Artykuły

TEATR PUSTEJ GŁOWY

Najnowszą premiera Starego Teatru jest "Betlejem polskie". Na ponuro. Jak przystało na scenę ambitną i poszukującą nie zadowolono się tekstem tak błahym jak rymowanki Lucjana Rydla. Sięgnięto po dramat poważny i skomplikowany maga i "barda duszy polskiej" Tadeusza Micińskiego. Adaptacji tekstu i reżyserii podjął się Krzysztof Babicki. Tytuł, zresztą podobny: "Termopile polskie". Nie jest to podobieństwo jedyne. W "Betlejem polskim" tłum pastuszków, aniołków, a więc postaci nadprzyrodzonych, a także historycznych z naszej świetlanej i tragicznej przeszłości, gromadzi się przy kołysce nowo narodzonego Dzieciątka. Tańczą i śpiewają w nastroju radosnym, podniosłym, i patriotycznym. W przedstawieniu "Termopil polskich" tłum postaci nadprzyrodzonych i historycznych gromadzi się przy sarkofagu księcia Józefa Poniatowskiego. Tańczą, śpiewają, nastrój panuje równie podniosły, patriotyczny i tylko chwilami nieco mniej radosny. Żeby już do końca zamącić publiczności w głowach, sprzedawano programy do zupełnie innego spektaklu. A że maniaków nie brakuje, więc nadmiernie dociekliwi i pilni widzowie po przeczytaniu programu mogli mieć wątpliwości, czy trafili do właściwego teatru na właściwą sztukę. Z umieszczonego w nim projektu szkicu scenografii tak naprawdę zgadza się tylko nazwisko autorki: Zofia de Inez Lewczuk. Z wydrukowanych tekstów nie zgadza się już nic.

W mądrym i przystępnie napisanym szkicu Jerzy Ilg tłumaczy zawiły tekst Micińskiego. Dowiadujemy się więc, że dramat, który zobaczymy, to misterium. Rozpoczyna się ono dość oryginalnie, w chwili śmierci bohatera, księcia Józefa Poniatowskiego. To, co następnie dzieje się na scenie, rozgrywa się w "Amfiteatrze duszy" księcia, jest przedśmiertną wizją obrazów i wspomnień. W tym "Teatrze Mrącej Głowy" pojawiają się więc zjawy żywych i umarłych. Według Micińskiego "jak we śnie wizje miewają charakter niezwykle plastyczny w ciągu niewielu sekund - tak i tu akcja rozgrywa się w okamgnieniach".

Wszystko to jest nadzwyczaj słuszne. Tyle, że dotyczy dramatu Micińskiego, z którym przedstawienie niewiele ma wspólnego. Zamiast misterium wystawiono bowiem dość tradycyjną operetkę historyczną. Zaczyna się w sposób absolutnie codzienny. Zamiast w "amfiteatrze duszy" księcia Józefa rozgrywa się wokół szybu wiertniczego w radosnym momencie natrafienia na bogate złoża gazu. Świadczą o tym obfite dymy owiewające ustawioną na scenie metalową konstrukcję. Wedle słów Micińskiego trzy piętra sceny mają symbolizować "stopnie wyżyn duchowych", po których "bohater sceniczny może wstępować lub schodzić zależnie od poziomu morza w swej duszy". Sformułowanie patetyczne, ale przecież zrozumiałe. Na scenie mamy więc zachowane te trzy poziomy, ale na najwyższy "stopień duchowy" wspinają się tylko ci aktorzy, którzy nie cierpią na lęk wysokości. Książę Józef, Kościuszko - dobrze. Ale co tam robi Trembecki, wygłaszający rymowaną pochwałę carycy Katarzyny? Rzecz cała dzieje się nadto we fragmentach zniszczonych przemysłem zabytków. Przedśmiertne wizje księcia Józefa niewiele mają wspólnego ze "światem jasnowidzeń", a wspomnienia są najzupełniej realistyczne, miejscami nawet dość kiczowate.

W pierwszej scenie, tej tonącej w gęstych dymach, Jerzy Trela jako książę Józef pokazuje się na trzecim piętrze szybu wiertniczego. Oznacza to niewątpliwie, że ma "najwyższy poziom morza w swej duszy". Potem następuje odpływ. Trela, pykając fajeczkę, schodzi na scenę i tu ma przygody, raz rozkoszne, raz przykre. Napastują go bowiem różne kobietki. Ubrane, i trochę rozebrane też. Elżbieta Karkoszka wabi go patriotyzmem, Dorota Pomykała kształtnym biustem i powłóczystym seksem, Monika Niemczyk ciałem przyodzianym już to w płomienną suknię, już to w skórę jakiegoś zwierzęcia. Książę trochę się opędza, mówi słowa podniosłe, ale czasem go zmoże, więc woła: "Daj ust!", jako że był tyleż patriotą, co dziwkarzem. A że patriotą był, więc nawet w chwili przedśmiertnej (co wiemy z programu) nie może spokojnie powspominać erotycznie, bowiem po scenie kłębią się aktorzy poprzebierani za postaci znane z historii i przedstawiają mu różne obrazki z narodowej przeszłości. Miejscami trudno się zorientować who is who, o co im tak naprawdę chodzi, dlaczego się kłócą, kto tu zdrajca, o kto patriota. Nic więc dziwnego, że między ojczyzną a panienkami rozdzieranyTrela najbezpieczniej czuje się za kulisami i kiedy tylko może, chyłkiem umyka ze sceny.

Aktorom chyba nie wyjaśniono, kogo mają grać. I w jakiej sztuce. Robią więc, co mogą i jak ich tekst poniesie. Jedni grają na poważnie, inni na śmiesznie. Micińskiego teatrum historii narodowej przypomina dzięki ternu raczej satyryczną szopkę ze śmiesznymi kukiełkami niż jakąkolwiek wizję jakichkolwiek przeżyć jakiejkolwiek głowy.

Bardziej łatwowierni widzowie, którzy uwierzyli, że wizje przed śmiercią przesuwać się będą w "ciągu niewielu sekund", srodze się zawiedli. Trwa to prawie trzy godziny i jest równie uciążliwe, jak powolne konanie w mękach. Mimo kawałków erotycznych, patriotycznych, wokalnych i baletowych. A także humorystycznych.

Istnieje poważna obawa, że Wiktor Sadecki zanudzi się w Starym Teatrze na śmierć, jeżeli nie dostanie roli, w której dano by mu wreszcie coś zagrać. Na razie wypowiada tekst króla ze zrozumiałą niechęcią. Wyjątkiem jest scena, w której wyraźnie rozluźniony i bez peruki wpada do karczmy na szybką setę. Anna Polony bardzo śmiesznie parodiuje Katarzynę II. Krzysztof Globisz, po znakomitym diable we "Wzorcu dowodów metafizycznych" u Tadeusza Bradeckiego, znowu całkowicie zagubiony gra kawałki ról wcześniejszych. Jako Patiomkin przypomina trochę Azję z "Potopu". Trzeba jednak przyznać, że w czarnych reformach bardzo mu do twarzy. Aleksander Fabisiak jest bardzo podobny do Napoleona, zaś Edward Lubaszenko jako hetman Rzewuski nie wiadomo dlaczego snuje się w bardzo niegustownym szlafroku.

Aktorzy harują ofiarnie, z poświęceniem, starając się ukryć uczucie dojmującego wstydu. Niezbyt im się to udaje. Wszyscy nauczyli się całego tekstu na pamięć.

Za udział w przedstawieniu "Termopil polskich" aktorzy Starego Teatru powinni dostać podwyżkę. Tak do 3/4 średniej płacy w przemyśle ciężkim.

Zamiast "Teatru Mrącej Głowy" zobaczyliśmy teatr pustej głowy. Może trzeba było zostawić w spokoju nieszczęsnego Micińskiego i wziąć się raczej do "Betlejem polskiego"? Bezpieczne to i łatwiejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji