Artykuły

Niewysłuchana modlitwa

Krakowski Salon Poezji. "Bal w Operze" Juliana Tuwima czytał Krzysztof Orzechowski. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Krzysztof Orzechowski czytał "Bal w operze" FOT. WACŁAW KLAG

Jestem skłonny zaryzykować opinię - wyznał Czesław Miłosz o arcydziele Juliana Tuwima - że "Bal w Operze" jest modlitwą o nieistnienie świata, który jest zbyt występny, żeby miał prawo trwać".

Tak. Właśnie tak. Tylko - jaka to modlitwa! Nie twoje mruczenie pod nosem, na kolanach, z karkiem zgiętym; nie ociekające pokorą łkanie w pachę proboszcza w zakrystii; nie zasmarkane błagania szeptem snute przy chrapiącej żonie, bądź spitym mężu. Nie. Modlitwa Tuwima to bezlitosna wściekłość polszczyzny. Jest nie do podrobienia tańcem rymów, neologizmów, rytmów, tańcem słów nigdy na kolanach, zawsze z wysoko podniesionym czołem, poza sferą kadzideł i niezdrowej bladości, tańcem, co w nim żadna z liter nie wystawia łapki, nie żebrze o jałmużnę niebieskiej nadziei. "Bal w Operze" jest godnością języka - gestem człowieka, który pojął, że wszystko, co jeszcze można, to roztańczyć słowa na trupie.

Jak wygląda trup? Nie miejsce, by w detale wchodzić. Niech wystarczy, że Krzysztof Orzechowski, który na ostatnim Salonie Poezji czytał "Bal w Operze" - był tą bluźnierczą modlitwą bezlitośnie wściekłej polszczyzny. On, w formie aktorskiej najwyższej, do tego na instrumentach dętych Krzysztof Mucha, Marek Michalak, Przemysław Sokół i Adam Kawończyk, i jeszcze Halina Jarczyk na skrzypcach oraz Jacek Hołubowski na akordeonie - ulepili godzinę hipnotyczną. Na Salonach Poezji - po raz setny, bądź dwusetny - okazało się, że teatrowi naprawdę wielkiemu nie potrzeba niczego więcej niż słowa, podane z maniakalną troską o literę każdą, i kilkadziesiąt, kilkaset brzmień, snutych tak jak trzeba i tylko wtedy, kiedy jest to niezbędne. Bo tylko tak można dać opowieść czystą, tylko tak - nie opuszczając słów, nie gardząc życiem zdań, jedynie delikatnie krasząc je precyzyjnymi dźwiękami - da się stworzyć opowieść, która nie potrzebuje żadnych zewnętrznych usprawiedliwień (choćby publicystycznych), wyjaśnień, wytrychów, albowiem sama w sobie jest - usprawiedliwieniem doskonałym.

Jako że po modlitwie Orzechowskiego i muzyków występny świat jednak wciąż istniał, zaryzykuję opinię, iż Pana Boga nie ma, albo owszem, czemu nie, jest - tylko - nie usłyszał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji