Artykuły

Dla dzieci od siedmiu do stu lat

"Tomek Sawyer" w inscenizacji Jana Szurmieja nie ma w sobie nic z kasowego "samograja". Ta zgrabna śpiewogra oparta jest przede wszystkim na dobrej teatralnej adaptacji epickiego tekstu Marka Twaina. "Przygody Tomka Sawyera" są lekturą klasy piątej szkoły podstawowej i gorliwe polonistki już zaczęły przyprowadzać do teatru swoje klasy. Wrocławska realizacja nie jest jednak robiona w celach edukacyjnych, a adaptacja, na której się opiera, nie przenosi wiernie Tomkowych przygód na scenę. Czasem łączy po kilka w jedną, co daje zgrabne skróty sceniczne i zagęszcza dramaturgię. Ze wszystkich mało teatralnych scen rezygnuje. Napisane przez Romana Kołakowskiego teksty piosenek pełnią funkcję trojaką - opowiadają to, co na scenie przedstawić byłoby trudno; komentują daną w opowieści Twaina rzeczywistość i wnoszą to, co autorzy przedstawienia chcieli do literackiego oryginału dopisać. To naprawdę zgrabna, wielopoziomowa zabawa. W największy nawias bierze jednak literacką i teatralną rzeczywistość wprowadzenie trapersko-cowboyskiego tercetu pojawiającego się jako przerywnik po każdej przygodzie Tomka. Niekiedy stoją w głębi przy kulisach i niemo komentują zdarzenia. Przeważnie komicznie parodiują - tak jak w scenie ze szkółką niedzielną czy w gospelowych songach. Gdy wychodzą na proscenium, śpiewają bluesowo-jazzowe piosenki na tle epidiaskopowego widoczka. W innym przedstawieniu te landszafty rodem z fototapety raziłyby z pewnością. Tutaj są po prostu autonomiczną częścią świata wspomnień dziecka, które krainę dzieciństwa zawsze pamięta jako przestrzeń arkadyjską. Wykorzystanie epidiaskopu zakłada też z góry pewną zasadę odbioru tego przedstawienia. Wymaga zgody na uproszczenia i naiwną umowność niektórych scen, tak charakterystyczną dla składających się z nieruchomych obrazów filmów. Przestrzeń wzięta jest więc z epidiaskopowego obrazka, a nie z tworzącej iluzję ruchu taśmy filmowej. Groźny Metys Joe może stać krok od Tomka, ale wystarczy, że ma głowę odwróconą w inną stronę, aby przekonać publiczność, że na pewno Tomka nie widzi. Obrazy sceniczne są tu zupełnie płaskie. Trzeci wymiar trzeba sobie dopisać - z pewnością pobudza to wyobraźnię młodego widza. Dwuwymiarowość przełamana zostaje jedynie wtedy, gdy w ruch wprowadzone zostają obrotowe dekoracje.

Dwie główne postacie - Tomka Sawyera i Huckleberry'ego Finna - grają ubiegłoroczni laureaci konkursu Przeglądu Piosenki Aktorskiej, a od obecnego sezonu aktorzy Teatru Polskiego - Mariusz Kilian i Konrad Imiela. Oglądając ich trudno oprzeć się wrażeniu, że granie w tym spektaklu to dla nich po prostu świetna zabawa. Nie tworzą iluzji - grają w granie. Kokietują serią urwisowskich min i młodzieżowym pozerstwem. Momentami trochę zbyt mocno wygrywają emocje - ale są one szczere. Nade wszystko jednak dobrze śpiewają.

Trzeba w tym przedstawieniu zwrócić uwagę na Jolantę Fraszyńską. Ona wie, że ma wygrać dokładne przeciwieństwo obu urwisów - "starą maleńką", idealny produkt szkółki niedzielnej pastora Spraque'a. Osiąga to wystudiowanym sposobem mówienia i charakterystycznym chodem. Dzięki tak skonstruowanemu aktorstwu spektakl Szurmieja nie jest tylko opowieścią o zakłamanym świecie dorosłych i autentycznym świecie dziecka, ale historią dzieci, które rodzą się dorosłe, i dorosłych, którzy pozostają dziećmi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji