Artykuły

Dla mnie wielkim świętem jest teatr...

Myślę o jubilatce jako o artystce spełnionej, pogodzonej ze światem, silnej, choć słabej - o benefisie Krystyny Sienkiewicz pisze Grzegorz Ćwiertniewicz z Nowej Siły Krytycznej.

Krystyna Sienkiewicz, niespokojny Wodnik, szybko nudziła się jednym zajęciem. Jako młoda dziewczyna wciąż poszukiwała nowych wrażeń artystycznych: na Krakowskim Przedmieściu 5, w gmachu Akademii Sztuk Plastycznych, malowała obrazy, a przy ul. Świerczewskiego 76 projektowała scenografię dla Studenckiego Teatru Satyryków. Ale nie tylko. Obsługiwała również lewy reflektor i sprzedawała bilety. Dla wybitnej aktorki teatralnej i filmowej STS stał się domem i miejscem wyłącznie miłych doznań. To na jego scenie zdobywała bezcenne doświadczenie. W 1958 roku wystąpiła jako Ewa w "Szopie betlejemskiej, czyli jasełkach narodowych na bieżący rok" - spektaklu teatralnym wyreżyserowanym przez Jerzego Markuszewskiego. I choć po występie usłyszała od lekarza pogotowia, że powinna unikać stresu, nagłe zastępstwo za Aleksandrę Gustkiewicz otworzyło jej drogę do dalszych sukcesów. Krystyna Sienkiewicz do dziś wspomina z rozrzewnieniem recenzję, jaką otrzymała wówczas od Krzysztofa Teodora Toeplitza: "Różowe zjawisko STS-u". Należy jednak pamiętać, że nie był to jej artystyczny debiut. Aktorka statystowała wcześniej w filmie Leonarda Buczkowskiego pt. "Sprawa pilota Maresza" (1955). Ale to Studencki Teatr Satyryków był dla młodej studentki swoistą enklawą kultury. Poznała prawdziwą elitę, która zasiadała na widowni: Leszka Kołakowskiego, Jana Kotta, Kazimierza Brandysa, Jeremiego Przyborę czy profesora Kotarbińskiego. Nie ukrywa, że tęskni za ich mądrością. Miała przyjemność pracować z Andrzejem Drawiczem, Agnieszką Osiecką, Stanisławem Tymem, Janem Stanisławskim, Ernestem Bryllem i Andrzejem Jareckim. Teatr zastąpił szkołę teatralną. Nie dziwi więc, że egzamin aktorski złożyła z powodzeniem. Lata spędzone w STS-ie umożliwiły młodej aktorce swobodny rejs w kierunku nieznanych wysp. A było ich wiele: warszawskie teatry (Ateneum, Rozmaitości, Syrena, Komedia, Scena Prezentacje, Na Woli, Rampa), poznański Teatr Polski, estrada, film czy kabaret. Bywały też i wyspy bezludne... Obecnie Krystyna Sienkiewicz rozsławia wyspę "Ale! Teatr" należącą do Grzegorz Smarza i Wojciecha Słupskiego.

Kochają ją w "Ale! Teatrze". Bardzo! Dowodem miłości może być benefis zorganizowany na cześć Krystyny Sienkiewicz, który odbył się 19 kwietnia 2013 roku, w warszawskim Teatrze "Komedia". Wspominam Leopolda Staffa i jego myśl: "Jedyna godna rzecz na świecie: twórczość, A szczyt twórczości to tworzenie siebie". Dlaczego? Bo mogłaby zostać wykuta na złotym medalu dla Sienkiewicz. Zdobyła szczyt - udało jej się stworzyć siebie. Aktorkę z godnością, wyzwoloną, śmiałą, gustowną, czarującą, a nade wszystko damę świadomą swojego talentu, ale nie zadufaną: "Ja nie jestem gwiazdą, a już tym bardziej nie robię się na gwiazdę (...) Nie bywam zarozumiała, że jestem aktorką. To zawód jak każdy inny, tylko dużo, dużo lepszy. Po całym świecie można się szwendać, dziwolążyć, ale teatr jest najważniejszym miejscem. Teatr jest świątynią, naszą odnową. Jest takim prysznicem, największym nauczycielem" ("Cacko"). Teraz słowa Ludwika Gadzickiego - poety, ale i miłośnika teatru: "Moją ojczyzną jest teatr. Ogromniejący z przypływem dziesięcioleci. Jestem teatru obywatelem i mieszkańcem przestrzeni uniwersalnych". Dla Sienkiewicz teatr stał się ojczyzną. Czuje się jego obywatelką, obdarzyła go ogromnym uczuciem. Znalazła ojczyznę, która za miłość płaci miłością, kocha bezwarunkowo - jak matka - i nie jest nią Polska. Ta, co najwyżej, może być dla aktorki macochą. Nie można się temu poglądowi dziwić. Władzo! Nieobecność nieusprawiedliwiona!

Za oknem wiosna, w "Komedii" - lato. We foyer uroczysty nastrój. Rozmowy starych i nowych przyjaciół. O, właśnie weszła Sława Przybylska. Oznajmiły to flesze aparatów zniecierpliwionych fotoreporterów. Wszyscy mówią o jedynym, o Jubilatce, o jej sześćdziesięcioleciu pracy artystycznej i o tym, jak dużo ma jeszcze do zrobienia.

Scena. Kuba Sienkiewicz. Piosenka. O życiu. Czy była hołdem złożonym ukochanej siostrze jego ojca? Chyba tak. I zaczęło się. Taneczny krok. Krystyna Sienkiewicz. Przywitała się z gośćmi piosenką "Życiorysy" autorstwa Jana Jakuba Należytego. Z radością intonowała: "A ja tam serce mam gołębie/Ja jak artystka się prowadzę,/Choć słaba w oczach, mocna w gębie,/ Jakoś tam w życiu sobie radzę". Nikt nie miał wątpliwości, że wieczór będzie wyjątkowy...

"Pamiętasz, była jesień" - śpiewała, jak za dawnych lat, Sława Przybylska to uśmiechając się do publiczności, to spoglądając głęboko w oczy Jubilatce. Goście myśleli o "Pożegnaniach" Wojciecha Hasa, a artystki o utrwalonej w filmie młodości. "Sława - zwróciła się do piosenkarki Krystyna Sienkiewicz - jeśli już w 1958 roku była jesień, to jaką teraz mamy porę roku i ile my mamy właściwie lat?" Wzruszenie mieszało się z salwami śmiechu. We wspomnieniach powrócił "TINGEL-TANGEL" i Krzysztof Komeda Trzciński. I anegdota związana z jednym z występów kabaretu: "Po koncercie przyszedł za kulisy do mnie pan z pytaniem: - Co pani jest? - Jak to - mówię.- Nic mi nie jest. Dobrze się czuję. A on: - Ale co pani jest, tak jak na przykład Przybylska- A! Sienkiewicz! A on na to: - Sienkiewicz? A to nie był facet!" Takich opowieści było bez liku - przeplatały się z aplauzem.

Tadeusz Chudecki pojawił się na scenie z bukietem białych róż. Wyznał Krystynie, że jako mały chłopiec często bywał z matką w szczecińskim teatrze, w którym występowała Sienkiewicz. Przyznał, że to benefisantka sprawiła, iż został aktorem. W podziękowaniu wykonał "Caruso" Pavarottiego: "Ti voglio bene assai..." ("Tak bardzo cię kocham"). Dreszcze.

Barbara Wrzesińska podarowała Jubilatce różowego Prosiaczka Z "Kubusia Puchatka" i słodki tort, Stanisław Tym - swoją książkę, a Elżbieta Starostecka i Damian Damięcki - czołg, ku pamięci o "Rzeczpospolitej babskiej". "Czołg nie ma kierownicy, tylko drążek kierowniczy i to jest dziecinnie łatwy manewr. W prawo, w lewo, do przodu, w tył. Ale trzeba ten czołg wysprzęglić. A sprzęgło to żelazny drąg, umieszczony w podłodze czołgu, który kończy się żelaznym strumieniem. W nie wsadza się prawą stopę i trzeba tą stopą wykonać nadludzki wysiłek. A ja mam czwarty numer bucika i cienką pęcinkę. Wobec czego dano mi do czołgu faceta. Położył się na siedzeniu. On wysprzęglał, a ja łapałam za drążek. Ja mu usiadłam- domyślacie się na czym- dzięki temu mogłam krzyknąć w stronę kamery: UWAGA, JADĘ!"- opowiadała Krystyna Sienkiewicz.

Zbigniew Wodecki rozkołysał publiczność piosenką "Teatr uczy nas żyć". Nie omieszkał opowiedzieć również kilku anegdot. Jan Pietrzak przypomniał fraszkę, jaką sprezentowała mu Sienkiewicz na urodziny. Odwdzięczył się subtelniejszą. I oczywiście zaśpiewał. Franciszek Klimek zadeklamował wiersz o Jubilatce. Elżbieta Jodłowska, Grażyna Zielińska i Elżbieta Jarosik dziękowały Krystynie Sienkiewicz za "Klimakterium i... już" i zachęciły do wykonania "Kolorowych gałganków". Zabawa była pyszna. Dla Jubilatki wystąpiły także Bożena Dykiel, Lidia Stanisławska, Danuta Błażejczyk, Olga Bończyk, Maria Gładkowska i Małgorzata Lewińska.

Krystyna Sienkiewicz została uhonorowana przez Ministerstwo Kultury, Radę Miejską w Warszawie oraz przez Związek Artystów Scen Polskich, reprezentowany przez Olgierda Łukaszewicza. Życzenia popłynęły również od zastępcy dyrektora Centrum Kultury i Sztuki im. Andrzeja Meżeryckiego w Siedlach Waldemara Koperkiewicza. "Ale! Teatr" sprawił Krystynie Sienkiewicz niespodziankę: jest wielką miłośniczką zwierząt i dostała tort w kształcie kota.

Na uroczystość przybyli znani aktorzy, dziennikarze, literaci i muzycy. Poza wspomnianymi, m. in. Grażyna Brodzińska, Tomasz Ciachorowski, Marzanna Graff, Bogdan Hołownia, Krzysztof Jaroszyński, Bronisław Kornaus, Włodzimierz Korcz, Ewa Kuklińska, Laura Łącz, Aleksander Mikołajczak, Joanna Trzepiecińska, Edyta Wojtczak, Elżbieta Zającówna i Renata Zarębska. Życzenia, za pośrednictwem telebimu, złożyli Krystynie Sienkiewicz również Jacek Federowicz, Jan Kobuszewski, Teresa Lipowska i Agata Młynarska.

To nie był zwykły benefis. To nie było zwykłe wydarzenie kulturalne. To była podróż sentymentalna. Dla Sienkiewicz. To było głębokie przeżycie emocjonalne. Dla mnie. Na każdy występ Wielkiej Aktorki czeka się bardzo długo, trwa chwilę, kończy się nagle. Widz zostaje sam. Może z tęsknotą. W drodze do Wrocławia czytałem "Cacko", by jeszcze przez chwilę pozostać w klimacie tego wieczoru. Myślałem o Krystynie Sienkiewicz jako o artystce spełnionej, pogodzonej ze światem, silnej, choć słabej. Pracowała i wciąż pracuje na dobre imię. Udowodniła przede wszystkim, że wszystko może się zdarzyć, że niczego nie wiemy na pewno, że nie ma rzeczy niemożliwych. Żeby zyskać, trzeba coś wcześniej stracić. Widzę Krystynę Sienkiewicz w pewnej roli teatralnej... Ciekawe, co na to "Ale! Teatr"...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji