Artykuły

Aktor bezbronny w pracy bez zasad

Przepraszam, że ostatnio tylko o sobie, zawstydziłam się. Tematów mnóstwo, choćby kondycja aktorstwa i trudne życie aktorów - pisze na swoim blogu Krystyna Janda.

Młody aktor teatralny. Ubezwłasnowolnienie i niemożność obrony. Opowiadał mi właśnie taki młodzieniec, młody aktor, że reżyser z dramaturgiem oświadczyli mu, że w jednej ze scen partnerzy będą rzucać w niego "paintballami" wypełnionymi czerwoną farbą, potem wyleje się na niego z teatralnego nieba kubeł fioletowej farby, spadną pióra, a na koniec ma wyć czołgając się, aż umrze. W drugim akcie, podczas kiedy na pierwszym planie będą grać inni, on dozna oczyszczenia, czyli na oczach widzów weźmie prysznic. Świetne.

Aktor na etacie zobowiązany jest przyjąć każdą rolę, odmówić może tylko raz w sezonie, takie są umowy. Kiedy zaczynają się próby nie istnieje, w naszych nowych czasach teatralnych, ani tekst sztuki, ani nie wie się co się będzie grało, ani co kogo czeka generalnie na scenie i co będzie chodziło. A aktor jest zmuszony akceptować pomysły reżysera et consortes (kiedyś tych dramaturgów dookoła reżysera nie było, bo nie pisało się tekstów w trakcie prób). Aktor jest młody, nie ma z czego się utrzymać, chce zrobić karierę, jeśli nie za wszelka cenę, więc jeśli się nie zgadza z takim traktowaniem siebie, dyrektor teatru rozkłada ręce i mówi mu - tak teraz jest, nic nie mogę poradzić, albo pan akceptuje, albo pan odchodzi. ZASP (Związek Artystów Scen Polskich) w ogóle się nie wtrąca, bo nie istnieje żaden zbiór zasad współpracy między reżyserem a aktorem. Oprócz "technicznej" sezonowej umowy z teatrem lub projektem.

Kiedy pomyślę, że odmawiałam (młoda aktorka) roli, jeśli uznałam że zdanie, które mówię w scenariuszu lub sztuce godzi w mój światopogląd, etykę, narusza moją intymność lub godność, mimo że grałam rolę, postać, nie grałam siebie. Sceny tzw. rozbierane w filmie były omawiane szczegółowo wcześniej, zanim podpisałam umowę, zanim zaczęliśmy kręcić, a reżyser uważał za swój obowiązek porozmawiać ze mną i wyjaśnić mi, uzasadnić ich konieczność. Podpisywałam, że się na nie zgadzam, ale jeśli reżyser wymyślił nową scenę, której nie było w scenariuszu, lub zasadniczo zmienił koncepcję tych scen mogłam odmówić jej zagrania. I nie raz odmawiałam. Kiedy pomyślę, że aktor na moich oczach zerwał film, bo reżyser kazał mu nasikać (tyłem do kamery) na oponę samochodu, a tego nie było w scenariuszu i potem ten aktor wygrał sprawę sądową oskarżającą go o przerwę w zdjęciach i dodatkowe przez to koszty produkcji filmu! Mój Boże.

Widziałam raz Jana Świderskiego płaczącego, siedział sam w garderobie, przechodziłam korytarzem teatru Ateneum i usłyszałam szloch! Szloch! Nie przesadzam. Uchyliłam drzwi, pan profesor Świderski siedział przed lustrem z czerwonym nosem clowna i w clownowskich butach, i płakał. W takim kostiumie reżyser Ryszard Peryt kazał mu grać Peachuma w Operze za trzy grosze, a on uznał to za upokorzenie. Nie pamiętam jak się to skończyło, czy grał w tym nosie, wedle takiej koncepcji, ale szlochu nie zapomnę nigdy.

Aktor bezbronny, w pracy bez zasad, bezradny, często upokorzony, w imię sztuki? Chleba? Kariery? Chęci przetrwania na rynku pracy? Czy nie powinno się stworzyć choćby ogólne ramy etyki zawodowej? W czasach, w których teksty sztuk nie istnieją, reżyseria polega na improwizacji i pisaniu tekstu podczas prób, a środki wyrazu ustalane są podczas dziwnych praktyk psychologiczno - mobbing-owych, podczas których aktor wyciąga z siebie, zmuszony, flaki - z duszy i serca.

Magister sztuki, aktor, którego uczono jak budować rolę.

Słucham tego, nie wierzę. Może to nie do wiary, ale aktor to też człowiek! No może marny. Narzędzie jak twierdza niektórzy. Wadliwe narzędzie, człowiek bo wrażliwy. Bezbronny, bo sprzedaje swoją duszę, myśli i emocje na scenie. Często niewyobrażalne emocje.

Jestem aktorką. I kocham ten zawód. W moich czasach polegał on na współpracy z reżyserem, ale na zasadach partnerskich. A przede wszystkim na opowiadaniu o człowieku.

Na jednym z festiwali teatralnych, niedawno, siadłam na widowni koło jakiejś pani. Kupiła karnet na wszystkie spektakle. Nieznajoma, tyle tylko że siadłam obok niej, wyszeptała przed rozpoczęciem ostatniego spektaklu festiwalu - Proszę pani, czego myśmy się tu naoglądali! Powinniśmy dostać odszkodowanie za ubytek na zdrowiu. A zawód aktora to mam wrażenie najbardziej przykry, upokarzający zawód na świecie.

Nie ma zasad. Nie ma się do kogo odwołać.

A teraz inny temat, który mnie ostatnio poruszył. I znów aktorka. Maria Malicka. Oskarżona po wojnie za kolaborację, bez żadnej próby rehabilitacji. Czuję do niej sympatię. Może dlatego, że otworzyła prywatny teatr i sama dużo w nim grała.

Teatr Malickiej - nieistniejący prywatny teatr dramatyczny w Warszawie. Teatr został założony przez aktorkę Marię Malicką, która była również jego kierownikiem artystycznym. Otwarcie nastąpiło 31 sierpnia 1935. Siedziba teatru mieściła się w pomieszczeniach dawnego Teatru Comoedia w podziemiach przy ulicy Karowej 18A, a od stycznia 1939 do czerwca 1939 przy ul. Marszałkowskiej 8 (dzisiejszy TR).

Zamieszczam artykuł , który się właśnie o niej ukazał.

Dobrego weekendu.

Dziś, czyli w piątek w Teatrze Polonia Krzysztof Globisz i "Jekyll/Hyde" o 19;30, w sobotę "Ucho, gardło, nóż" o 16:00 i " Zbrodnia z premedytacją" o 19:30, w niedzielę znów " Zbrodnia." o 17:00 i "Dobry wieczór państwu" czyli Krzysztof Materna i opowieści o polskim show-biznesie o 19:30. W Och-Teatrze dziś jeszcze "Czas nas uczy pogody" o 19:30 , w sobotę dwa koncerty Marka Dyjaka, a w niedzielę " Miss HIV" o 19:30 . Obłęd! Atrakcji moc, i wszyscy aktorzy szczęśliwi, bez wymuszenia, zadowoleni, szanowani i hołubieni, i przez nas, i przez publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji