Artykuły

"Termopile polskie" w Krakowie

"Autor ciągle nieobecny", "dramatopisarz bez teatru" - jeszcze kilkanaście lat temu można było tak właśnie pisać o Micińskim. Schillerowski "Kniaź Patiomkin" i pół wieku późniejsze premiery "Bazylissy Teofanu" i "Termopil polskich" mogły wówczas wydawać się przedsięwzięciami jednorazowymi, bez kontynuacji. Dzisiaj jest inaczej, czasy pionierskie minęły, inscenizatorom nie przysługuje już automatycznie tytuł odkrywców, dramaty Micińskiego, dzięki edycji Teresy Wróblewskiej, są w większości łatwo dostępne. Po przedstawieniach Stanisława Hebanowskiego, Marka Okopińskiego, Krystyny Meissner, Macieja Prusa, Andrzeja M. Marczewskiego i ostatnio Ryszarda Majora dowodzić nieobecności tego autora w teatrze w zasadzie nie sposób.

A jednak sporo racji ma Jerzy Ilg pisząc w programie do krakowskich "Termopil" o Micińskim: "wolno mniemać, że twórca ten czeka jeszcze ciągle na miejsce, jakie powinien zająć na naszej scenie". Co więcej, nadal właściwie nie wiadomo, jakie mianowicie miałoby to być miejsce. Czy centralne, należne klasykowi, czy mniej eksponowane, dobre dla twórcy oryginalnego, ale anachronicznego? Żadne z powstałych niedawno przedstawień nie daje na to pytanie pełnej odpowiedzi. Nie wynika też ona w sposób jednoznaczny z "Termopil polskich" Krzysztofa Babickiego. Chociaż można przypuszczać, że ta inscenizacja więcej argumentów daje do rąk przeciwnikom dramatopisarstwa Micińskiego niż jego zwolennikom.

Dla przypomnienia: Miciński przedstawia w "Termopilach" kronikę wydarzeń z podręcznika historii. Kijów, Kaniów, Warszawa, Targowica, Grodno, Warszawa, Maciejowice, znów Warszawa i brzeg Elstery - akcja dramatu zmienia miejsce zgodnie z rytmem upadku Rzeczypospolitej i splata się z biografią księcia Józefa Poniatowskiego, głównego bohatera. Miciński niezbyt wiernie odwzorowuje faktyczny bieg wypadków, tworzy za to rozległą panoramę osób, postaw moralnych, poglądów i sił politycznych zaangażowanych w decydującą o losach Polski rozgrywkę. Nie tai przy tym swych własnych sympatii i animozji wobec postaci historycznych, akcentuje prawość i heroizm jednych, cynizm i małoduszność innych.

Ale dramat historyczno-polityczny to dopiero pierwsze piętro stworzonej przez Micińskiego konstrukcji. Na następnym wokół dziejów fikcyjnych romansów księcia Józefa osnuty jest dramat symboliczny, którego przebieg łączy się z koncepcjami Micińskiego dotyczącymi źródeł polsko-rosyjskiego konfliktu, jego uwikłań kulturowych i ewentualnych perspektyw przezwyciężenia go w przyszłości. Na najwyższym piętrze utworu ów konflikt widziany jest już na tle skomplikowanej koncepcji historiozoficznej, zwanej przez Micińskiego "lucyferyzmem Chrystusowym"; upadek Polski tłumaczy ona w kategoriach kosmicznej walki żywiołów Dobra i Zła oraz ich ziemskich inkarnacji.

Wiele w "Termopilach" figur myślowych nie dających się rozwikłać, wiele aluzji do odległych kultur, czytelnych jedynie dla znawców. I wreszcie język, chwilami błyskotliwy, tworzący fascynujące poetyckie wizje, doskonale określający postaci, znakomicie puentujący wydarzenia. Częściej - nieznośnie napuszony, mętny, bełkotliwy albo przesadnie ozdobny, pretensjonalny aż do granic śmieszności. Dla teatru wynika stąd konieczność skrótów. Daleko posuniętych, radykalnych - niezbędnych także ze względu na ogromne rozmiary dramatu - ale uważnych, nie sprowadzających utworu do poziomu publicystyki historycznej z alegorycznymi ornamentami (gdańska prapremiera ciążyła w tym kierunku, na szczęście niezbyt konsekwentnie).

Krzysztof Babicki korzysta z niemal wszystkich zachowanych i wydanych przez Wróblewską wersji dramatu (także z krótkiego fragmentu "Wity", najmniej może znanej powieści Micińskiego). Eksponuje jego symboliczne treści. Na pierwszy plan wysuwa postaci Wity, uosabiającej nadzieje autora na odrodzenie duchowe Polski, i księcia Józefa, ostatniego narodowego herosa. Wyraźnie zaznacza romantyczny i misteryjny rodowód utworu. Przykładem może być pierwsza scena przedstawienia, nawiązująca do Przygotowania z "Kordiana": Lucchesini-Bucholtz (Kazimierz Witkiewicz) i Repnin-Sievers (Tadeusz Huk) wywołują zjawy targowiczan i komentują upiorny taniec Polaków-marionetek; obaj, do końca spektaklu ubrani w czarne, "diabelskie" stroje dyplomatów, będą narratorami i zarazem chłodnymi obserwatorami wydarzeń.

W próbie przekładu dramatu na kategorie romantyczne dokonuje Babicki również zabiegów ryzykownych; nadaje na przykład postaci Mnicha (Andrzej Kozak) - u Micińskiego drugoplanowej - cechy Księdza Marka i Księdza Piotra. Kwestii spornych można znaleźć w tej adaptacji jeszcze więcej. Nie jestem pewien, czy słuszne jest usunięcie realistycznych motywacji działań bohaterów. Rozmazuje się w ten sposób tło historyczne akcji, wątki fabularne przestają być czytelne dla widza. Nie sposób jednak odmówić Babickiemu konsekwencji w interpretacji dramatu. Interesuje go w nim specyficzne dla Micińskiego widzenie świata i dziejów jako pola, na którym rozgrywa się starcie sił reprezentujących fundamentalne wartości etyczne; od wyniku tego starcia, od możliwości zaistnienia swego rodzaju symbiozy aktywnego Zła i biernego Dobra uzależniony jest byt narodu i kształt narodowej mitologii.

Babicki - autor adaptacji, chociaż nie zawsze wybiera najwartościowsze pod względem literackim fragmenty tekstu, czyta Micińskiego uważnie i nie tylko po wierzchu. Jako reżyser wielokrotnie demonstruje swą bezradność wobec rozwichrzonej, pełnej sprzeczności wizji teatralnej zapisanej w tekście.

Nie zrywa z nią całkowicie, próbuje ją modyfikować. Umieszcza akcję na kilku wyraźnie oddzielonych planach. Ławy sejmowe ustawione z boku sceny to strefa działań politycznych, a także obszar "widowni dziejów", relatywizujący sens wydarzeń historycznych, ujawniający ich teatralność (efekt teatru w teatrze ma tu wyrażać "teatr mrącej głowy" księcia Józefa). Projektowaną przez autora wielopoziomową scenę misteryjną zastępuje Babicki (wraz, ze scenografką Zofią de Ines Lewczuk) piętrową, ustawianą centralnie żelazną konstrukcją. Zgodnie z wolą Micińskiego wprowadza na nią niektóre postaci. Czyni to jednak niezbyt konsekwentnie - choć na ogół przestrzega polecenia autora, mówiącego, że poszczególne kondygnacje odpowiadają "stopniom wyżyn duchowych" osiąganym przez bohaterów w danym momencie akcji (dlatego Trembecki Tadeusza Jurasza ma pełne prawo wygłaszać hymn na cześć carycy Katarzyny z kondygnacji, najwyższej) - i, co gorsze, pod względem reżyserskim dosyć nieudolnie. Na osobnym planie pojawia się również postać Wity, w wykonaniu Elżbiety Karkoszki, kojarząca się raczej z Kasandrą niż egerią księcia Józefa. Przesadny patos w ujęciu tej roli wzmacnia jeszcze scenografia: Wita występuje na tle ogromnych organów, jakby na chórze katedry.

Przedstawienie jest niezwykle monotonne, statyczne. Niezmiernie rzadko - właściwie tylko w porywająco zagranej przez Krzysztofa Globisza (Kniaź Patiomktn) i Annę Polony (Caryca Katarzyna) sekwencji kijowskiej - pojawia się charakterystyczny dla Micińskiego ton ostrej groteski. Od początku do końca fałszywie ustawiana jest postać Księcia Józefa Poniatowskiego; Jerzy Trela z uporem i poświęceniem godnym lepszej sprawy gra posąg bohatera bez zmazy (granie posągów, podobnie jak symboli i minerałów, powinno być przecież w teatrze już definitywnie zabronione). Na wyróżnienie zasługuje jeszcze Wiktor Sadecki, mądry, zadumany i bezbronny Król Stanisław August.

W intencji Krzysztofa Babickiego miały być te "Termopile" - tak myślę - elegią na śmierć epoki i na śmierć kultury hołdującej wysokim ideałom. Miały też zapewne wyrażać nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone, skoro siła mitu nie podlega destrukcji. Jednak zbyt wiele w spektaklu pustych miejsc, ledwie zaznaczonych konfliktów, niejasnych sytuacji scenicznych, kiczowatych obrazów, by to moje przypuszczenie mogło zamienić się w pewność. W tym kształcie, w jakim widziałem je po premierze - być może jest to ważne zastrzeżenie - przedstawienie w Starym Teatrze robi wrażenie niezbyt dobrego szkicu do niegotowej inscenizacji. Zasługuje na uwagę co najwyżej jako świadectwo zmagań skądinąd utalentowanego i najwyraźniej wrażliwego na ten typ dramaturgii reżysera z utworem, którego i sens, i wartość literacka budzą kontrowersje nawet wśród znawców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji