Artykuły

W pogoni za efektownością (fragm.)

NA występach gościnnych w warszawskim Teatrze Dra­matycznym - wrocławski Teatr Polski pokazał "Kartotekę" Różewicza i "Iwonę, księżnicz­kę Burgunda" Gombrowicza.

Obie sztuki były w Warszawie realizowane już dwukrotnie: "Kartote­ka" w T. Dramatycznym w r. 1960 (prapremiera i debiut sceniczny Ró­żewicza) i w T. Narodowym na scenie T. Małego w r. 1973 (pokazał ją ponadto - również w T. Dramatycz­nym na WST - Teatr Polski z Biel­ska Białej w r. 1972), zaś "Iwona księżniczka Burgunda w T. Drama­tycznym w 1957 r, (również prapre­miera) i w tymże samym teatrze w r. 1975; przy czym wspomniane sztu­ki utrzymują się do dziś w reper­tuarze wymienionych teatrów. Czy był więc sens przywozić z Wrocławia przedstawienia tych właśnie sztuk, dobrze już znanych warszawskiej publiczności? Chyba tylko dla wąskie­go grona środowiska teatralnego, dla porównania przywiezionych przedstawień z realizacjami warszawskimi. A może po prostu tylko dlatego, żeby zasłużyć na miano "teatru o du­żych ambicjach repertuarowych i rea­lizacyjnych"?

Ta pogoń za efektownością wi­doczna jest i w doborze pokaza­nych sztuk i w ich realizacji.

Tadeusz Minc - wspólnie z Woj­ciechem Siemionem w roli tytułowej - zrobili w 1973 r. przedstawienie, które uznane zostało za najciekaw­szą i najpełniej wypowiadającą tekst realizację "Kartoteki" na polskich scenach, po których wędruje nie­ustannie od lat osiemnastu. Minc i Siemion zagrali "Kartotekę" jako współczesną tragedię polskiego Everymana z "pokolenia Kolumbów", tra­gedię niemożności wypowiedzenia się, tragedię niemożności porozumienia się ze światem, tragedię człowieka i poety o zamkniętej już kartotece, o podsumowanej biografii bohatera już zdeterminowanego, wypalonego, w którym pozostała już tylko jedna ob­sesja: partyzancka (końcowy akcent - inny niż w tekście).

REALIZACJA wrocławska w zasadzie nie odbiega teksto­wo i kompozycyjnie od war­szawskiej, różnice obsadowe i in­scenizacyjne (m.in. wyjście poza scenę na widownię i poza nią) spowodowały jednak inny klimat i wymowę spektaklu, wyprały go niemal zupełnie z poezji, dawały częste ześlizgi w kierunku płas­kiej farsowości a niekiedy i złego smaku. Sympatyczne w swej "lu­dowości"", bujne ale zbyt jedno­rodne aktorstwo Zdzisława Kozienia nie mogło przekazać całe­go bogactwa tonów, barw i ich odcieni postaci Bohatera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji