Artykuły

Polskość życiem płacona

O "Termopilach Polskich" rozmowa z reżyserem Krzysztofem Babickim.

Lubi Pan spektakle długie, rozbudowane, stara się Pan nie skreślać tekstu sztuki...

- Bo nie znoszę skreślać! Zbyt często skreśla się to, z czym teatr nie potrafi sobie poradzić. Skreślanie, moim zdaniem, zbyt często wiąże się z pójściem na łatwiznę...

Ale "Termopile Polskie" bez skreśleń są chyba nie do zagrania? Nawet nie ze względu na rozmiary, ale na gmatwaninę wątków tematycznych przede wszystkim..

- Tak. I kreślenie tekstu Micińskiego było dla mnie wielką i bardzo trudną lekcją wyboru.

Jak Pan "porządkował" Termopile?

- Pierwszym kryterium była teatralność scen. Tadeusz Miciński był przenikliwym myślicielem, ale jednocześnie bardzo rozwichrzonym dramaturgiem. Natłok pomysłów, różnorodność poetyk może doprawdy wprawić w osłupienie. Ale, w imię przejrzystości, a więc lepszego zrozumienia myśli autora zdecydowałem się sprecyzować, ujednolicić poetykę mojego spektaklu. Dokonałem także wyboru tematów poruszanych przez Micińskiego w "Termopilach". "Okroiłem" zwłaszcza wątek życia prywatnego bohaterów: ucierpiał na tym sam Książę Józef i - chyba najbardziej - Wita. Żyje ona w moim spektaklu prawie wyłącznie jako symbol. Matka-Polka, Matka syna - żołnierza, który zginął, ale też sumienie Księcia Józefa... Musiałem także uporządkować wątki historyczne, ze względu na czytelność, spójność akcji.

Czytając "Termopile" myślałam, że trzeba mieć nie tylko głowę i talent, decydując się na realizację tego trudnego teatralnie tekstu; trzeba też mieć odwagę...

- Przede wszystkim trzeba mieć zespół aktorów jakim miałem szczęście dysponować! Co prawda... najpierw zespół podszedł bardzo nieufnie do tekstu, ale na szczęście nie okazał nieufności do reżysera... Aktorzy częstokroć nie wierzyli w swoje role, ale... ja wierzyłem, że właśnie oni i tylko oni mogą to zagrać! Nie wyobrażam sobie innej carycy Katarzyny niż Anna Polony, Księcia Józefa - Jerzego Treli, Stanisława Augusta - Wiktora Sadeckiego, Suworowa - Jerzego Bińczyckiego, Potiomkina - Krzysztofa Globisza i wszystkich innych! Jestem im ogromnie wdzięczny za pracę włożoną w te role i w ten spektakl. Miciński wymaga pracy teatru. Jego sztuka to tylko propozycja. Bez inicjatywy aktorów ta propozycja, choć pojemna ideowo, pozostałaby teatralnie martwa.

Jak długo robiliście "Termopile"?

- W ciągu siedmiu miesięcy odbyło się sto kilkadziesiąt prób. "Walczyliśmy" z językiem, bo manieryczny, "młodopolski" język Micińskiego jest na dłuższą metę dla dzisiejszego odbiorcy po prostu męczący. Niełatwą rzeczą było budowanie ról: zagrać "żywą" postać w kilku zdaniach, w jednym wejściu. Akcja dramatu toczy się przecież w oszałamiającymi tempie. Jeden temat goni drugi, dziesięciolecia gonią dziesięciolecia, bo to "teatr mrącej głowy": Tonący Książę Józef przypomina sobie całe swoje dorosłe życie. A życie to przypadło na szczególnie dramatyczne lata historii Polski; rozbiory, kaniowski zjazd monarchów, Konstytucja 3 Maja, Targowica, Sejm w Grodnie, wojna polsko-rosyjska, Insurekcja Kościuszkowska, Rzeź Pragi, wojny napoleońskie... Czyli są to lata od 1787 ("Termopile" rozpoczyna obraz zjazdu w Kaniowie), aż do 1813 (śmierć Józefa Poniatowskiego w bitwie pod Lipskiem).

Ten potok wizji tonącego księcia jest bardzo nowatorski pod względem formy, no i efektowny teatralnie, ale też chyba niezwykle trudny w realizacji? Swoją drogą, jak rozmieszczał Pan punkty ciężkości i kulminacje w tym mieniącym się różnorodnością ciągu myśli i obrazów? Wiadomo przecież, że mądre wyważenie proporcji i akcentów nie tylko zwiększa czytelność i pobudza emocje widza, ale - co najważniejsze - może ukierunkować tok jego myślenia, podpowiedzieć wymowę dramatu...

- Główny punkt kulminacyjny to Targowica (poprzedzają ją patriotyczne wysiłki dyplomatyczne i militarne, uwieńczone Konstytucją 3 Maja). Zależało mi na tym żeby teza Micińskiego zabrzmiała dostatecznie wyraźnie: klęska Polski na przełomie XVIII i XIX wieku, to nie tylko wina siły i przebiegłości przeciwników, to także własna wina Polaków.

Kto jest główną postacią Pana spektaklu?

- Polska. Polska, której tragiczny los "przewala" się przez mrącą głowę księcia. Książę Józef gra tu rolę medium, wywołującego mimowolnie te wszystkie wizje. Miciński przedstawia upadek Polski. Polski pogrążonej przez Targowicę, układy prusko-rosyjskie, wplątanej beznadziejnie w rozgrywki napoleońskie. I - to ważne - Miciński nie analizuje tu sprawy pruskiej ani rosyjskiej, tylko sprawę polską.

Obsadził Pan w roli Księcia Józefa, bohatera walczącego o wolność Polski - Jerzego Trelę, aktora który od czasu "Dziadów" i "Wyzwolenia", reżyserowanych na tej scenie przez Swinarskiego, jest w polskim teatrze symbolem Konrada. Stąd identyfikacja narzuca się sama... Jaki więc jest według Pana Książę Józef-Konrad Micińskiego?

- Ten Konrad już nie wygłasza Improwizacji. I... nie ma też siły na kilka zamachów szablą (te Konrad wykonuje w finale "Wyzwolenia"). Ma perspektywę porażki, nie walki. On nie jest uskrzydlony przez polskość, ale przez nią złamany. I włożony do pomnikowego sarkofagu. Losy tego i bohatera mówią o cenie życia za polskość i za wolność.

Rozmawiała:

DOROTA KRZYWICKA

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji