Artykuły

Udany eksperyment

W niedzielę odbyła się pierwsza w nowym sezonie premiera w Białostockim Teatrze Lalek. "Alicja w Krainie Czarów" zrealizowana została w - niezwykłej jak na warunki białostockie i w ogóle niezbyt często spotykanej - konwencji czarnego teatru.

Idea tego rodzaju teatru polega na wykorzystywaniu właściwości światła ultrafioletowego. Pogrążoną w mroku scenę oświetlają ustawione odpowiednio lampy ultrafioletowe, w których świetle widoczne są tylko przedmioty o jasnych, jaskrawych kolorach. Pozwala to na ła­twe ukrycie w tle ubranych na czarno animatorów lalek. Taki układ daje wiele nowych, trudnych do osiągnięcia w nor­malnym oświetleniu możliwości.

Można na przykład stworzyć pełną iluzję "samodzielnego" ruchu lalek i przedmiotów, efekty swobodnego uno­szenia się ich w przestrzeni, pozwala konstruować postacie złożone z nieza­leżnych części, które obsługiwane są przez dwóch czy nawet trzech ukrytych animatorów, a co za tym idzie uzyskać niesamowity, dynamizm całej (dosłow­nie) postaci. Jest to tym wyraźniej wido­czne, że - kolejna właściwość tego typu teatru - każda pojawiająca się postać, każ­dy przedmiot zdaje się tu promieniować, błyszczeć na tle absolutnej czerni. Tym samym skupia na sobie całą uwagę (ele­menty tła, ruchy animatorów i inne ele­menty poboczne nie rozpraszają odbiorcy).

W "Alicji..." atuty czarnego teatru wykorzystano w sposób naprawdę mi­strzowski. Królik, Kot Dziwak, Szalony Kapelusznik, Nibyżółw i inne postaci z książki Lewisa Carrolla nie tylko są świetnie animowane ("koncertowe" bie­ganie Królika, taniec Nibyżółwia i Smo­ka), lecz również wykonane tak, by swym kształtem i kolorem zmuszały do bacznego przypatrywania się. Mówiąc krótko lalki są piękne, a strona plastycz­na przedstawienia zachwycająca.

Trafiony wydaje się też pomysł reży­serski na opowiedzenie "Alicji w Krainie Czarów" w konwencji czarnego teatru, pasującego do przedstawiania marzenia sennego, pozwalającego unaocznić, a nie tylko zasugerować przemiany głównej bohaterki, jej przygody z własnym cia­łem (nagły wzrost i "kurczenie się") i przestrzenią. Wszystko to "oprawione" i umiejętnie podkreślone muzyką Edwar­da Sielickiego.

Nieco kłopotów nastręcza natomiast sama treść (warstwa werbalna) opowieści o przygodach Alicji. Główny prob­lem polega na tym, że tekst wydaje się zaledwie dodatkiem - i to nie zawsze koniecznym - do zdominowanego przez warstwę plastyczną widowiska. Wydaje się, że niezależnie od potencjalnego ad­resata - czy są to dzieci, czy widownia dorosła - zredukowanie warstwy teksto­wej do niezbędnego minimum (przetwo­rzenia jej na język gestów i obrazów) wyszłoby na zdrowie zarówno przedsta­wieniu, jak i jego odbiorcom.

Na zakończenie jeszcze jedna uwaga techniczna. Tym, którzy chcieliby się na "Alicję..." wybrać - co gorąco polecam - doradzałbym usytuowanie się w okoli­cach środka widowni. Najlepiej oglądać przedstawienie patrząc wprost - spojrze­nie z boku ujawnia niekiedy zbędne szczegóły (np. ruch postaci za kulisami) lub ogranicza widoczność (chodzi głów­nie o widok pojawiającego się po otwar­ciu drzwi cudownego ogrodu).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji