Opanowany i mądry do-radca królewski - oto był główny motyw, na którym oparł rolę Bogumiła Piotr Kurowski. Natomiast Artur Młodnicki zarówno imponującą staturą jak też pewnym siebie tonem uzasadnił, że wrażliwy król mógł dopatrzyć się w Stanisławie groźby dla swego panowania. Kobietom, Jadwidze Ziemińskiej i Jadwidze Skupnik (Królowa i Krysta) Dąbrowska nie dała zbyt wiele możliwości rozwinięcia akcji scenicznej. Erwin Nowiaszek jako Władysław Herman miał za zadanie zaznaczyć, że brat królewski bierze udział w knowaniach przeciw Bolesławowi, co też z umiarem uczynił. Ciekawie ukazał Iziasława Ferdynand Matysik, wczuwając się z dużym instynktem w tę nieco egzotyczną postać. Bogusław Danielewski zagrał interesująco bardzo skupionego księcia czeskiego Wratysława. W epizodach wystąpili Albert Markiewicz, Andrzej Wilk, Stanisław Igar, Jerzy FornaT oraz Bolesław Abart. Ponadto w przedstawieniu brali udział Stanisław Frąckowiak, Ryszard Jaśniewicz, Zygmunt Bielawski, Andrzej Erchard i Zenon Koszarek.
Znakomicie poradzili sobie wszyscy odtwórcy ról z archaizowanym językiem utworu.
Piękne, surowe w romańskiej prostocie średniowiecznej wnętrza stworzył Aleksander Jędrzejewski. Stylowe kostiumy pochodzą z projektów Jadwigi Przeradzkiej.