Artykuły

...Inverdruie, Invergordon...

...ODUCZYLIŚMY się słuchać opowieści. Świat przemawia teraz przede wszystkim obrazem i gestem. Leniwe, spokojne mówienie o zdarzeniach, nawet fascynujących, przegrywa ze skrótową dynamiczną relacją.

Katarzyna Deszcz, jakby na przekór takiej diagnozie, wyreżyserowała spektakl składający się z długich opowieści. "Uzdrowiciel" Briana Friela jest historią o trójce ludzi związanych ze sobą. Każdy z bohaterów opowiada swoją wersję wydarzeń, które niegdyś rozgrywały się podczas ich wspólnej wędrówki przez Szkocję i Irlandię. Frank, grany przez Andrzeja Hudziaka, jest uzdrowicielem. Podróżuje po wsiach ze swą żoną Grace (Lidia Duda) i impresariem, czy też agentem Teddym (Zbig­niew Ruciński).

Bardzo zawiodą się ci, którzy wybiorą się na przedstawienie oczekując historii "nie z tej ziemi", jakichś egzaltowanych cudów, natchnionych opowieści o fluidach, kosmicznych energiach, żyłach wodnych, bioprą­dach, czy o superholistycznym polipanteizmie. "Uzdrowiciel" Friela jest historią wyrosłą z codzienności. Frank został obarczony darem, którego sam nie rozumie. Jego życie związane jest z ziemią, na której wyrósł, z obyczajowością i świadomością społeczeństwa, w którym został wychowany. Niczym zaklęcie wciąż wymawia nazwy ginących, umierających wiosek, które niegdyś odwiedzał: Aberarder, Aberayron, Llangranog, Llangurig, Abergorlech, Abergynolwyn...

Katarzyna Deszcz swoich bohaterów umieściła w przestrzeni przy­pominającej starą, opuszczoną świetlicę, jakich setki musieli odwiedzać bohaterowie "Uzdrowiciela". W nieładzie rozrzucone w półmroku krzes­ła. Światło jest skierowane tylko na osobę mówiącą swoją opowieść. Pomiędzy bohaterami nie ma dialogu. Nie spotykają się na scenie. Na dodatek Frank i Grace snują swoje opowieści już spoza granicy śmierci.

Reżyserka postawiła przed aktorami niezwykle trudne zadanie. Muszą stworzyć postaci głównie poprzez słowa, Andrzej Hudziak swój pierwszy monolog mówi z wielką oschłością, jakoś koślawo, nie porywająco. Słucha się tej opowieści z rosnącą przykrością. Jednak o mistrzowskim skonstruowaniu roli przekonujemy się dopiero w końcowym monologu, gdy znamy już opowieści Grace i Teddyego. Z chropowatości i pozornej płaskości charakteru Franka wyłania się cierpienie i tragizm tej postaci. Powszedniość, brud, banalność świata przeżyć Franka nagle uzyskuje zupełnie inny wymiar. Spod narzuconej skorupy wyłania się człowiek niezwykły. Nie lepszy, nie gorszy, ale właśnie niezwykły. Końcówa scena świadomego zmierzenia się Franka z rzeczywistością, która naznaczyła jego życie, podjęcia dzieła, które musi skończyć się porażką, skonstruo­wana jest bardzo prosto, ale zarazem przejmująco. Przy wtórze głośnych, irlandzkich rytmów Frank Andrzeja Hudziaka wchodzi w oświetloną bramę. Po statycznych monologach, to odejście miało niezwykłą siłę i napięcie.

Wewnętrzny świat każdej postaci "Uzdrowiciela" był całkiem inny. Lidia Duda wydobyła spod materii słów kobietę zasadniczą, ale pełną miłości. Teddy Zbigniewa Rucińskiego to natomiast showman, ale na swój sposób poczciwy. Właśnie taki, który zawsze przegrywa.

Andrzej Hudziak i Lidia Duda zagrali postaci bardzo skupione, skie­rowane do wewnątrz, stworzone bez zbędnych ornamentów. Trochę kontrastowo do nich skonstruowana jest rola Zbigniewa Rucińskiego. Jego Teddy próbuje zabawiać, wykonuje pełne wymuszonego luzu gesty, nieustający taniec, przełamuje namaszczoną nieco konwencję. Fascyna­cja Teddy'ego osobowością Franka, i nie mniejsza postacią Grace, wiąże go do końca z tą zadziwiającą parą.

Wszyscy bohaterowie opowiadają o bardzo różnych sprawach, lecz ich monologi spotykają się w trzech kumulujących momentach wspól­nych podróży. Frank niegdyś w zadziwiających okolicznościach w ma­lutkim kościele uzdrowił dziesięciu milczących, nieuleczalnie chorych ludzi. Cała trójka opowiada o tym zdarzeniu, jako o niezwykłym przeży­ciu. Lecz w żadnej opowieści nie było tryumfu, raczej przytłoczenie tym niepojętym, niespodziewanym uzdrowieniem. Inne dramatyczne zdarze­nie wydarzyło się w najdalej na północ położonym skrawku Szkocji, Tam Grace urodziła martwe dziecko. Wreszcie kulminacyjny moment, gdy po długiej tułaczce wędrowcy zdecydowali się powrócić do Irlandii. W Ballybeg - fikcyjnym mieście, w którym toczy się akcja większości sztuk Briana Friela (w Teatrze im. J. Słowackiego grany jest spektakl "Tańce w Ballybeg"), Frank decyduje się uzdrowić człowieka na wózku inwali­dzkim, wiedząc że temu nie podoła.

"Uzdrowiciel" w Starym Teatrze wymaga od widzów wysiłku. Spe­ktakl zaprasza do współtworzenia. Trzy opowieści ukazują rzeczywistość na różne sposoby. Widz może z nich zbudować własną historię. Prawda opowieści zawsze bowiem sięga głębiej niż słowa. I o tym również przypomina spektakl Katarzyny Deszcz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji