Artykuły

Stare abecadło Jana Peszka

Krakowski Salon Poezji. Wiersze dla dzieci czytali Jan Peszek, Katarzyna Krzanowska i Błażej Peszek. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W teatrze w ogóle, bądź w chwilach czytania na głos, albo choćby - jak na ostatnim Salonie Poezji - w godzinie czytania dla dzieci z okazji Dnia Dziecka, a nawet kiedy samemu sobie przed zaśnięciem dukasz szeptem poezje ulubione - w każdym z tych chwil zawsze o to chodzi, by nie poprzestawać na oczywistościach. A oczywistością jest - czytanie, by tak rzec, samej treści, bądź zgrabne referowanie fabułki, jeśli takowa istnieje. Bo nie o to chodzi.

Kiedy Julian Tuwim powiada, że stała na stacji lokomotywa, i że ogromna była, i że pot z niej spływał - to rzecz nie w tym, że lokomotywa stała na stacji, i tak dalej. W czym więc rzecz?

Kto na ostatnim salonie był - głównie dzieci mam na myśli - ten wie, że w poezji chodzi z grubsza o to, co z genialnymi rymowankami Tuwima Jan Peszek czynił. Wraz z nim Błażej Peszek i Katarzyna Krzanowska czytali, lecz lektura profesora Peszka była naprawdę istotna. Czy abecadło z pieca spadło, czy pan słowik na piechotę do chałupy wracał, czy matołek jakiś szukał okularów, co je na własnym nosie dźwigał, czy na stacji lokomotywa stała i czy w wagonach tkwiły armaty, grubasy, kiełbasy lub fortepiany, oraz czy skład ten ruszył wreszcie - obojętne. W czytaniu Jana Peszka nie szło ani o "spadanie", ani o "wracanie", ani o "szukanie" i "dźwiganie", ani też o "stanie", o "tkwienie" ciężarów w wagonach, ani też o "ruszanie". Ściślej mówiąc - to też ważne było, lecz w drugiej kolejności. Najpierw bowiem szło Janowi Peszkowi - o życie słów poszczególnych. O to, by nie zgubić zawrotnej sensualności, którą Tuwim polszczyźnie nadał we wszystkim, co napisał, również w wierszach dla najmłodszych. Po prostu - szło o ciało słów.

Kiedy w chwilach przerwy Janusz Witko na saksofonie i Andrzej Nowak na fortepianie grali jazzowe standardy, pomyślałem, cóż by muzycy ci rzekli, gdyby ktoś im zaproponował: "Zagrajcie mi to, ale nie zważajcie na brzmienia poszczególnych nut, tylko samą melodyjkę sklećcie, samą fabułkę melodyczną, bo nuty są kompletnie nieważne!". Nie znam ani Nowaka, ani Witko, lecz idę o zakład, że ich odpowiedź byłaby niedrukowalna. W muzyce nie da się opowiadać, gdy nie pieści się nut. Na zasadzie jak głupiej reguły we współczesnym teatrze opowiada się - bardzo głęboko mając ciała poszczególnych słów, co się na opowieść składają?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji