Artykuły

Jak seksuolog czytałby Gombrowicza?

To pytanie nasunęło mi się w trakcie lektury książki Ewy Graczyk - i wprawiło mnie, nie ukrywam, w pewną melancholię. Przypomniałem sobie bowiem, że już w latach 70. trawiła mnie ciekawość, jak interpretowałby Gombrowicza psychoanalityk - pisze Stanisław Gębala w Twórczości.

Dziś jednak, kiedy przeglądam ogromny plon Roku Gombrowiczowskiego, zaczynam reagować alergiczne na zapowiedzi w rodzaju tej, którą znajduję na ostatniej stronie okładki omawianej książki: "Reinterpretacja ta inspirowana jest myślą psychoanalityczną, feministyczną i genderową". Alergię moją zwiększa jeszcze określenie w następnym zdaniu ambicji autorki: "Ten punkt widzenia pomaga autorce zakwestionować wiele loci communes współczesnej gombrowiczologii".

Rewolucjonizowanie języka współczesnej gombrowiczologii jest pewnie koniecznością. Dokonał tego podobno (co również zakomunikowano czytelnikowi na ostatniej stronie okładki) Michał Paweł Markowski w swojej głośnej książce Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura; ale on "loci communes współczesnej gombrowiczologii" zastępował przede wszystkim pojęciami, którymi operuje współczesna filozofia, w znacznym stopniu inspirowana freudyzmem. Ewa Graczyk postąpiła niewątpliwie krok dalej - i znalazła się na gruncie może nie tyle grząskim, co jałowym. Po przykłady sięgnę od razu do samego środka książki, gdzie mieści się studium poświęcone Iwonie, księżniczce Burgunda. Podstawowa wykładnia tego utworu raczej mnie rozczarowała, zamyka bowiem sztukę Gombrowicza w formule: "historia buntu homoseksualisty" przekształcona w "opowieść o kryzysie systemu opartego na pewnej - patriarchalnej - gospodarce libidalnej". Ów bunt był wymierzony, oczywiście, w "heteronormatywne reguły". Pojęcie "gospodarka libidalna" pojawia się na paru kolejnych stronach kilkakrotnie z różnymi dookreśleniami i uściśleniami; przede wszystkim autorka próbuje określić relacje między dwoma opowieściami odkrytymi w Iwonie: "opowieść o rebelii homoseksualisty, zawiera się w opowieści o kryzysie patriarchalnej gospodarki libidalnej, rozpuszcza się w niej, ale znajduje tu także pewnego rodzaju schronienie". Czytając kolejny raz o "patriarchalnej gospodarce libidalnej", "tradycyjnej gospodarce libidalnej", mam już pewność, że jest to obsesja "myśli feministycznej". I dodatkowo mam jeszcze ogromne wątpliwości, czy terminologia, którą owa myśl operuje, może zastąpić "loci communes współczesnej gombrowiczologii".

Obawiam się, że ceną rewolucjonizowania jej języka może okazać się właśnie jałowość rezultatów badawczych, gdyż loci communes otwierały jednak wielość perspektyw, a zrewolucjonizowany język nowej gombrowiczologii pozostawia jedną - ukazująca wyłącznie Gombrowicza czarnego (nawiązuję tu, oczywiście, do polemiki Jerzego Jarzębskie-go z Michałem Pawłem Markowskim na temat wspomnianej wcześniej książki). Albo Gombrowicza homoseksualistę tak głęboko zakonspirowanego, że aż dławiącego swój bunt przeciw "heteronormatywnym regułom".

Może warto tu wspomnieć, że był w naszej literaturze XX w. jeden tak głęboko zakonspirowany homoseksualista, który swój bunt przeciw owym regułom odważył się wyrazić wyłącznie skokiem z okna nowojorskiego hotelu, ale inni na ogół lepiej sobie radzili z tym buntem. A Gombrowicz poradził sobie zgoła genialnie.

I teraz muszę zgłosić główną wątpliwość pod adresem nowej gombrowiczologii, której reprezentatywnym dokonaniem jest omawiana praca Ewy Graczyk. Otóż jeśli uznajemy wyłącznie "libidalne" determinanty kreowanego przez pisarza świata, to automatycznie ulega zakwestionowaniu wartość poznawcza tej kreacji, gdyż wpisana w nią diagnoza może być samozwrotnie odnoszona tylko do podmiotu wypowiedzi, a nie do rzeczywistości pozaliterackiej. Bo przecież cokolwiek mówi nam o świecie otaczającym "odmieniec", mówi w istocie tylko o sobie. Jeśli "odmieniec" mówi, że świat jest absurdalny albo przynajmniej źle urządzony, autorka wyciąga z tego wniosek, że to bohater jest źle urządzony w świecie i odizolowany od niego poczuciem obcości. Przykład: "Zwróćmy uwagę, że motyw zszokowanego spojrzenia outsidera na obcą mu całość symboliczno-społeczną, na obcą mu w całości przestrzeń symboliczno-społeczną, powtarza się u Gombrowicza wielokrotnie, we wszystkich prawie opowiadaniach Pamiętnika, a także w innych tekstach polskiego okresu, przede wszystkim w "Iwonie, księżniczce Burgunda".

Tezę tę powtarza kilkanaście stron dalej, pod koniec rozdziału: "W Pamiętniku z okresu dojrzewania bohater wszystkich i narrator większości opowiadań jest istotą obcą światu, źle urządzoną w jego symboliczno-społecznej całości".

Na początku była jednak hipoteza: "Zaryzykujmy hipotezę, z której być może trzeba będzie się wycofać, jeśli nie przyniesie ona sensownych rezultatów. Przyjmijmy, że w jakimś sensie Pamiętnik jest naprawdę rodzajem pamiętnika jednej dojrzewającej istoty". Po pierwszym zdaniu jest jeszcze przypis, który również warto zacytować: "Napisanie i opublikowanie tego rozdziału świadczy oczywiście o tym, że hipotezę uznałam za wystarczająco użyteczną". Dobrze, że autorka natychmiast rozproszyła niepokój czytelnika, ale przyznać muszę, że mój niepokój jeszcze skuteczniej został rozproszony wyrażeniem "w jakimś sensie", które przygotowuje na wszelką ekwilibrystykę interpretacyjną. Poczułem się zaproszony na piknik, "na który autor przynosi słowa, czytelnicy zaś sens". Tym razem cytuję Umberta Eco, który w książce Interpretacja i nadinterpretacja przytacza taką złośliwość Todorova, wymierzoną w zwolenników "radykalnie czytelniczej teorii interpretacji".

Autorka książki może uznać skierowanie tej złośliwości pod jej adresem za oburzające, bo przecież czyni w swoim mniemaniu wszystko, żeby dokopać się do "intencji tekstu" (zostańmy jeszcze przez chwilę przy terminologii Eco), i to niekiedy wbrew "intencji autora", kamuflując tamtą. Oglądając niejednokrotnie z podziwem te jej wysiłki, nie mogę nie wspomnieć o pewnym "chochliku drukarskim", zniekształcającym konsekwentnie tytuł jednego z opowiadań, które uznała za kluczowe w Pamiętniku - Biesiady u hrabiny... stała się po prostu Biesiadą hrabiny... "Chochlik" wyjątkowo złośliwy, bo perfidnie wspierający interpretację autorki, eksponującą motyw "żarłocznego, macierzyńskiego brzucha", "krwiożerczego macierzyńskiego brzucha", "krwiożerczej matki" wreszcie.

Zostawmy jednak "chochlika" i zajmijmy się konsekwencjami najzupełniej świadomych wyborów terminologicznych autorki. Wiadomo, przynajmniej od czasu ukazania się przywoływanej już tu książki Michała Pawła Markowskiego, że termin "parodia" należy do zakazanych w języku nowej gombrowiczologii. Zakazu tego zdaje się konsekwentnie przestrzegać Ewa Graczyk nawet wtedy (a może wtedy właśnie szczególnie), gdy parodystyczny charakter przytoczonego fragmentu jest oczywisty. Przykładem może być cytat zaczynający się od słów: "Taniec kanibalów!" i nieodparcie kojarzący się z pracami etnologów, odkrywających rytuały prymitywnych plemion. Przypomnijmy jeszcze, że np. w "Dziewictwie" mówi się wprost o egzotycznych wyprawach bohatera. Te odniesienia i nawiązania odsłaniają w omawianych utworach podszewkę parodystyczną; natomiast traktowane ze śmiertelną powagą ukazuj ą Gombrowicza tak czarnego, że przypomina się jego własna przestroga z Dziennika: "Nie róbcie ze mnie taniego demona". Pominięcie aspektu parodystycznego tekstu nader ułatwia autorce znalezienie "klucza intymnego zbratania się ze śmiercią" czy "klucza unicestwienia".

Skutki narzuconego sobie zakazu użycia pojęcia "parodia" widać może najjaskrawiej we fragmencie poświęconym marzeniom Miętusa o brataniu się z parobkami. Pojawia się tu cytat z Ferdydurke, zaczynający się od owego słynnego tęsknego zaśpiewu z ludowych pieśni, który później został doszczętnie wyeksploatowany w literaturze paru kolejnych okresów, czerpiącej pełnymi garściami z folkloru, i w końcu najdotkliwiej wyszydzony przez Witkacego w słynnej pierwszej kwestii Szewców ("Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy. Hej! Hej!): "Hej, hej - powiedział śpiewnie, cicho. - Hej, z parobkami razem jeść chleb czarny, na koniach oklep kłusować po łące...

Wargi mu się rozchyliły gorzkim i dziwnym uśmiechem, ciało stało się giętsze i smuklejsze, a w karku i w ramionach pojawiło się jakieś zaprzedanie".

Wystarczy... Otóż autorka ogranicza się do stwierdzenia, że "zwolennicy Syfona [...] okrutnie wyśmiewają się z marzeń o niepożeraniu, o braterstwie", ignorując fakt, iż naprawdę okrutnie wyśmiewa je przede wszystkim sam autor, tworzący wyrazistą parodię literatury sentymentalnej (genialne jest to Jakieś zaprzedanie", które pojawiło się w karku i w ramionach).

Tak czyta międzywojenne utwory Gombrowicza psychoanalityk na zmianę z seksuologiem. Najczęściej unieważniają oni tradycyjne interpretacje owych tekstów, odnosząc je nie tylko do rzeczywistości pozaliterackiej, ale i do szerokich kontekstów literackich, które nowa gombrowiczologia najczęściej zupełnie ignoruje (tworząc najchętniej konteksty filozoficzne myśli Lacana, Derridy i in.). Bywa jednak, że dopuszczają pewien kompromis. Oto fragment poświęcony bohaterom Pamiętnika Stefana Czarnieckiego i Dziewictwa: "[...] konfrontacja obu postaci, Stefana i Pawła, zdaje się podważać hipotezę rasistowsko--narodowych powodów wykluczenia pierwszego z bohaterów, sugerując, że również w jego wypadku chodzi o głównie seksualne przyczyny obcości i odrzucenia tej postaci. Ostatecznie jednak jedno nie wyklucza drugiego. Stefan może się źle czuć, może być izolowany i pogardzany, i jako pół-Żyd, i jako odmieniec seksualny".

Seksuolog wyraźnie się zagalopował -i drążąc podteksty opowiadania, omal nie zignorował tekstu; ale ostatecznie znalazł kompromisowe wyjście z sytuacji. Tyle że autor Pamiętnika Stefana Czarnieckiego sugerował zupełnie inną wykładnię zachowań zbiorowych. Ale czy warto przypominać w tym miejscu, odrzucone przecież definitywnie, interpretacje tradycyjnej gombrowiczologii? Przypomnę tylko, że autorka, oczywiście, pominęła fragmenty, w których bohater-narrator sygnalizował intencję parodystyczną wtrąceniami w rodzaju: ,jak wyczytałem w książce" czy Jeśli wierzyć artystom".

W miarę, jak zagłębiałem się w lekturę książki Ewy Graczyk, potęgowało się moje wrażenie, iż jej czytanie Gombrowicza prawie w żadnym punkcie nie przecina się z moim; że oto doświadczam niemal doskonałego nieporozumienia (w manierze nowej gombrowiczologii powinienem napisać nieporozumienia) z autorką, która płynie jakby innym statkiem (żywioł akwatyczny pełni w tej książce szczególną rolę) i dla innych słuchaczy snuje swoją opowieść. I właściwie ucieszyłem się, gdy na końcowych stronach książki znalazłem wyjaśnienie tego fenomenu recepcyjnego, którego doświadczałem chyba pierwszy raz w życiu: po prostu reprezentuję "niespsychoanalizowaną pseudoracjonalność".

Uff, jaką ulgę przynosi trafna diagnoza! Tak, to moja "niespsycho..." itd. burzyła się ustawicznie,, ilekroć stwierdzała w książce Ewy Graczyk upodobanie do tworzenia quasi-naukowych kategorii, których znaczenie zresztą natychmiast ulegało podważeniu i rozmyciu. Za przykład niech posłuży choćby termin "impuls rasistowsko-kanibalistyczny". Pojawia się on po raz pierwszy (z reguły podobne konstrukcje pojawiają się kilkakrotnie na sąsiednich stronach, po czym są porzuca-

ne: znikają po prostu) nie tylko z zastrzeżeniem, że jest "prowizoryczny", ale z rozbudowanym przypisem, którego tylko część zacytuję: "Chciałabym też wyjaśnić, że przymiotnika rasistowski i rzeczownika rasizm używać będę w sensie niedosłownym, chodzi mi bowiem o ten rodzaj impulsu lekceważenia, pogardy, który czepia się byle czego, nie troszcząc się w gruncie rzeczy o uzasadnienie, podnosząc je z ziemi, wchłaniając ze społecznego powietrza pełnego klisz i uprzedzeń". Zupełnie podobnie Stefan Czarniecki, bohater "Pamiętnika", tłumaczył użycie przez siebie słowa "komunizm": "[...] jeśli wybrałem określenie komunizm, to tylko dlatego, że komunizm jest tajemnicą równie niedocieczoną dla umysłów mu przeciwnych, jak dla mnie wasze tam dąsy i uśmieszki".

Rodzi się tylko wątpliwość, czy podobna dezynwoltura w żonglowaniu takimi pojęciami, jak "komunizm" czy "rasizm", dziś, po upływie przeszło 70 lat od debiutu książkowego Gombrowicza- lat, które ukazały prawdziwe oblicze i komunizmu, i rasizmu, tym samym dość jednoznacznie definiując te pojęcia -jest w ogóle dopuszczalna?

Oczywiście, mam pełną świadomość, że na statku, którym płynie Ewa Graczyk i na którym snuje swoją opowieść, niedopuszczalne są przede wszystkim podobne pytania. Ona po prostu tworzy pewien typ dyskursu generującego na doraźny, jednorazowy użytek quasi-naukowe terminy w rodzaju owego "impulsu rasistowsko-kanibalistycznego", który zresztą, jak w odbiciu lustrzanym, natychmiast ulega odwróceniu, ukazując się parę stron dalej jako "kanibalistyczno-rasistowski". Kolejność epitetów nie ma tu żadnego znaczenia, bo - jak widzieliśmy - znaczenie ich samych zostaje zakwestionowane i rozmyte, żywioł akwatyczny, dominujący, zdaniem autorki, w pisarstwie Gombrowicza, rządzi również jej dyskursem, coraz to wyrzucając ze swej głębi na powierzchnię jakieś okazy językowej fauny czy flory, które podpływają do nas, samotnie lub całymi koloniami, parokrotnie oddalają się i powracają, po czym nikną. Styl Ewy Graczyk sprawia wrażenie nieustannego falowania. Fale o najróżniejszej długości i wysokości tworzą swoje własne rytmy, mają własną wewnętrzną dynamikę i ekspresję. Popatrzmy, jak się spiętrzają i opadają, posłuchajmy ich szumu:

"Oczy, uszy, nos, skóra, gesty, mowa, płeć, wiek, wykształcenie, intelekt tego drugiego, obcego, przeciwnika, wroga, stać się mogą punktem wyjścia dla drwiny, lekceważenia, pogardy, wstrętu".

Jakiś wewnętrzny imperatyw (libidalny? - w każdym razie najwyraźniej bardzo kategoryczny) pcha autorkę w wielosłowie dłuższych czy krótszych wyliczanek, które tym mniej znaczą, im wyraźniejszej ulegają rytmizacji. Rytmizacja czasem bywa zgoła natrętna: "Interpretować, nazywać czy określać to zjeść, pochłonąć, pożreć".

Raz, dwa, trzy - raz, dwa, trzy...

Jako czytelniczka Ewa Graczyk na piknik przynosi przede wszystkim słowa, słowa... piramidy słów.

Ewa Graczyk: "Przed wybuchem wstrząsnąć. O twórczości Witolda Gombrowicza w okresie międzywojennym", Wydawnictwo słowo/obraz, terytoria, Gdańsk 2004, s. 322.

Na zdjęciu: Witold Gombrowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji