Artykuły

Dom, który zbudował Jonathan Swift

Mimo wszystko - trze­ba na to iść. Przede wszystkim dla samej sztuki. Sztuka Gorina, współczesne­go (dziś 46-letniego) pisarza radzieckiego jest nie tylko świetnie napisana i dająca ogromne możliwości do popisu inscenizatorowi (choćby ze względu na pojemną i bardzo efektownie wykorzystana for­mułę teatru w teatrze) oraz aktorom (są tu role nie rozbu­dowane wprawdzie, ale umoż­liwiające błyskotliwy popis warsztatowy: stworzenie wy­razistej miniaturki - portre­tu danej postaci).

Przy tym "Dom, który obu­dował Jonathan Swift" nie­koniecznie dotyczy starej, XVIII-wiecznej Anglii: Gorin, (analogicznie jak Swift w "Po­dróżach Gulliwera" o swojej wyspiarskiej ojczyźnie...) wie­le opowiedział w swej sztuce o otaczającej go, zupełnie współczesnej rzeczywistości. A przecież lubimy, kiedy ze sce­ny mówi się o naszym życiu, prawda?...

Nie wszystkie zalety "Do­mu..." Gorina w reżyserii Adolfa Weltschka są jednak dostatecznie czytelne. Sztukę tę rzucono na scenę Starego Teatru niczym ciężką, wypeł­nioną bez ładu i składu atrakcyjnym towarem skrzynię. Trzeba naprawdę dobrej wo­li, żeby przekonać się, jakie cudeńka i błyskotki kryje w sobie ten bałagan!

Autonomiczne scenki - prezentacje mieszkańców Do­mu Swifta, niezgrabnie kule­ją i odbijają się o ściany sce­nicznej "skrzyni"; kruszą ak­cję zamiast ją scalać. Źle roz­łożone kulminacje, nieprecy­zyjnie ustalone tempa doko­nują reszty "rozwadniając" konstrukcję sztuki i potęgu­jąc wrażenie niezborności.

W spektaklu tym jest sporo dobrych ról, które przy sta­ranniejszej koordynacji cało­ści zajaśnieć by mogły pełnym blaskiem. Tak są tylko rozrzu­conymi bezładnie perełkami: Leszek Piskorz - usiłujący z pełną determinacją zachować trzeźwe spojrzenie, Doktor - Tadeusz Malak - godny, milczący Swift, groteskowy, gder­liwy Patryk Andrzeja Kozaka (jak ten wielki artysta umie­jętnie "ogrywa" swoje ciało!), przejmujący Rudy Konstabl Jerzego Fedorowicza i bardzo dobrze skontrastowane i po­prowadzone role Vanessy (Ali­cja Bienicewicz) i Esther (Magda Jarosz). Ta ostatnia zwłaszcza świetnie gra "niebożątko"... kute na cztery nogi! Pięknym elementem tego przedstawienia jest scenogra­fia Lidii i Jerzego Skarżyń­skich, obfita w detale i - nie­kiedy - żartobliwie pointująca tekst Gorina. Do scenogra­fów także należało "ostatnie słowo? (oczywiście, nie mogę napisać co to takiego, proszę iść i zobaczyć kto ciekawy!), które gdy się pojawia, wywo­łuje natychmiast grad oklas­ków wyrażających uznanie i rozbawienie.

Oprawa muzyczna "Domu" to pieśni - komentarze do ak­cji. Stylowe i ładnie wykona­ne, ale... jak gdyby, w zesta­wieniu z przeładowaną szcze­gółami całością, trochę zbyt wiotkie. Przydałoby się chy­ba w tym spektaklu więcej muzyki. Nie ballad ze skrom­nym akompaniamentem, ale gęstej, wypełnionej różnorod­nymi barwami muzyki instru­mentalnej. Być może ona właśnie uporządkowałaby rwą­cy się spektakl, nadała wyra­zu i czytelności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji