Artykuły

Pieniądze to nie wszystko

Zakończył się 48 (!) Szczeciński Kontrapunkt. W tym roku po raz pierwszy wybrałem się do rodzinnego miasta Krzysztofa Warlikowskiego, by przyglądać się festiwalowym zmaganiom - pisze Michał Centkowski w felietonie dla e-teatru.

Pośród wszystkich oczarowań, niedościgniony okazał się, za sprawą prezydenta Krzystka, wieczór finałowy.

Ogromną radość odczułem już pierwszego festiwalowego wieczora, gdy zobaczyłem publiczność zaludniającą Teatr Lalek Pleciuga. Oto z nieskrywanym zaskoczeniem odnotowałem niezwykłą różnorodność festiwalowej widowni - jakże wielu młodych ludzi! Było ich znacznie więcej niż znudzonych VIP-ów. Budujące.

Sale pękające w szwach, dostawiane całe rzędy poduszek, krzesełek, ławeczek i obsługa wznosząca się na logistyczne wyżyny, by nikogo nie odprawić z kwitkiem. "Jaka miła odmiana" - pomyślałem wspomniawszy festiwale dedykowane lokalnym elitom, na które to biletów również nie sposób zdobyć, nawet pierwszego dnia dystrybucji - rozchodzą się bowiem, zapewne także w świątecznym okresie, lądując w postaci zaproszeń pod setkami urzędniczych choinek. Przynajmniej obsługa tychże festiwali nie musi martwić się nadmiarem widzów, bo i ostatecznie miłość do sztuki, zwykle w "duszach" państwowych funkcjonariuszy umiarkowana, w połączeniu z niechęcią dla publicznego jej wyrażania zapewnia sporą liczbę pustych miejsc. A więc - powracając do tematu przewodniego - można zorganizować przegląd i jeden z niewielu międzynarodowych konkursów, który przyciągnie różnorodną publiczność, stanie się - dzięki zgodnemu partnerstwu i z pomocą różnych instytucji i podmiotów, a nawet miast - sukcesem artystycznym i frekwencyjnym.

O tym, że szczeciński festiwal naprawdę przyciąga, przekonałem się ostatecznie bodaj trzeciego dnia festiwalu, gdy po trzecim dzwonku na wolne miejsce tuż obok mnie wpadła, nie mogąc złapać oddechu, pewna pani. Jak się okazało, by zdążyć na spektakl, przejechała na rowerze 12 kilometrów w niespełna 20 minut!

I oto nadszedł wieczór finałowy. Zanim na scenie pojawiła się Krystyna Janda, by piekąc szarlotkę opowiedzieć nam o życiu Danuty W., ogłoszono wyniki konkursowych zmagań. Najważniejsze nagrody, z czego się cieszę, przypadły brytyjskiemu spektaklowi "The Table", a także "Amatorkom" Eweliny Marciniak i "Pawiowi Królowej" Pawła Świątka, artystyczną indywidualnością okrzyknięto Magdalenę Popławską, za wspaniałą rolę w "Nancy. Wywiad".

Gdy wyczytywano kolejnych laureatów oraz kwoty przyznawanych im nagród pieniężnych, dało się dosłyszeć na sali rozbawienie części publiczności. Faktycznie, biorąc pod uwagę międzynarodowy charakter imprezy, nagrody rzędu półtorej tysiąca złotych polskich, chociażby dla artystów Schabühne, nie wypadły zbyt imponująco (zwłaszcza po przewalutowaniu). Cóż, ostatecznie kryzys - powiedziałem sobie w duchu. Jakby naprzeciw tej smutnej prawdzie wyszedł reprezentujący wydział kultury Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego pan, którego nazwiska nie pomnę, a który ku ogólnej radości odważnie zadeklarował, że w przyszłym roku, przynajmniej jeśli idzie o Nagrodę Marszałka, do dotychczasowych 5000 złotych dodane zostanie jeszcze jedno zero.

Nadmiar entuzjazmu udało się skutecznie ugasić prezydentowi Szczecina. Niejako wywołany do tablicy, głównie po to by dokonać oficjalnego zamknięcia festiwalu, poczuł się w obowiązku przywołać do porządku głośno wyrażających rozczarowanie pulą nagród widzów. Z niezwykłym wprost znawstwem odnotował, ze jesteśmy ostatecznie w teatrze (świątyni sztuki), a nie na boisku piłkarskim. Skąd to smutne i przedziwne przekonanie sporej części decydentów, że nic tak nie sprzyja rozwojowi prawdziwej kultury i sztuki jak permanentne niedofinansowanie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji