Artykuły

Siedziałem jak zaczarowany

Nareszcie powstał spektakl operowy spełniający niemal wszystkie postulaty, jeśli chodzi o proces twórczy i w konsekwencji - wizję sceniczną powstałego dzieła o premierze "Qudsja Zaher" pisze Sławomir Pietras. Autor podsumowuje też V Warsztaty Choreograficzne Baletu Narodowego.

Nareszcie powstał spektakl operowy spełniający niemal wszystkie postulaty, jeśli chodzi o proces twórczy i w konsekwencji - wizję sceniczną powstałego dzieła. Na trwającej bez przerwy ponad 2 godziny premierze "Qudsja Zaher" [na zdjęciu] Pawła Szymańskiego (muzyka) Macieja Drygasa (libretto) Eimuntasa Nekrośiusa (reżyseria), Wojciecha Michniewskiego (kierownictwo muzyczne), Olgi Pasiecznik (rola tytułowa) w Operze Narodowej siedziałem jak zaczarowany. Nic tu nie było jak dotychczas, a wszystko miało głęboki sens i artystycznie wręcz fantastyczny wymiar.

Drygas i Szymański stworzyli w przeszłości wspólnie szereg poruszających filmów, toteż gdy przyszło zamówienie na operę, kompozytor poprosił scenarzystę, wybitnego twórcę filmowego dokumentu i radiowych słuchowisk, o libretto do projektowanej kompozycji. Otrzymał tragiczną opowieść o nielegalnej afgańskiej emigrantce, historię współczesną i prawdziwą, napisaną w konwencji surrealistycznej, a więc szczególnie podatnej na tworzywo operowe. Dołączył do nich wybitny litewski reżyser ze swą ekipą (scenograf, projektantka kostiumów i reżyser świateł), dyrygent Wojciech Michniewski {jak nikt inny rozumiejący i mistrzowsko interpretujący muzykę najnowszą), oraz zachwycająca wokalnie i urzekająca scenicznie w roli tytułowej Olga Pasiecznik (wielki skarb współczesnej sztuki lirycznej). Do tak dobranej ekipy doszły świetnie przygotowane i dysponowane chóry Opery Narodowej (Bogdan Gola) i Warszawski Chór Chłopięcy z Uniwersytetu Muzycznego (Krzysztof Kusiel-Moroz), oraz Damian Konieczek śpiewający pięknym basem rolę Przewoźnika.

Przyłączam się do wielu uważających Pawła Szymańskiego za kontynuatora linii twórczej w dziedzinie opery, jaką w naszych czasach wyznaczył Krzysztof Penderecki. W miejsce rodzimych cwaniaków, manipulatorów i cynicznych tandeciarzy do zrealizowania nowego polskiego dzieła operowego zaproszono ekipę litewską z Eimuntasem Nekrośiusem. Okazał się inscenizatorem najwyższego lotu, reżyserem przywracającym gatunkowi operowemu sens twórczej jedności fabuły, aktorstwa, ruchu scenicznego i oprawy scenograficznej z tekstem i muzyką kompozytora, o którym świat zapewne nieraz jeszcze usłyszy.

Jeśli chodzi o metodę twórczą, przyszły nowe czasy. Dawniej byłoby nie do pomyślenia, aby głosy solistów i partie chóralne były nagłaśniane, a tekst śpiewany i mówiony po polsku trzeba było emitować na tablicy świetlnej, bo inaczej nikt nie zrozumiałby ani słowa. Mimo to siedziałem jak zaczarowany.

Następnego dnia na sali im. Emila Młynarskiego w ramach piątej już edycji Warsztatów Choreograficznych duża grupa tancerzy warszawskich - kandydatów do tego fascynującego rzemiosła - prezentowała swe najnowsze utwory. Pod szyldem Polskiego Baletu Narodowego prawie wszystkie nosiły obcojęzyczne tytuły i poza fragmentem Gier weneckich Witolda Lutosławskiego - skomponowane zostały do cudzoziemskiej, czasem tandetnej muzyki. Najbardziej podobała mi się praca gruzińskiego tancerza Eduarda Bablidze Akord z piękną muzyką Arva Parta, oparta na baletowej klasyce przetworzonej z talentem, sensem i bogatą inwencją. Uwagę moją zwróciły również twórcze myślenie i inteligencja ruchowa młodziutkiej Anny Hop w choreografii pt. Collars.

Podczas całości prezentacji siedziałem jednak najbardziej zaczarowany poziomem pracy scenicznej, dbałością o wykonanie, urodą i talentami młodzieży baletowej skompletowanej w Polskim Balecie Narodowym. Z ich grona wymienię chociaż Aleksandrę Liaszenko, Anę Kipszydze, Martę Fiedler, Yurikę Kitano, Wladmira Jaroszenkę, Maksa Wojtula, Sebastiana Sołeckiego i Adama Myślińskiego, bo felieton się kończy

I nie ma nawet miejsca na solidne gratulacje dla Krzysztofa Pastora. Z satysfakcją obserwujemy ciągle wzrastającą wirtuozerię tańca solistów i zespołu oraz rozmnażanie choreograficznego narybku. Tylko kto i gdzie w przyszłości ich zaangażuje w czasach nienotowanego upadku scenicznej sztuki tańca, której Polski Balet Narodowy jest jedynym tylko chlubnym wyjątkiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji