Artykuły

Rodzajowo z odrobiną horroru

"Straszny dwór" w reż. Roberta Skolmowskiego w lubelskim Teatrze Muzycznym w ocenie Doroty Gonet.

Premiera "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki to przede wszystkim triumf reżysera Roberta Skolmowskiego i scenografa Małgorzaty Słoniowskiej - są wierni tradycji, ale też potrafią użyć nowoczesnych środków. Na scenie Teatru Muzycznego wyczarowali zamglony świat starych polskich dworów

Reżyser i scenograf ze szczególną dbałością potraktowali charakterystyczne dla tej opery obrazki rodzajowe. Obok rekwizytów stricte historycznych na scenie pojawiają się elementy rustykalne - dostojnie przelatuje nad dachem bocian, toczy się wóz drabiniasty. Są też najważniejsze symbole: dom i stół.

Jest sielanka, ale i odrobina horroru zmieszanego oczywiście z humorem (mówiąc językiem Moniuszki - krem z pieprzem). Trzeci akt rozpoczyna muzyka z nagranymi na taśmie odgłosami nocy, po których jest już tylko coraz straszniej, aż do sceny z ręką podającą tabakę przy słynnej arii Skołuby. I ze straszną sową na nocnym niebie!

W spektaklu gra nie tylko muzyka. Grają światła - ostre punkty albo ciężkie smugi, piękne w swojej magii. Również większość postaci ma kształty bardzo wyraziste. Znakomici są Ryszard Wróblewski w roli sfrancuziałego zalotnika Damazego i Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak jako Cześnikowa. Bawią się rolami, a przy tym dobrze śpiewają swoje partie. Aktorsko podobali się także Jacek Ryś (Maciej) i Mieczysław Milun (Skołuba). Nie można nie wspomnieć o odtwórczyniach ról niemych, ale jakże ważnych dla całości: Sylwii Złotkowskiej jako Starej Niewiaście i Irenie Chodziakiewicz - Damie do towarzystwa.

Partie głównych bohaterów "Strasznego dworu" na premierze zaśpiewali: Tomasz Janczak (Stefan), Maciej Krzysztyniak (Zbigniew), Agnieszka Dondajewska (Hanna), Mariola Zagojska (Jadwiga) oraz Leszek Skrla (Miecznik).

Postać z krwi i kości bez wątpienia wykreował Leszek Skrla, którego atutami obok dobrego, mocnego głosu i czystej dykcji są predyspozycje aktorskie. Jego Miecznik to prawdziwy pan, szlachcic na polskim dworze. Inaczej jest z braćmi - wojakami. Stefan nie był dla mnie zbyt przekonujący ani głosowo, ani aktorsko. Więcej animuszu wykazał drugi brat.

Natomiast wyraziste i przekonujące były niewiasty: Agnieszka Dandowska głosem wibrującym od emocji pięknie zaśpiewała arię "Któraż to która, tej ziemi córa" na początku czwartego aktu i była to jakby odpowiedź w kontrapunkcie na dumkę Jadwigi z drugiego aktu ("Biegnie słuchać w lasy, w knieje") w ciepłej i pełnej wewnętrznego żaru interpretacji Marioli Zagojskiej.

Ładnie brzmiały poszczególne ansamble, których w "Strasznym dworze" jest mnóstwo, w tym także ulubione przez kompozytora sceny, gdzie grają i śpiewają wszyscy - np. w kończącej akt drugi scenie przy stole.

Orkiestra pod batutą Jacka Bonieckiego i chór prowadzony przez Zofię Bernatowicz znane już są publiczności ze swoich możliwości. Szczególnie dotyczy to chóru, który i tym razem nie zawiódł, pokonując czasem karkołomne trudności, jakie niesie ze sobą wielogłos. Orkiestra Teatru Muzycznego gra coraz lepiej, słychać, że w zespole jest m.in. dobry flecista, dobra grupa wiolonczel. Warto było czekać na mazura z czwartego aktu w wykonaniu Zespołu Tańca Ludowego UMCS (w choreografii Stanisława Leszczyńskiego). Orkiestra zagrała naprawdę "siarczyście" i "z chłopska, co się zowie", jak chcieli kompozytor Moniuszko i librecista Jan Chęciński. Było wzruszająco i pięknie; raz jeszcze zadziałała magia teatru, gdzie wszystko może się zdarzyć. Nawet "Straszny dwór" w Lublinie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji