Artykuły

Wojaczkowanie

Mit. Prawda nieprawdy. Zwalisty chłopak w okularach z dłońmi jak bochny chleba wiejskiego, nadwrażliwy nie­pokorny dziewiętnastolatek wsiadł do pociągu byle jakiego, by zmienić gruntownie swoje życie. Pociąg skończył bieg we Wrocławiu.

Fakty. Rafał Wojaczek przyjechał do Wrocławia w roku 1964. Krążył, przecierał, prze­bijał się ze swoimi obsesjami, odmiennością i niezwykłą sugestywnością własnych wizji i kreacji do tylko sobie znanego celu. Były to czasy niepo­wtarzalnego dotąd rozkwitu wrocławskiej kultury. Po dro­dze drukował swoje wiersze we wszystkich najpoważniejszych periodykach. Na własne oczy zobaczył dwa wydane to­miki wierszy: "Sezon" (Wyda­wnictwo Literackie 1969) i "In­na bajka" (Ossolineum 1970). Po jego śmierci ukazały się dwa następne: "Nie skończona krucjata" (Wydawnictwo Literackie 1972) i "Którego nie było" (Ossolineum 1972). W pięć lat od majowego dnia 1971 roku, w którym odebrał sobie życie, Ossolineum wydało jego "U­twory zebrane" w opracowaniu Bogusława Kierca.

Legendę życia i śmierci Ra­fała Wojaczka przyrównać można do legend Andrzeja Bursy zmarłego w roku 1957 i Edwarda Stachury który przerwał swoje życie w roku 1979. Wszyscy trzej poeci, ich twórczość, sposób życia, stosunek do rzeczywistości ota­czane są przez młodzież swego rodzaju kultem. To, co stworzyli, zainspirowało i dalej in­spiruje wiele poszukujących i niekonwencjonalnych teatrzy­ków. Przeważnie studenckich i amatorskich. Czy jest to tylko sprawa mody, czy też chęci utożsamienia się z niestereotypowymi postawami i poszuki­waczami urody dnia codzien­nego, jak chcą niektórzy krtycy literaccy, pokaże czas.

Teatralność poezji Rafała Wojtka pierwsza odkryła aktorka (wówczas Teatru Współczesnego) Elżbieta Fediuk, która wspólnie z poetą ułożyła scenariusz oparty na przygotowywanym do druku tomiku "Którego nie było". Spektakl nosił tytuł "Mięso modlitwy" i stał się jakby epitafium dla zmarłego poety. Jego premiera odbyła się w roku 1972 w "Piwnicy Świdni­ckiej". W teatrach nieprofe­sjonalnych oglądałem co naj­mniej kilkanaście przedstawień w których materiałem litera­ckim stały się wiersze autora "Nie skończonej krucjaty".

Tę falę zainteresowania próbują również zdyskontować teatry profesjonalne. Niedawno we Wrocławiu w Teatrze Ka­meralnym pojawiła się pre­miera "Jak zwykle po końcu świata", będąca sceniczną adaptacją tekstów Rafała Wo­jaczka. Autorem scenariusza i głównym sprawcą przedstawienia jest reżyser filmowy An­drzej Titkow. Oglądamy kilka scen z życia nie pogodzonego ze światem młodego człowie­ka. Poety (tak nazwano postać głównego bohatera), które skonstruowane zostały głównie w oparciu o fragmenty prozy poetyckiej zatytułowanej "Sa­natorium", w tym utworze fikcja miesza się z elementami autobiograficznymi. Te scenki, a zwłaszcza monologi bohatera sztuki, inkrustowane są gęsto najbardziej znanymi wierszami Wojaczka. Przekład prozy poe­tyckiej i koncepcja reżysera zmierzająca do ukazania rodzajowości świata otaczającego bohatera wypadła bardzo mi­zernie i płytko. Błąd tkwi już w założeniu, by konstrukcję całego spektaklu oprzeć na dość wątłym utworze, jakim jest "Sanatorium". Powstał spektakl banalny i chwilami rażący złym gustem. Nie tyl­ko nie ukazujący jakiejkolwiek prawdy o nieżyjącym poecie, ale też nie wydobywający urody, klimatu i charakterysty­cznych cech twórczości poetyckiej Wojaczka. Wiele scen wpada w groteskę, karykaturę, posługując się schematem my­ślowym, wytartymi chwytami, chwilami wręcz żenującymi. Taka jest na przykład scena spotkania autorskiego Poety, w której aktorzy pod okiem re­żysera grają po prostu grep­sami, dość prymitywnymi, za to budzącymi salwy śmiechu na widowni. W scenie szpitalnej pielęgniarka kręci biodra­mi jakby, to miała być jar­marczna alegoria kuszenia świętego Antoniego. Płaskie i eklektyczne, powielające sche­maty są również sceny restau­racyjne. W tym wszystkim miota się Poeta uwikłany w swoje egzystencjalne proble­my. Grający rolę Poety go­ścinnie Robert Czechowski ro­bi co może, by przebić się przez tę składankę skeczy z głębszymi prawdami.

Autor scenariusza i spekta­klu nie mógł do końca się zde­cydować, co chciał nam o Wojaczku powiedzieć. Dlaczego sięgnął po twórczość tego akurat Poety. Obok tych pseudokabaretowych scenek mamy więc postać Narratora grane­go beznamiętnie i głucho przez Andrzeja Wojaczka (brata po­ety), mamy też kilka lirycz­nych scen zbudowanych z bardzo pięknych erotyków, wszy­stko to w jednym worku, przerywane agresywną hardrockową muzyką.

Jeśli ktoś miał odrobinę szczęścia mógł we Wrocławiu obejrzeć sporadycznie grany spektakl Teatru Misterium "Abisal", zbudowany głównie z wierszy Rafała Wojaczka. Jest to rozdygotany, impresyjny, agresywny kolaż oddający właściwy klimat strof zmarłe­go tragicznie poety. Mało, do­tykający istoty jego twórczo­ści, a także mitu autora "Se­zonu" i "Innej bajki". Aby to wyjaśnić trzeba się odwołać do tytułu spektaklu. Abisal to strefa oceanu poniżej 6 ki­lometrów od powierzchni wo­dy. Panuje tam bezruch, cisza i ciemność. Patrząc z perspek­tywy człowieka - nic się tam nie dzieje. Opadające niezwy­kle wolno najdrobniejsze, ja­kie można sobie wyobrazić, pyłki odkładają na dnie mi­limetrową warstwę przez 250 lat! W takim środowisku żyją dziwne organizmy zwierzęce w kształcie rurek z czułkami. Posługując się nasza miarą czasu - są wieczne. Liczą so­bie po kilkaset tysięcy lat!

Rozdygotana opowieść Ja­nusza Potężnego, autora sce­nariusza i reżysera spektaklu, który obejrzałem w piwnicy Domu Kultury "Starówka" na placu Solnym, jest właśnie opowieścią o nieprzemijaniu. Jest też o tym, że każdy dramatyczny krzyk, choć niesłyszany przez wszystkich, jest równie ważny, bo jest wyra­zem życia, cierpienia, bólu, roz­paczy. Potężny przy pomocy czwórki aktorów - Iwony No­wickiej, Krzysztofa Pulkowskiego. Lecha Stasiewicza i Waldemara Wróblewskiego (także autor muzyki) ze strzę­pów codziennych sytuacji zabi­janych tempem naszego życia, z kawałków wierszy, pozornie dialogów, buduje metaforyczny obraz rzeczywistości.

W ciemnej niewielkiej piw­niczce, na gołym betonie, w nerwowym rytmie obserwuje­my jak z szarych, czasem turpistycznych sytuacji rodzi się strofa, wiersz. Oglądamy to wszystko jakby w niewyra­źnym śnie, malignie, momen­tami mając wrażenie, że to my śnimy, że zapadamy się gdzieś głęboko i nie możemy się przed tym bronić. Ten spektakl ma niezwykle suge­stywny nastrój i dzieje się w każdym widzu inaczej.

Porównać tych obu spekta­kli nawet nie sposób, bo je­den jest przejmującą egzysten­cjalna prawdą, a drugi skła­danką banalnych anegdot.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji