Artykuły

Teatr? . Lubię to! . Lajk!

No i znów gadamy sobie o teatrze! A wszystko przez dyr. Remigiusza Cabana (lub dzięki niemu) z Łodzi. Zamieszał Rzeszowianom w głowach prowokując do dyskusji jak żaden, bodaj, inny dyrektor Teatru im. Siemaszkowej przed nim. Gadamy w prasie, na debacie, na blogu, w kuluarach, na forach internetowych, w mailach, w Rzeszowskim Szynku, przed Szynkiem, w domu - pisze na swoim Blogu Krystyna Lenkowska

A oto jedno z wielu gadań na Face Booku. Moje i p. Andrzeja Piątka, który o teatrze pisze od lat.

Wczoraj (29.04.13) w pobliżu: Rzeszów

Andrzej Piątek: Na moje wyczucie - nie znam żadnych w tej mierze badań - rzeszowski widz lubi poruszać się w raczej przewidywalnej przestrzeni teatralnej. Dlatego w dawniejszych sezonach w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej tak życzliwie akceptował z jednej strony - głęboko angażujące naszą wrażliwość realizacje Jana Szurmieja i sympatycznie wzbudzające uśmiech Jerzego Bończaka i Cezarego Domagały, z drugiej strony - skłaniające do głębszej refleksji i trudniejsze w odbiorze Piotra Łazarkiewicza, Jacka Bunscha, Bartłomieja Wyszomirskiego i Julii Wernio. Dodajmy, że wszystkie one miały jeden wspólny mianownik - jednakowo stały na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Widz rzeszowski zatem dobry gust ma. Ale chyba nie lubi być w teatrze nieoczekiwanie czymś zaskakiwanym i prowokowanym. Na to, że nie lubi, chwilowo rady nie ma. Co nie oznacza, że w obecnym czasie wszechobecnej prowokacji teatry rzeszowskie winny potulnie porezygnować z prowokujących przedstawień. A mający w prowokowaniu ostatnio osiągnięcia szczególne Teatr im. Wandy Siemaszkowej, jak najszybciej zdjąć z afisza "Zemstę", "Boguduchawinnych" i "Sprzedawców gumek" - ważne i dobre spektakle. Tylko, czy ustalając repertuar musi stosować swoim widzom od razu terapię szokową? W takim działaniu jest metoda, ale cena tego może być wysoka. Bo widz teatralny, to nie teatralny manekin. Jak mu się coś nie spodoba, odgryźć się będzie umiał. Zatem, jakiego teatru Rzeszów potrzebuje?

Krystyna Lenkowska: Zgadzam się Panie Andrzeju, że ten Widz lubi przewidywalną przestrzeń. Cenny głos i szkoda, że nie było Pana na debacie w Hotelu Grand. Nie rozumiem tylko tej "terapii szokowej". Widziałam 2. z wymienionych sztuk i ani na moment nie byłam zaszokowana. Bo czym? Mnie szokuje=dołuje przewidywalność w sztuce. Sztuka nie może być przewidywalna, bo wtedy jest zaledwie rozrywką lub wprawką edukacyjną dla niepełnoletniej młodzieży.

 Lubię to!

Andrzej Piątek: Pani Krystyno - dziękuję za zwrócenie uwagi na moją wypowiedź. Przyzna Pani, że szok jest stanem względnym. To, co Panią lub mnie nie szokuje, kogoś innego może i ma prawo zszokować. Ja staram się rozumieć przeciętnego bywalca rzeszowskiego teatru, który moim zdaniem jest widzem raczej konserwatywnym, choć w dobrym znaczeniu tego słowa. Taki widz, w moim odczuciu, obecnie może i ma prawo być odrobinę zszokowany tym w rzeszowskim teatrze, co nas oboje nie szokuje. Staram się taką postawę zrozumieć, tego kogoś szanuję i nie mam zamiaru go pouczać.

 Lubię to!

Krystyna Lenkowska: W ramach kontaktów tzw. międzyludzkich staram się zrozumieć ... (choć nie każdego i nie za wszelką cenę, bo to byłoby niemożliwe lub kabotyńskie), ale w myśleniu o Sztuce nie ma w moim słowniku słowa "przeciętny odbiorca". Uczciwość twórcy polega na robieniu Sztuki dla widza (czytelnika, słuchacza) co najmniej tak wymagającego jak on sam. Tu nie może być mowy o dopasowywaniu się do przeciętnego, statystycznego widza czy jakiejkolwiek urawniłowki. Na tym polega poważne traktowanie odbiorcy. A arena Sztuki to nie szkoła, więc temat wychowania jest poza dyskusją. Moim skromnym zdaniem. Serd.

 Lubię to!

Andrzej Piątek: Przeciętny odbiorca, wcale nie oznacza, byle jaki. W takim rozumieniu - przeciętny, znaczy często inteligentny i wrażliwy odbiorca sztuki, który nie pozwoli artyście wodzić się za nos. Zwłaszcza, że artysta sam czasami bywa przeciętny albo nawet artystą nie jest, a tylko tak mu się wydaje i bardzo by chciał. Często też uprawia lub chce uprawiać swoją sztukę za pieniądze jej potencjalnych odbiorców. Pewien komfort w tej mierze mają ci artyści, którzy swą sztukę uprawiają za swoje pieniądze lub uzyskane od sponsorów. Ale większość korzystających z garnuszka państwowego lub samorządowego powinna zdawać sobie sprawę, że są to pieniądze z podatków ludzi będących konsumentami ich sztuki. Trochę inna jest sytuacja kogoś, kto pisze wiersze i je wydaje, bywa, że własnym kosztem, inna kogoś, kto zaprasza na spektakle do państwowego lub samorządowego teatru i na koncerty do filharmonii. Bowiem w tym drugim przypadku mamy do czynienia z instytucją artystyczną nie będąca własnością tegoż artysty i do pewnego stopnia do czynienia również z biznesem. Obawiam się, że w dzisiejszym świecie od takiej wizji sztuki i relacji artystów z jej odbiorcami nie uciekniemy. Miłego dnia!...

 Lubię to!

Krystyna Lenkowska: Moja opinia w kwestii finansów jest wyrazista; "ekstremalna", skrytykowaliby przyzwyczajeni do idei garnuszka państwa (ma Pan rację, czytaj: społeczeństwa). Dla jakości teatru dobrze byłoby, gdyby był wyłącznie impresaryjny (jak na zachodzie). Mecenas (państwo lub prywatny sponsor) powierza pieniądze jednej zaufanej osobie na czas określony i ona (on) decydują o sposobie organizowania Sztuki. Nie ma etatów i ciepłych posadek, bo to nie służy sztuce i pęta reżyserom artystyczne decyzje, a aktorom członki. Widz (zakładając, że społeczeństwo już wcześniej wyedukowało go w szkole i w życiu na tyle dobrze, że stać go na suwerenne decyzje w wyborze repertuaru; trudno np. mówić o suwerenności w przypadku wychowania na komercyjnej papce) sam wybiera sobie kulturalny sposób spędzania czasu. Jeśli teatr jest wciąż i wciąż pusty, mecenas szuka nowego "Szekspira" (nie zapominajmy, że Shakespeare był też geniuszem menedżerem), nie takiego z braku laku, ani z łapanki, ani z partyjnego rozdzielnika, ani za wysługę lat, tylko z głębokiej analizy rynku sztuki, z poczucia odpowiedzialności za społeczne pieniądze i wyczucia balansu między Sztuką, Artystycznym "zapotrzebowaniem" oraz dookolnymi i światowymi realiami. A nowy "Szekspir-menedżer" nie pyta o radę ani przeciętnego aktora ani przeciętnego widza (choć bywa, że w ramach katharsis, dolewa "krwi" jak W. Shakespeare dla paru "żądnych krwi londyńskich rzezimieszków" na widowni, bo często, paradoksalnie, mają oni cenną, nieskażoną wrażliwość, czytaj: niedrobnomieszczańską). Duża wrażliwość tzw. dobrych ludzi nie zawsze oznacza dobra wrażliwość.

 Lubię to!

Andrzej Piątek: Andrzej Piątek Prawdopodobnie taka wizja organizowania się kultury, obejmująca także teatr, za jakiś czas i w Polsce stanie się rzeczywistością. Ma wiele plusów, chociaż w obecnej naszej jeszcze dość siermiężnej rzeczywistości można by było wbrew dobrym intencjom wylać przysłowiowe dziecko z kąpielą. Ale jest to temat na odrębną rozmowę, trochę inną, choć mającą z debatą o rzeszowskich teatrach wiele wspólnego. Dziękuję za interesująca wymianę zdań. Mam nadzieję, nie ostatnią!

 Lubię to!

Krystyna Lenkowska: Tak, w końcu tak się stanie, bo "socjal" dla artystów to jeden ze spadków po komunie. Na przykład w Związku Radzieckim artysta-trybun partii i narodu miał się wygodnie; full wypas, powiedziałaby dzisiejsza młodzież. A i teraz pracownik Teatru boi się głośno powiedzieć co myśli, ze strachu przed utratą ustalonego porządku rzeczy. A czy niesuwerenny aktor może dobrze grać? Racja, że nie da się zmienić szybko spojrzenia na demokrację z jej zaletami i wadami. I właśnie te wady doskwierają nam, konsumpcjonistom. Coś za coś. Hm, choć w Sztuce, nie może być mowy o demokracji. Sztuka to monarchia absolutna. Absolutna też w swojej wolności. Taki paradoks demokracji. Do miłego usłyszenia, panie Andrzeju.

 Lubię to!

Dodaj komentarz

Waldemar Lenkowski: Bardzo konkretna i sympatyczna wymiana poglądów. Pan Piątek ma swoje racje i obawy. Ja mam bardziej radykalne poglądy na temat instytucji kulturalnych finansowanych z budżetu podatników. Mam pewność, co do tego, że od spraw zaspokajania gustów "przeciętnych" i "zgodnych z poprawnością kulturalną i polityczną" są "Domy Kultury" - zresztą dziwna instytucja pozostała w spadku po czasach "komuny", pożerająca ogromne pieniądze i dysponująca ogromnym majątkiem w postaci nieruchomości, sporej wartości sprzętu, co jest ostatnio wykorzystywane głównie jako "domy weselne", a (bo ;)) co "powszechnemu dostępowi do edukacji kulturalnej" ma służyć. W dodatku szkodzi działalności autentycznych "Domów Weselnych" zakłócając zasady wolnego rynku, poprzez nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych. To jest jedna z paranoi, w których finansowane ze środków samorządowych i Unii Europejskiej "Domy Kultury" udają, że pełnia jakąś misję edukacyjną. Instytucje państwowe, takie jak np. Teatr Siemaszkowej, mają do dyspozycji środki w postaci budynku, całej "armii etatowej" i inne środki budżetowe, nieporównywalne z tym, czym dysponują Niezależni Twórcy. Dlatego licząc pieniądze i patrząc na sprawy związane z mecenatem Sztuki, uważam działania pana Cabana za zaledwie nieśmiałą próbę przywrócenia właściwej miary roli niezależnej artystycznie instytucji, jaką powinien być teatr w takim mieście jak Rzeszów. Miejscu, z którego wywodzą się Kantor, Grotowski i Szajna.

 Lubię to!

Andrzej Piątek: Panie Waldku - dziękuję za przypomnienie zwłaszcza Szajny. Uważam, że Rzeszów nie umie - poza dorocznymi Spotkaniami "Grotowski - Kantor - Szajna" - wykorzystać spuścizny po Nim i jego nadal duchowej obecności w rodzinnym mieście. Co dotyczy również - a może zwłaszcza, ze względu na "Szajna - Galerię" - Teatru im. Wandy Siemaszkowej. Czy nie warto się zastanowić, co w tej sprawie można by było jeszcze zrobić wspólnymi siłami?

P.S.

Who's who:

Remigiusz Caban - łodzianin, reżyser teatralny, dramaturg, tłumacz (z jęz. angielskiego i hiszpańskiego), 56 lat, żonaty, troje dorosłych dzieci, troje wnuków. Ukończył teatrologię na Uniwersytecie Łódzkim i reżyserię dramatu w warszawskiej Akademii Teatralnej. Wyreżyserował ponad 20 przedstawień w teatrach m.in. w Bydgoszczy i Tarnowie. Pracował w teatrach warszawskich: Współczesnym i Powszechnym, łódzkich: Teatrze Nowym, Studyjnym i Teatrze 77. W roku 2011 objął dyrekcję Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Tu wyreżyserował "Policję" Mrożka, "nic nie może wiecznie trw@ć", "Ożenek" i "Zemstę". Jest także twórcą projektu edukacyjno-artystycznego "Teatr w 5-ciu (łatwych) Lekcjach".

Andrzej Piątek - przez 33 lata był dziennikarzem Gazety Codziennej "Nowiny". Na jej łamach m.in. redagował dodatek kulturalny "Widnokrąg". W "Nowinach" najczęściej penetrował problematykę kulturalną i akademicką. Często pisywał o historii Rzeszowa i związanych z nim ludziach. Obecnie jest stałym recenzentem ogólnopolskiego "Dziennika Teatralnego", dziennikarzem ogólnopolskiego "Forum Akademickiego" oraz miesięcznika społeczno - kulturalnego "Nasz Dom - Rzeszów". Za książkę "Szajna. Ślady ostatnie" otrzymał Złote Pióro - honorową nagrodę "Związku Literatów Polskich, Nagrodę I st. Miasta Rzeszowa oraz Nagrodę I st. Zarządu Województwa Podkarpackiego.

Waldemar Lenkowski - pochodzi z Mazur, z wykształcenia geolog, absolwent UW. Od 33 lat mieszka w Rzeszowie. Przedsiębiorca, podróżnik, speleolog, offroadowiec, wychowawca młodzieży, autor piosenek, fotografik amator, współtwórca warsztatów dla dzieci i młodzieży YES Theatre and Film w ramach Szkoły Języków YES (1991-2010).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji