Artykuły

Echnaton Philipa Glassa w Łodzi

Najnowszą premierę Teatru Wielkie­go w Łodzi niewątpliwie można uznać za ważne wydarzenie artystyczne. Wy­stawienie właśnie tej opery na koniec wieku niesie w sobie pewne symbolicz­ne przesłanie. Choć opowiada ona o dziejach pradawnych, to nawiązuje do problemów nieustannie nurtujących na­szą świadomość, takich jak rola jed­nostki w rozwoju dziejów, kwestia dy­chotomii płci - umiejscowienia "animy" czy "animusa", żeby użyć katego­rii jungowskich, w jednej powłoce cie­lesnej, przekroczenie ram chrześcijań­skiego postrzegania świata i kultury, i próba odnalezienia się w alternatyw­nym ruchu New Age. Do tego docho­dzi nowa estetyka muzyczna, wycho­dząca poza linearność rozwoju właści­wą tradycji europejskiej, reprezentowa­na właśnie przez muzykę Philipa Glassa. Wszystko to powinno wzbudzać za­interesowanie widzów i zapowiadać długi żywot tej opery na łódzkiej sce­nie muzycznej.

Dzieło miało prapremierę w 1984 roku w Stuttgarcie oraz kilkanaście przedstawień w Europie i Ameryce. Jest to trzecia część trylogii zapoczątkowa­nej przez operę "Einstein on the Beach" (1976), kontynuowanej przez "Satyagraha", co w tłumaczeniu z sanskrytu znaczy "Moc prawdy", i zakończonej właśnie "Akhnatenem" ("Echnatonem"). Wszystkie te utwory łączy pewien wspólny motyw - opowiadają o wybit­nych osobowościach, które wstrząsnę­ły światem. "Einstein, Gandhi, Echnaton. Trzy rewolucje, trzy wielkie posta­cie historii myśli: naukowej, politycz­nej, religijnej" - tak charakteryzuje ów motyw tryptyku Joanna Grotkowska w programie operowym, kreśląc sylwet­kę twórczą Philipa Glassa.

Części tego tryptyku były prezento­wane na wielu renomowanych scenach operowych świata. W Metropolitan Opera "Einstein na plaży", wystawiony przez światowej sławy awangardowe­go twórcę teatralnego Roberta Wilso­na, trwał pięć godzin i wzbudził po­wszechny aplauz nie tylko rozentuz­jazmowanej publiczności, lecz i kryty­ków. Muzyka Glassa przynależy do krę­gu muzyki minimalistycznej obok utwo­rów Steve'a Reicha, Terry'ego Rileya i

Johna Adamsa. Jej przebieg utkany jest z powtarzających się sekwencji melo­dycznych, których falowanie tworzy swoisty gobelin dźwiękowy, nie mają­cy końca, jak przypływy i odpływy morza.

Philip Glass jest w Polsce wciąż mało znany i niezbyt popularny mimo okaza­łego dorobku i bogatej dyskografii, zaj­mującej sporo miejsca na półkach w księgarniach muzycznych. Warszawska publiczność kilka lat temu mogła po­znać kompozytora podczas jego jedy­nego występu w Filharmonii Narodowej, gdzie Philip Glass występował w roli pianisty prezentując utwory z albumu płytowego "Solo Piano". Zebrało się wte­dy grono bynajmniej nie filharmonicznych "bywalców", lecz ludzi młodych, fanów muzyki niekonwencjonalnej, tych, co niegdyś ulegli czarowi filmu Godfreya Reggio "Koyaanisquatsi" z wciąga­jącą w trans psychodeliczną muzyką Glassa. Właśnie nad nimi "gurował" na estradzie Filharmonii Philip Glass.

Opera "Echnaton" została więc wysta­wiona w dużej mierze z myślą o mło­dych widzach. Realizatorzy i wykonaw­cy w łódzkim Teatrze Wielkim zetknęli się z zadaniem trudnym i nietypowym pod każdym względem - należało uka­zać starożytny Egipt z okresu, kiedy została dokonana jedna z największych rewolucji religijnych w dziejach cywi­lizacji starożytnej. Amenhotep IV, dzie­siąty władca XVIII dynastii, wprowa­dza kult nowego boga Atona w postaci dysku słonecznego i przyjmuje imię Echnaton, czyli "ten, który jest miły Atonowi". Jako niedojrzały młodzie­niec poślubia jedną z najbardziej fas­cynujących kobiet w historii świata, znaną jako Nefretete - "piękna, która do nas przybyła". Historycy współcze­śni przypisują jej główną rolę w pod­trzymywaniu nowego kultu religijnego i prowadzeniu nowej polityki egipskie­go państwa.

Echnaton, bardziej marzyciel i po­eta, piszący hymny na cześć nowego boga, czuły mąż i ojciec demonstrują­cy swoje uczucia publicznie, prekursor nowej sztuki realistycznej łamiącej dawne kanony symbolicznych przedsta­wień - pozwolił utrwalić na wieki włas­ną brzydotę cielesną. Dzięki zachowa­nym po dziś dzień posągom Echnatona dowiadujemy się o jego dziedzicznych chorobach i ułomnościach psychicz­nych. Malowidła ścienne obrazują pew­ne nietypowe skłonności i zachowania, jego ambiwalentny stosunek do matki i zięcia. Tablice kamienne utrwaliły gorz­ką opowieść o upadku faraona i tra­gicznym końcu tak wspaniałego epizo­du w dziejach Egiptu.

Opera powstała do libretta napisane­go przez Philipa Glassa przy współpra­cy z egiptologami z wykorzystaniem tekstów śpiewanych w języku egipskim, hebrajskim, akadyjskim oraz w języku widowni. O wydarzeniach opowiada Pisarz (Dariusz Siatkowski), snując swoją narrację spisaną w pracowni na komputerze oraz rozgrywającą się w jego sennej wyobraźni, która zaczyna tworzyć różne wizje, gdy sam nagle sta­je się uczestnikiem wydarzeń. Inscenizator Henryk Baranowski wymieszał czasy i przestrzenie, łącząc archetypy mitologiczne i historyczne ze współ­czesną cywilizacją. Na początku aktu III Pisarz nagle wczuwa się w rolę za­kochanego Pigmaliona, pieszcząc po­sąg Nefretete w odwiecznym męskim pragnieniu posiadania piękna kobiece­go, burząc spokój intymnego świata uciekającego od trosk Echnatona. W wiszących ogrodach Semiramidy córki i zięciowie Echnatona oddają się mi­łosnym uciechom.

Świat naszych poetyckich tęsknot za pięknem przeszłości burzą futurologicz­ne wizje reżysera zaniepokojonego przyszłością planety. Napiętnowana skazą przemysłowego zanieczyszczenia cywilizacja ułomnych ludzi będzie zdolna stworzyć jedynie piramidę-stos śmieci i odpadów - ostrzega Henryk Baranowski, zakłócając tym bardzo spójny, nastrojowy obraz całej opery.

Wizualna strona inscenizacji wprost nawiązuje do starożytnych egipskich malowideł z piętrowym układem rysun­ków. Piętrowość sceniczna pozwala skondensować przebieg wydarzeń i syci oko widza kompozycjami zrobionymi z wielkim smakiem i dużą wyobraźnią. Opera opowiada nie tylko o wydarze­niach historycznych, przedstawia rów­nież psychologiczne przeżycia głów­nych bohaterów - Echnatona, jego mat­ki królowej Teje (Katarzyna Nowak-Stańczyk) i Nefretete (Monika Cichoc­ka). Tu wkracza balet - tancerze stają się alter ego śpiewaków, poprzez ukła­dy taneczne odtwarzają skomplikowa­ny trójkąt uczuciowy głównych boha­terów (tańczą: Krzysztof Zawadzki, Monika Marzec, Edyta Wasłowska). Sprawia to wrażenie, jakby egipskie posągi wprawione w ruch rytmem pulsującej muzyki minimal ożyły, gdy so­liści i chór opowiadają nam zupełnie odrealnioną historię wydarzeń dziejo­wych. Zgodnie z założeniem kompo­zytora partię Echnatona śpiewa kontra-tenor (Piotr Łykowski); kruchość jego głosu podkreślają silne głosy kobiece. Efekt ten wzmacniają mikroporty przy­mocowane do kostiumów solistów. Użycie mikroportów budzi jednak mie­szane uczucia, gdyż nie są one odpo­wiednio regulowane, zniekształcają barwy głosów i ich brzmienie.

Jeżeli wady techniczne, które były sły­szalne podczas drugiego spektaklu, moż­na uznać za jedyny mankament tej pro­dukcji, to reszta jest wielkim sukcesem realizatorów i wykonawców. Na pewno Philipa Glassa ucieszyłoby takie przed­stawienie, bo wspaniałym solistom, tan­cerzom i chórowi, ubranym w drogie i gustowne stroje, towarzyszyła pięknie brzmiąca orkiestra pod kierunkiem Ta­deusza Kozłowskiego. Muzyka Philipa Glassa jest łatwa i przyjemna w odbio­rze, lecz niebywale trudna w wykona­niu, o czym można było się przekonać widząc przemoknięty czarny t-shirt dy­rygenta. W przyszłym sezonie artystycz­nym dyrekcja ma zamiar zaprosić kom­pozytora, co z pewnością jeszcze bar­dziej podniesie rangę tego przedstawie­nia, godnego miana "europejskiego", a to przecież w naszych czasach jest ozna­ką wysokiej jakości.

Z Tadeuszem Kozłowskim rozmawia Olga Deszko

Jest Pan ubrany bardzo niety­powo jak na dyrygenta, zamiast fra­ka - czarny podkoszulek. Orkiestra zresztą podobnie...

- Ten rodzaj muzyki trudno było­by grać we fraku. Nie pasuje. Zresz­tą jest w niej tyle momentów wyma­gających intensywnego wysiłku, że po prostu spłynąłbym potem. Dlate­go muzycy też ubrali się inaczej niż podczas przedstawień typowo kla­sycznego repertuaru.

Skąd wziął się pomysł, by wysta­wić akurat tę operę?

- Projektodawcą był nasz dyrek­tor Marcin Krzyżanowski, który przywiózł materiały ze Stanów Zjed­noczonych. Początkowo mieliśmy pewne wątpliwości, czy podołamy. Gdy przejrzałem partyturę, zobaczy­łem, że czeka nas zadanie niełatwe, ale wykonalne. Obaj jesteśmy za tym, żeby prowadzić teatr na miarę XXI wieku, więc oprócz tego, że gramy spektakle tradycyjne - zarówno ope­rowe, jak i baletowe - staramy się pokazywać także coś bardziej nowo­czesnego.

Muzyka Philipa Glassa jest po­zornie łatwa i monotonna, ale są w niej pułapki. Jak się gra muzykę "Echnatona"?

- Jest to niezwykła przygoda. Bar­dzo długo czekaliśmy na materiał nu­towy, który miał nadejść najpierw ze Stanów, później z Londynu. Prób wyłącznie orkiestrowych mieliśmy tyl­ko osiem, potem w tygodniu premie­rowym cztery już razem ze sceną. Tempo pracy było zawrotne. W któ­rymś momencie muzycy sami popro­sili, żeby zagrać w wolny dzień. Zro­bili sobie próby sekcyjne, bo zależa­ło im na tym, żeby dobrze wypaść. Początkowo było trochę kłopotów, ponieważ prostota tej muzyki jest pozorna - słucha się jej bardzo łat­wo, natomiast zagrać ją jest o wiele trudniej, ze względu na nakładające się rytmy, duole na triole, dużo skom­plikowanych i złożonych rytmów 7/8 łączonych z 12/8, z 6/4. Te po­działy są dosyć trudne, ale po dwóch, trzech próbach wszyscy polubili tę muzykę i bardzo ambitnie starali się pokonać trudności, no i to się udało. Spektakl jest wyczerpujący kon­dycyjnie dla wszystkich, dla śpiewa­ków przede wszystkim. Podam przy­kład: sopran - rola Teje - ma do za­śpiewania 178 razy "a" dwukreślne. To samo dzieje się w orkiestrze. Muzycy praktycznie nie odkładają instrumentów. Blaszane instrumenty grają bez przerwy, altówki pracują od początku opery aż do końca, bez pauzy. To jest kondycyjnie bardzo trudny spektakl. Ale muzyka zawie­ra w sobie jakiś ładunek emocjonal­ny, który wszystkich porwał, więc z wielką przyjemnością ją gramy. Wy­daje mi się, że zwłaszcza dla młod­szej części publiczności będzie to cie­kawy spektakl, tym bardziej, że jest interesująco zrealizowany na scenie przez Henryka Baranowskiego.

Czy kompozytor wie o polskiej inscenizacji "Echnatona"?

- Tego nie wiem, ale mamy za­miar wysłać mu materiały. Chcieli­byśmy zaprosić go do Łodzi, co jed­nak pociąga za sobą spore koszta. Premiera w maju miała zresztą cha­rakter niezupełnie oficjalny, przezna­czona była raczej dla posiadaczy kar­netów i dla prasy. Natomiast taką huczną premierę z dużą akcją pro­mocyjną zrobimy w nowym sezonie i byłoby świetnie, gdyby kompozy­tor wówczas przyjechał i obejrzał to przedstawienie - trzecie w Europie, po prapremierze w Stuttgarcie i in­scenizacji w Londynie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji