Artykuły

Konkurencja może spać spokojnie

Wszystko jest płaskie, dosłowne i chaotyczne - o spektaklu "Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej" w reż. Agaty Dudy-Gracz w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Agata Duda-Gracz w Teatrze im. Słowackiego przygotowała wcześniej sześć autorskich spektakli. Szczególnie dobrze zostały przyjęte jej dwa ostatnie przedstawienia: "Galgenberg" i "Ojciec". Reżyserka znana jest z niezwykłej dbałości o oprawę wizualną projektów oraz z przełamywania bariery na linii aktor - widz. Ucieszyło mnie, kiedy ogłoszono, że Duda-Gracz ma przygotować kolejny spektakl, tym razem na nowej scenie teatru w Małopolskim Ogrodzie Sztuki.

Każdy z widzów losuje miejsce na widowni: po stronie Greków, czy Trojan. Okazuje się, że to jedynie pusty chwyt, bowiem w żaden sposób widz nie może wpływać na rozwój spektaklu. Akcję sceniczną (wydarzenia wojny trojańskiej) prowadzi Fortuna (Dominika Bednarczyk), ubrana w żółtą sztywną garsonką, z mocnym makijażem stylizowanym na dalekowschodni. Przypomina północnokoreańską prezenterkę telewizyjną, którą ostatnio, w związku z zamieszaniem na Półwyspie Koreańskim, mamy okazję często oglądać w telewizji. Fortuna prowadzi "hirołturystykę" - przedstawia mitycznych herosów (Achilles, Hektor, Agamemnon itd.), znanych z arcydzieła Homera, a luźno przetworzonych przez Szekspira w "Troilusie...", dla których nie ma już miejsca we współczesnym świecie. Na scenie prowadzona jest gra, którą można odczytać wielorako. Po pierwsze to sceny z oblężenia Troi. Albo inaczej: to dawni herosi, którzy wciąż i wciąż grają swoje role od nowa, za każdym razem niszcząc Troję i ginąc (zupełnie jak uwięziony w "Wujaszku Wani" Wojnicki, przetworzony przez Demirskiego w tekście "Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty"). A może to swoista rekonstrukcja, podczas której aktorzy, historycy i tłumy statystów odtwarzają zakładany przebieg działań wojennych. Tak czy inaczej, reżyserka dodatkowo śmieje się z przywar współczesnego sposobu podróżowania z biurami podróży (tu chyba również w kontekście "wyreżyserowanych" wycieczek do totalitarnej Korei Północnej).

Duda-Gracz na większą część spektaklu zamroziła aktorów w pozach herosów, które możemy zobaczyć na zachowanych greckich wazach. Bohaterowie zostają zdemitologizowani. Achilles (Cezary Studniak) z Patroklosem (Tomasz Schimsheiner) są parą, Ajaks (Krzysztof Piątkowski) jest zakompleksionym kurduplem, Menelaos (Tomasz Międzik) - wyśmiewanym rogaczem, Agamemnon (Feliks Szajnert) - wątłym staruszkiem. Sytuacja trochę komplikuje się, kiedy spojrzymy na obóz Trojan: Priama gra kobieta - Elżbieta Karkoszka, Hektora - rosły i niesamowicie charyzmatyczny Tomasz Wysocki, Parysa - niski i krępy, zblazowany Sławomir Rokita. Niestety aktorzy stworzyli płaskie kreacje, ogrywali wciąż te same chwyty, a reżyserka nie stworzyła im żadnej możliwości wykazania się, odejmując z ich gry wszystkie emocje. I choć pokrywa się to z założeniem, że muszą odgrywać całą szopkę "hirołturystyki", to jednak efekt jest żenujący i już po dziesięciu minutach ma się ochotę wyjść (a trzeba wysiedzieć ponad 2 godziny!).

Nic nie wnoszą odnośniki do sytuacji polityczno-społecznego konfliktu, nazywanego w skrócie wojną polsko-polską, czy do zdegenerowania postaw elity artystycznej (opisy Heleny o związku z Parysem do złudzenia przypominają egzaltowane wynurzenia Moniki Richardson o jej związku ze Zbigniewem Zamachowskim). Wszystko jest płaskie, dosłowne i chaotyczne. Tekst autorstwa reżyserki z cytatami z Szekspira nie wybrzmiewa, bo jest najzwyczajniej jałowy.

Duda-Gracz stworzyła przestrzeń arenową na wielofunkcyjnej i studyjnej scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki. Widownię postawiono na długość sceny (a nie klasycznie - na szerokość) i w dodatku wzdłuż dwóch ścian naprzeciwko siebie. Z lewej strony stanęło kilka podestów dla prowizorycznego obozu greckiego, a z prawej dla Trojan. Pomiędzy znajdowała się rzeczona arena, na której dochodziło do potyczek. Ogromna przestrzeń przypominała plastikową makietę, a wyświetlane projekcje pokazywały ruiny świata i Jezusa ze Świebodzina, stojącego na zgliszczach, który miota piorunami... Była to wyłącznie kiczowata ilustracja, a nie jak w szczecińskim "Makbecie" w reżyserii Marcina Libera, równoległa narracja wyrażająca ból i cierpienie konającego świata.

Przyznam, że tak zażenowany poziomem artystycznym spektaklu dawno nie byłem. Tak krytykowany przeze mnie "Poczet Królów Polskich" w zestawieniu z tym tworem, to spektakl iście wielowymiarowy. Spektakl Agaty Dudy-Gracz jest niespójny, nudny, aktorzy miotają się, skaczą i wyginają, co przypomina bardziej cyrk niż teatr. Nie ma tu cienia dobrej warsztatowej reżyserii. Aktorzy tylko sobie nawzajem przeszkadzają, a wykreowana przestrzeń jest zupełnie niefunkcjonalna, źle zagospodarowana, na wskroś kiczowata. Nawet nie jest zwyczajnie ładna, co przecież zawsze było atutem przedstawień Agaty Dudy-Gracz.

A najbardziej szkoda mi Mai Kleszcz, która jako Kassandra (razem z Druidem - Wojtkiem Krzakiem) na żywo wykonuje muzykę i śpiewa. Szkoda, że tak świetni muzycy biorą udział w najgorszym bodaj spektaklu obecnego sezonu. I choć są w nim jedynym pozytywem, to są jakby obok niego, jako bezproduktywny dodatek...

Teatr im. Juliusza Słowackiego chyba pozazdrościł konkurencji zza miedzy eksperymentowania z materią teatru, dramatu i przestrzeni. "Każdy musi kiedyś umrzeć Porcelanko, czyli rzecz o Wojnie Trojańskiej" - spektakl Agaty Dudy-Gracz inspirowany "Troilusem i Cressydą" Williama Szekspira jest zupełną pomyłką i przedsięwzięciem kompletnie nieudanym, żeby nie powiedzieć dosadnie - żenującym. Konkurencja może spać spokojnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji