Swobodny jeździec na Świdnickiej - czyli spowiedź anioła
Scena kameralna Teatru Polskiego już po raz kolejny w tym sezonie prezentuje spektakl poetycki. "Jak zwykle po końcu świata" w reżyserii Andrzeja Titkowa - to sceniczna adaptacja tekstów Rafała Wojaczka. Główny materiał przedstawienia stanowią wiersze, a oprócz nich zręcznie i starannie dobrane fragmenty prozy, listów i dziennika poety. Zmarły tragicznie w wieku 26 lat, uwielbiany przez jednych i nienawidzony przez drugich Wojaczek, pozostawił po sobie własną twórczość i mit. Titkow podjął się trudnego zamiaru konfrontacji legendy z dzisiejszą rzeczywistością. Wygrywa oczywiście rzeczywistość - niezmienna od lat, taka jak za oknem drucianej klatki ustawionej pośrodku sceny. Realizm miesza się w tym spektaklu z symbolizmem, a niektóre sceny (np. wesele) bliskie są alegorii. Poznajemy Wojaczka jako Artystę i jako Człowieka i jak się okazuje te dwa aspekty są ze sobą nierozerwalnie splecione. Był on "znikającym punktem" wrocławskich ulic w drodze do twego kresu - zawsze obecnej - śmierci. Dramatyczną formułę przedstawienia konstruuje 8 scen z życia Poety rozgrywających się w niezmienionych dekoracjach. Druciany pokój otwarty w stronę widowni i ustawiony na środku sceny zmienia się kolejno w knajpę, szpital, dom weselny, redakcję. Są to jednocześnie etapy - przystanki Poety w jego wędrówce przez codzienność. Realizacja Titkowa jest w swym charakterze bardziej filmowa, niż teatralna. Zbędnym chyba, zabiegiem inscenizacyjnym było wprowadzenie postaci Narratora (Andrzej Wojaczek), pojawiającego się spoza "grającej" przestrzeni i wygłaszającego motta-wprowadzenia do kolejnych scen. Walorem jest tempo poszczególnych sytuacji, choć nie wszędzie udało się uniknąć mielizn (np. scena rozmowy z ojcem). Filarem przedstawienia jest Robert Czechowski w roli Poety. Jest on rzeczywiście Wojaczkiem na rok przed śmiercią, ale i jednocześnie aktorem zmagającym się z odgrywaną postacią - świadomym tego co mówi, konsekwentnym w tym co robi, ironicznym i prowokacyjnym. Charakterystyczną postać Kumpla stworzył skupiony i sugestywny Miłogost Reczek. Iga Mayr występująca w potrójnej roli, jest za każdym razem prawdziwa -jednak jako bufetowa, swoją "troskliwością" może być przedmiotem snów i marzeń dla smakoszy "jasnego, pełnego". Również występująca w roli Hanki - dziewczyny Poety - Ewa Skibińska (studentka III roku PWST) zwraca uwagę w niektórych scenach swoją dynamiczną żywiołowością, chociaż cały czas miałem wrażenie iż mówi ona "nie swoim głosem".
Na osobne słowa uznania zasługuje Tomasz Lipiński - twórca muzyki, spełniającej w spektaklu ważną rolę. Ostry hard-rock oddaje tempo pulsu bohatera, a jednocześnie wypełniając pauzy między scenami uzupełnia je doskonale. Wysokie tony i towarzyszące im ciemności działają oczyszczająco. Spektakl ten obejrzeć można parę razy (sam sprawdzałem) niezależnie od stanu ducha i za każdym razem, odkryje się w nim coś nowego, inaczej zabrzmi jakiś tekst, inny będzie... koniec świata.