Artykuły

Młodzi są retro

W trudnych dla kultury czasach Tomasz Karolak dokonał pozornie niemożliwego - założył teatr i potrafi zdobyć dla niego nie tylko widzów, ale i pieniądze - pisze Aneta Kyzioł w Kaleidoscope.

Rzucić etatową pracę i założyć knajpkę albo pub - tak się dzisiaj objawia kryzys wieku średniego. Pan świeżo po czterdziestce otworzył teatr...

- Pamiętam, jak w dzieciństwie poszedłem z matką na plażę - była pusta. Wystarczy, że powącham trawę, i ten obraz staje mi przed oczami, I wiem, że już więcej czegoś takiego nie przeżyję, nie tylko dlatego, że coraz trudniej o puste plaże. Tak jak nigdy nie przeżyję wyprawy na Rysy, podczas której spotkaliśmy po drodze ze trzy osoby... Czyli chyba jednak mam ten kryzys czterdziestki. Założyłem teatr i tak się jakoś stało, że pracują w nim głównie aktorzy i reżyserzy z mojej generacji. Egoistycznie i hedonistycznie analizujemy siebie, swoich przyjaciół i bliskich, i tym sposobem Imka staje się teatrem pokoleniowym. Młodsi też u nas grają, ale nie widzę w nich chęci opowiadania o swoim świecie. To zabawne, ale wydają się tacy bardzo retro - zafascynowani przeszłością, także naszą. Dają nam swoją energię dwudziestolatków, ale jeszcze nie treść.

Dotąd był pan znany raczej z lekkich seriali, filmów typu ,,Kac Wawa" i reklam. Niełatwo było uwierzyć, że Karolak z telewizora i Karolak z teatru to ten sam człowiek.

- Fakt, o zaufanie było z początku trudno. Zwłaszcza dziennikarze nie wierzyli, że mogę zrobić coś innego niż czystą komercję. Pierwsze kilka lat kariery spędziłem w teatrze. Debiutowałem w ,,Obywatelu Pekosiu" Tadeusza Słobodzianka w reż. Mikołaja Grabowskiego, na deskach Teatru Słowackiego w Krakowie. Energia i emocje dobrego, ważnego, politycznego przedstawienia były tak mocne, że na premierze aktorzy i widzowie płakali. Wtedy sobie powiedziałem: O, taki teatr chcę robić! Ale nie uważam, że zawsze musi być albo bardzo poważny teatr przez wielkie T albo chałtura. Nigdy jednak nie schodzimy do poziomu farsy czy sitcomu na żywo.

Jak się zakłada prywatny teatr?

- Imka powstała przez przypadek. Zaczęło się od prób do spektaklu ,,Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka w warszawskim Laboratorium Dramatu. Sztuka przedstawia splątane losy polskich i żydowskich kolegów i koleżanek z jednej klasy szkoły podstawowej w Jedwabnem od lat 20. XX w., przez pogrom w 1942 r, aż po czasy współczesne. Próbowaliśmy nocami i weekendami, wszyscy za tym szliśmy jak w dym! Jednak Słobodziankowi się nie podobało. Gdy zawiesił próby, pomyślałem, że ta nasza energia nie może się tak po prostu zmarnować. Pomyśleliśmy, że zrobimy razem trzecią część ,,Opisu obyczajów" według pamiętników Jędrzeja Kitowicza. Zacząłem więc szukać miejsca, gdzie można by nowy spektakl grać. Gmach basenu dawnej warszawskiej YMCA - Young Men's Christian Association - od razu nas urzekł. I jesteśmy tam już dwa i pół roku. Krystyna Janda, która od kilku lat prowadzi Teatr Polonia, nie przestaje narzekać, że własny teatr to bardzo trudny kawałek chleba: brak wsparcia ze strony miasta i państwa, sponsorów, brak widzów... Ja miałem na początek 200 tys. zł, a na roczne utrzymanie produkcję potrzeba ok. 2 min. Raz na kwartał biorę więc czapkę i chodzę po firmach, uważając, że powinny wspierać także takie niekomercyjne przedsięwzięcia jak teatr. I mimo kryzysu udaje się, prędzej czy później, wszystko finansowo dopiąć. Od ponad dwóch lat prowadzę działalność gospodarczą, zatrudniam rocznie 295 artystów, odprowadzam kilkaset tysięcy złotych podatków, zacząłem więc ostatnio myśleć, że skoro reprezentuję na festiwalach Warszawę, to jeśli miasto lub państwo pomogłoby mi choćby na wymiar tych podatków, które płacę, to byłoby super. Ale mam poczucie, że dzisiaj kultura obchodzi tylko artystów i widzów, do których zbyt wielu przedstawicieli władzy się nie zalicza. Namówienie prezesa klubu żużlowego z Zielonej Góry, by zasponsorował warszawski teatr, było trudne? Bez przesady. Zaczęło się od tego, że w serialu ,,39 i pół" grałem chłopaka z Zielonej Góry, fana żużlowego klubu Stelmet Falubaz Zielona Góra. Prezes Robert Dowhan zadzwonił i grzecznie zasugerował, że skoro już mówię o tym żużlu w telewizji, to może bym tak wpadł na mecz i na własne oczy zobaczył, o co w tym chodzi. Pojechałem, sport okazał się świetny, całe rodziny na trybunach, zacząłem więc tam bywać częściej. A kiedy otwierałem Imkę, Robert mi po przyjacielsku pomógł. Zapytał tylko, czy przyjedziemy do Zielonej Góry pokazać przedstawienia. Byliśmy z dwoma.

***

TOMASZ KAROLAK

Aktor teatralny, filmowy i serialowy, celebryta, właściciel warszawskiego Teatru Imka w jednej osobie. Tegoroczny laureat nagrody Kamienie Milowe Forbesa w kategorii: kultura.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji