Artykuły

Miciński w Starym Teatrze

ENTUZJASTA KABAŁY, Mistyk i poszukiwacz tajemniczego kamienia filozoficznego, mającego odrodzić ludzkość i przywrócić niepodległość Polsce, zafascynowany Przybyszewskim i Słowackim, sam zaś będący obiektem podziwu Witkacego, nie miał Tadeusz Miciński szczęścia do realizacji na scenie swoich wielkich projekcji dramatycznych. Mimo wielkiego sukcesu scenicznego "Kniazia Patiomkina", wystawionego w reżyserii Leona Schillera obok arcydzieła naszego dramatu romantycznego, i głośnej premiery "Termopil polskich" w adaptacji Stanisława Hebanowskiego, wyreżyserowanych przez Marka Okopińskiego w Teatrze "Wybrzeże" w Gdyni; mimo bardzo starannego wydania "Dzieł zebranych" - Miciński wciąż jeszcze nie jest znany szerszemu ogółowi jako dramaturg. Tym bardziej więc Kraków czekał na opóźniającą się wciąż premierę "Termopil", które na dużej scenie Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie reżyserował Krzysztof Babicki.

Spektakl rozpoczyna taniec kukieł - postaci dramatu, który za chwilę rozegra się ma scenie. Jest w tym tańcu, w przepychu bogatych strojów sporo nie wiadomo skąd biorącej' się bajki i grozy jednocześnie. Pewnie w takim nastroju okrutnego snu zamierzał reżyser utrzymać cały dramat - "misterium na tle życia i śmierci księcia Józefa Poniatowskiego osnute i wielu znanym i nieznanym ~ zacnym, ludziom w Polsce - a w przeciwieństwie do nich - tym, którzy szargają imię Polski, którzy nie czynią wszystkiego dla zapalenia Znicza na górach i zasiania ziaren na podołach - ku rozwadze i ostrzeżeniu" dedykowane przez autora. Ten bardzo interesujący, zaprezentowany na wstępie pomysł na inscenizację "Termopil" zajmuje się już w pierwszej części spektaklu, by potem znów wracać w kilku wielkich scenach widowiska.

Adekwatny do tej koncepcji inscenizacji sposób gry, w której powinno być "coś z liturgii, coś z gestów i słów wojska przed bojem; zachowywania rytmu nawet wtedy, gdy się maluje największą rozterkę i burzę" (T. Miciński "Uwagi dla teatrów") w sposób lekki i finezyjny opanowała - Anna Polony - mistrzyni aktorskiego pastiszu i stylizacji. Jej wejścia na scenę w roli carycy Katarzyny są naprawdę wielkimi momentami tego spektaklu. Niesłychane bogactwo tonów, półtonów, intonacji, niedopowiedzeń, i delikatnie, kulturalnie, wyważonej ironii w stosunku do kreowanej postaci, subtelnego dowcipu gestów i ruchów stawiają rolę carycy Katarzyny w rzędzie najlepszych kreacji tej wielkiej krakowskiej aktorki. W stylistyce teatru duszy tonącego księcia Poniatowskiego, gdzie obok siebie na równych prawach umieścił Miciński widma żywych i umarłych, w teatrze nierealnym, subiektywnym, głęboko psychologicznym i niezwykle pojemnym, jeśli idzie o wielość zdarzeń w nim przedstawionych, doskonale mieści się również ekspresyjno-romantyczny sposób gry Krzysztofa Globisza, który jest, w "Termopilach". kniaziem Patiomkinem. Dialogi "Aurory Północy", jak nazywano carycę, z ordynarnym, chociaż wielce uzdolnionym karierowiczem Patiomkinem są paradą aktorstwa najwyższej próby, od której powoli teatr nas odzwyczaja.

Wielkich, patetycznych, dobrze zagranych scen jest zresztą w tym spektaklu wiele. Cóż z tego jednak, gdy w efekcie nie powstaje z nich spójne i klarowne widowisko. Hermetyczna symbolika Micińskiego, mająca uruchomić u widza mechanizmy irracjonalnych asocjacji i nie dająca się ująć w żadne racjonalne rygory pragmatyka tego dramatu wymaga od inscenizatora wielkiej j wnikliwej pracy adaptacji. W tym sensie przy podkreśleniu wielkich kreacji Polony i Globisza, dobrych ról Wiktora Sadeckiego (król Stanisław August Poniatowski), Doroty Pomykały (Tamara), Jerzego Fedorowicza (Kościuszko) - spektakl jako sceniczna transpozycja tekstu Micińskiego jest porażką

Starego Teatru. Pozbawione wszelkiego sensu wydaje się obudowanie scenariusza widowiska fragmentami powieści Micińskiego "Wita". Bardzo częste pojawianie się w tym spektaklu owej alegorycznej postaci (Elżbieta Karkoszka starająca się wyciągnąć maksimum sensu z naszpikowanego młodopolskimi manieryzmami tekstu) powoduje osłabienie dramaturgii przedstawienia. Staje się ono nużące, smętne i w bardzo złym stylu "bogoojczyźniane".

Symultaniczna akcja rozgrywająca się w trójkondygnacyjnych dekoracjach (opracowanych zgodnie ze wskazówkami inscenizacyjnymi Micińskiego przez Zofię de Ines Lewczuk) bywa momentami zupełnie niejasna, rzadko tłumaczy się logiką spektaklu. Robi wrażenie przypadkowego udziwnienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji