Artykuły

Monolog Szajny spisany w Meksyku

Teatr Studio bawił, ja wiadomo, w maju w Meksyku ze spektaklem "Cervantesa" na festiwalu Cervantio.

Tamże, podczas festiwalu, autor rozmawiał z Józefem Szajną (red.)

"Cervantesa" napisałem i realizowałem nie pod kątem festiwalu Cervantino, robiłem go dla publiczności polskiej, a bohatera widziałem jako bohatera żyjącego na przełomie dwóch epok. Obecnie również znajdujemy się na rozstajach. Czy mamy dziś rozwój cywilizacji technicznej, czy jej schyłek? Jak nazwać współczesny świat konsumpcji, który dzieli się na świat ludzi bogatych i biednych, na wyróżnionych i na pracujących?

Nawiązując do epoki Cervantesa a właściwie myśląc przez pryzmat XX wieku jako Polak, nie myślałem o "Cerviantesie" jako o sztuce polskiej, lecz o sztuce mogącej nieść treści i komunikaty ogólnoludzkie.

Spektakl jest akcją, ruchem, grą aktora, wyraża się w sensach i w uzmysłowieniu tego, co jednoczy człowieka myślącego. Sztuki tej nie odbiera się tylko poprzez wykształcenie, nie poprzez wiedzę. Sukcesy Studio za granicą (zwłaszcza w Meksyku) dowodzą, że język teatru narracji wizualnej jest bardziej dostępny, aniżeli teatr literack, który swój kontakt z odbiorcą upatruje tylko w przekazach słownych. W "Cervantesie" to, co jest bliskie kulturze hiszpańskiej, staje się zarazem przesłaniem dla Meksykanów - kraju przecież bardzo zróżnicowanego, kraju posiadającego, tradycje podobne naszemu krajowi, myślę o religii, myślę o zbliżeniu, dialogu Meksyku z Półwyspem Iberyjskim i o naszych związkach z kulturą śródziemnomorską. Książka o Don Kichocie pozostaje w Meksyku nadal lekturą, wielką litearturą; wreszcie po Cortezie zostały jego dzieci. To są ojcowie tych Metysów.

Wydaje mi się, że żyjemy wśród Kainów. I przekaz tego jest bardzo wyraźny w naszym przedstawieniu. Ale umiera jakby dobrowolnie, nie staje się ofiarą Kaina, jest ofiarą swojego czasu, czegoś co umiera, i dlatego musi przyjść to drugie i inne życie. Może właśnie te treści korespondują z bogatą wyobraźnią Meksykanów, którzy nawet w życiu codziennym odwołują się do symboli. To jest to, co już nieżyjący wielki pisarz kubański Carpentier nazwał rzeczywistością cudowną, realizmem magicznym, który jest niczym innym jak poszerzeniem rzeczywistości widzianej o rzeczywistość niedostrzegalną, tzn. o rzeczywistość świata zmarłych, którzy żyją w nas i o to wszystko czego nie dostrzegamy, a co istnieje poza nami. W gruncie rzeczy obracamy się w świecie metafizycznym, stajemy się manekinami życia, nakazem cywilizacji, która nas unifikuje. I nie będzie różnic między drzewami genealogicznymi - a przecież wiemy dobrze, że na jednym dębie jest tysiąc różnych liści. Zapotrzebowanie na indywidualność jest pragnieniem, nadzieją we współczesnym świecie. Jeżeli chrzci się bohatera, którego trzeba spalić jeszcze przed urodzeniem, to znaczy, że mamy do czynienia z morderstwem z czymś co niszczy wartości duchowe, ludzkie. Muszę przeciwko temu oponować jako ten, który był tym kryteriom w imię idei faszyzmu poddawany, który był nazwany numerem - nieobecnością, czasem śmierci i pogardy człowieka. Odradzanie się wartości indywidualnych i racji społecznych interesuje mnie dzisiaj przede wszystkim. I dlatego wyostrzenie spraw a nie sentymentalizm czy meliancholijność stwarza dla teatru w Polsce konieczność budowania struktur o silniejszym rysunku; to co ma być mówione szeptem, powinno być mówione głośno i wprost!

Filozofię tę wziąłem z historii polskiej; nie potrzebuję utwierdzać tradycji polskich w sobie, bo je w sobie noszę; ona jest nie do zastąpienia przez inną. Posługuję się nieprzemijalnością struktur myślowych, odniesieniami i pragnę tworzyć nowe na bazie starego, znaleźć wyjście, co nie jest odejściem od tradycji.

W "Cervantesie" pojawia się idea konia trojańskiego. Można ją odnieść do mylnej drogi na rozdrożu dróg i przemijania czasu. Znaczy to owe budzenie się czegoś zdradliwego w nas samych - kiedy człowiek sam siebie zaniedbuje i wybiera to co najłatwiejsze, nie zdając nawet sobie z tego sprawy. Boimy się ryzyka. Idziemy na łatwą konsumpcję i nie zdajemy sobie sprawy z tego, że trzeba, te "worki" trojańskie rozbić, że krążymy coraz szybciej i pogrążamy samych siebie w świecie nieufności i w braku zaufania człowieka do człowieka. To jest wynik dezintegracji i braku ufności do praw poznanych. Kłamstwo jest podobne do prawdy. Zawiodły nas słowa, nie powinny zawieść czyny. Aby Troja żyła, musi żyć w swoich wartościach. Pamiętać warto, że i Achilles miał swoją słabą piętę. Pamiętać trzeba również o Ulissesie i jego przebiegłości, która pozwala zwyciężać.

Cervantes jako bohater romantyczny został zdradzony. Cervanles ma żyć, ale nie po to, aby ginąć za miliony. Stać nas na to, aby więcej było w nas romantyzmu i żeby Cervantesa nie nazywano błędnym rycerzem. Widzi on konieczność walki o prądy i idee - co różni go od bohatera romantyzmu. Jest mi bliski przez swój życiorys i analogiczne postawy życiowe. A więc chodzi i o doświadczenie XX wieku i bohatera, których mamy wielu w naszym narodzie. Chodzi o człowieka, który narodził się w 1939 r., który odnalazł sens życia i prawdę w tym, o co walczył, tzn. ojczyznę.

Meksykańczycy rozumieją to lepiej niż koniunkturalna Europa, Europa milcząca, bez serca. Meksyk znajduje się w rozwoju, nie ma w nim frustracji amerykańskiej czy dekadencji europejskiej. Jest to kraj dynamiki, który szuka dla siebie przywódcy duchowego.

Co to dla kultury znaczy? Jeden z meksykańskich dziennikarzy powiedział: "To, co mnie z panem łączy, jest przetwarzanie przez pana kultury otwartej, kultury możliwej i dla nas. Pan powinien robić Che Guevarę.''

Odpowiedziałem mu, że Ernesto Guevara umarł, że muszę pokazywać nie jak umierać, ale jak żyć.

Zgodziliśmy się, że drobnornieszczańska kultura musi umrzeć, umiera bulwar, zamiłowanie Europejczyków do Czechowa, powstaje zaś podniecenie dostojewszczyzną.

Europa przytłamsiła człowieka. Tutaj natomiast, w Meksyku, człowiek się dopiero rodzi. To jest ta generalna różnica między Ameryką Łacińską i Europą, między Meksykiem i Polską, krajem Europy środkowej. Pewność siebie Europy zachodniej, świadomość sytości i wiedzy czyni człowieka bezczelnym, pewnym wszystkiego, pewnym też tego, że już wszystko się w nim skończyło. A tutaj się rodzi - powstaje. Tu nie ma miejsca na frustrację. Napełnia mnie lękiem przyszłość kultury polskiej. Chciałoby się wynosić ją poza kraj. Chciałoby się nią chwalić jak przed laty. W Meksyku mamy wyśmienitego słuchacza, czytelnika, odbiorcę. Sądzę, że jest to kraj, który nie będzie akceptował kultury amerykańskiej, jest chłonny kultury europejskiej, nie tej dekadenckiej, której samo mieszczaństwo tak bardzo się boi, lecz niezależnej. Tej, która ukazuje jak rodzi się człowiek, jego dynamika, to co niesie "Wesele" Wyspiańskiego. Nasza narodowa tradycja jest nie tylko tradycją polskiego narodu, ale w wielu przypadkach wielu narodów mających świadomość zatracenia swoich osobistych cech. My swoją kulturą, tradycją dajemy często rozwiązania innym. Stąd też zainteresowanie polską sztuką. W Europie jakby już wszystko się stało, mówię w tej chwili o Europie zachodniej. Sytuacja stabilizacji rodzi dekadencję, dekadencję w wielu dziedzinach życia i również w sztuce. Natomiast w Meksyku nic nie jest dane, a wszystko możliwe i dlatego mamy tam, mówię o Polsce, perspektywę kulturalnego zakotwiczenia się. Wiele jest tu do zrobienia przez naszych pedegogów, artystów, naukowców. W Meksyku dotknąłem problemu śmierci, która jest w nas samych - niezapominanie o czymś co jest oczywistością życia, do czego nie mam tragicznego stosunku. W Meksyku myśli się pięknie o tym, że człowiek ma dwa życia. Tkwi to również w "Cervantesie". Na tę podwójność (mieć dwa życia a nie tylko jedno) składa się z jednej strony - meksykańska witalność, z drugiej - pragnienie bogacenia się w życiu duchowym. Cervantes nie miał pierwszego życia, ale sięgnął drugiego w poezji. Ja żyję w drugim życiu, nie miałem pierwszego. Sądzę, że ta odwrotność dotyczy też historii naszego narodu, bowiem mamy wreszcie i współczesną historię. Ale ważne, żeby mieć dwa życia, żeby spełnić swoje życie, to znaczy przezwyciężyć trud i ból i w ryzyku żyć z tym wszystkim, co nakłada na człowieka życie tworząc jego duchową warstwę. Ta podwójność - dialektyka, oznacza budowanie akcji konfliktowych, jednocześnie minusa z plusem, powstawanie punktu odniesienia do Wartości trzeciej, naszej nadbudowy. To jest teatr, który wysłuchuje się oczami, a nie tylko tekstem. Jest to zatem sztuka otwarta. W Meksyku staliśmy się teatrem agitującym, teatrem posłannictwa romantycznego. Dowiodła tego spontaniczność widzów, mówią o tym recenzje.

W Meksyku ludzie są chłonni teatru, chodzą do niego powszechnie, nakłady państwowe i prywatne na rozwój kultury rosną. W Europie panują ustalone kryteria i klasyfikacje zamknięte hermetycznie: prasa prawicowa będzie pisała źle, to lewicowa będzie pisała dobrze, i na odwrót. W Europie panuje schematyczność myślenia. Teatr w Europie stał się rozrywką, ale w gruncie rzeczy mało on kogo obchodzi. Ciekawość życia i rzeczy, ciekawość świata, obcych kultur jest nadal bliższa Meksykanom, Ameryce Łacińskiej niż Europie, która swoje posiada, wszystko jest za nami, a za mało przed nami.

Pasywność ogarnęła krąg cywilizacji technicznej. Bazując na rozsądku cywilizacja europejska wykluczyła całą poezję. A przecież bez marzeń nie ma życia. Stąd dla mnie odżyły w Meksyku zabytki kultury hiszpańskiej i kultury Azteków. Zespolone, żyją podwójną magią. Po drugim pobycie pozwalają mi spojrzeć na nowo na Europę, one każą się zastanowić czy to, co nazywa się schyłkiem naszej europejskiej kultury, musi rzeczywiście zmarnieć. Czy my w Europie nie jesteśmy przegrani, straceni? Czy straszliwy pęd do posiadania przedmiotów nie zniszczy nas?

Nie można przecież zgodzić się z tym, aby natura i przedmiot wiodły człowieka do wiecznego stołu i do wiecznego snu. Może uda nam się żyć myślą i wartościami duchowymi. Cervantes jest zrodzony i skazany na wieczną walkę przeciw głupocie. I na wewnętrzne wzbogacanie siebie samego. W sztuce nazywa się to osobistym ryzykiem artysty. Sztuka jest w człowieku i dlatego człowiek ma prawo do piękna i szlachetności. Nie tylko robienie pieniędzy przysparza mu godności. Aby sięgnąć ludzkiego piękna, nie trzeba być bogatym. Stąd nasz bohater występuje w szarym szynelu, w którym przewędrował wielkie życie i który miał to życie bardzo bogate.

Nie tworzę sztuki, tworzę zapis swojego życia, chcę zostawić ślad poprzez sztukę. Cenię sobie świat, w którym ważne są myśli i medytacje. Ludzie łakną idei. Mogę ją znaleźć w puszce coca-coli. No, ale łatwo ją otworzyć i łatwo wysączyć. Jutro zostanie pusta na śmietniku naszej cywilizacji. Ważna jest świadomość wyboru i od nas samych zależy radość życia. Cervantes nie chodził wydeptanymi ścieżkami. Może i ja mam szczęście, że trafiłem na pracę, którą nie tylko lubię, ale wydaje mi się, że stała się moim powołaniem.

Mam szczęście, że trafiłem po wojnie do kraju po długiej wędrówce myśli i możliwościach wyboru. Do kraju, w którym żyję, pracuję, mogąc wybierać "wspaniały" świat. Konfrontując dzisiaj pewne rozczarowania, które były dla mnie słowami wiary, doszukuję się w nich nadrzędnych, większych treści.

Życie moje jest książką człowieka, który dochodzi do własnych teorii. Spotyka się i zderza z innymi, tworzy pewien krąg ludzi, z którymi ma coś do powiedzenia, jak np. zespół aktorski, z innymi nie. Lubię samotność i ucieczkę z obcego otoczenia. Krąg przyjaciół jest niewielki. Samotność rodzi mnie bogatszym, mówi Cervantes, w chwilę potem potrzebuje ludzi. Tę samotność przekazuję innym, niszczę ją czynnym i aktywnym życiem. Niecierpliwość jest ciekawością drugich. Z dociekliwości rodzą się rzeczy piękne. Przewróćmy całą encyklopedię i zobaczmy jak pełna jest niecierpliwości, niepokoju.

Od Meksyku po Brazylię są ludzie ciekawi teatru. Zespoły polskie, które przyjeżdżają do Meksyku, Argentyny czy Wenezueli są dla nich przykładem. Kantor, teatr STU - odnieśli wielkie sukcesy - bo i nasza środkowoeuropejska obecność niesie posmak sensacji.

Ani oni, ani my nie jesteśmy kulturalnym trzecim światem. Organizują festiwale, kolokwia lepiej i często mądrzej od nas, Europejczyków. My natomiast bardzo ospale wchodzimy do Ameryki Łacińskiej. Weźmy choćby Nikaraguę. Kraj jest otwarty. Tam już są obecni NRD-owcy, i to nie z maszynami czy traktorami. Chcemy lansować kulturę za granicą, ale pod warunkiem, żeby nas to nic nie kosztowało. Za pobyt teatru w Meksyku gospodarze płacili, nawet pogubione w podróży dekoracje dorabiali na miejscu. Dobrymi chęciami, czego nam często brak, nadrobili wiele, tworząc zarazem miłą atmosferę współpracy. Mamy w Europie rozbudowaną administrację, ale nie chce się nam pracować. Owładnął nami program minimum. W "Cervantesie" mówi Sancho: "Jak to zrobić, by nie robić a zarobić". Politykę kulturalną w Meksyku czynią artyści. Znają nasze przedstawienia, interesują się "Dantem", na przyszły festiwal myślą o jego realizacji w stolicy. Podobnie jest z wystawami polskiej sztuki. Awans kultury to program dynamicznej wymiany.

W Europie aktor gra do przedmiotu, tu się gra do istoty żywej. W Europie gra jest śmiesznością, w Meksyku teatr jest powagą i próbą nawiązania kontaktu z innym człowiekiem, kontaktu z kimś naturalnym. Meksyk to kraj, gdzie do teatru chodzi się z radością. Widzi się w nim szansę dla człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji