Artykuły

Zbójcy Schillera na scenie

Pragnąc uczcić 150 rocznicę śmier­ci Fryderyka Schillera Teatr im. St. Jaracza sięgnął po "Zbójców", pierwsze młodzieńcze dzieło wielkiego dramaturga, dotychczas w Polsce Lu­dowej nie grane. Słuszny wybór, jest to bowiem sztuka wyrosła z nastro­jów "okresu burzy i naporu", z nastro­jów buntu przeciw "pospolitemu, peł­zającemu, nikczemnemu duchowi kramarstwa", którym przesiąkło społe­czeństwo niemieckie XVIII w. Była ona wyrazem walki o temat aktualny, związany z życiem i stanem narodu, o prawo krytyki systemu ucisku.

Prapremierze "Zbójców" w Manheimie w r. 1782 towarzyszył rzadko spo­tykany w dziejach teatru podziw. Od tej chwili "Zbójcy" kroczyły triumfal­nie przez wszystkie sceny świata, wy­chowując widzów w duchu najszczyt­niejszych ideałów ludzkości. "Die alten Form ensturzen ein" - brzmiało jako hasło i stawało się mottem młodej li­teratury - jak w naszej "Odzie do młodości". "Zbójcy" byli ulubioną lek­turą rewolucyjnej i rewolucjonizującej młodzieży w XIX w., źródłem na­tchnień do bohaterskiego buntu "in tyrannos" (przeciw tyranom) w myśl dewizy tytułowej: "Czego nie uleczą lekarstwa - uleczy żelazo; czego nie uleczy żelazo - uleczy ogień".

Kiedy w 1919 r. w Związku Radziec­kim poszukiwano gorączkowo sztuk klasycznych o wielkim ładunku rewo­lucyjnym, wybór nowozałożonego Wiel­kiego Teatru Dramatycznego w Piotrogrodzie padł właśnie na "Zbójców" Schillera. Dramat ten wszedł również do ulubionego repertuaru teatrów ochotniczych Armii Czerwonej i chło­pów.

W teatrze realizmu socjalistycznego sama porywająca wymowa utworu już nie wystarczy, melodramatyzm traci siłę uwodzicielską. Na postać i jej dzia­łanie, na pobudki i wyniki spojrzeć musimy ze znaczną dozą krytycyzmu: zadaniem aktora staje się nie tylko uczuciowe tworzenie postaci, lecz po­danie w roli również jej osądu mo­ralnego.

Nie możemy już aprobować ani po­minąć pomyłek i mankamentów, które były wynikiem nieznajomości życia u osiemnastoletniego autora, wychowane­go w wojskowym klauzurowym zakła­dzie. Zdajemy sobie sprawę z niepraw­dopodobieństw sytuacyjnych i fabu­larnych (np. intryga Hermana, rozkaz morderstwa wydany Danielowi, rzeko­ma śmierć Moora itd.) niekonsekwen­cji i naiwności psychologicznych (np. demonizm postaci Franciszka, decyzja Maksymiliana Moora w sprawie listu do Karola, literacki sentymentalizm Amalii, przedwczesna rozpacz Karola). Jeszcze bardziej obciążają sztukę nie­dociągnięcia lub zgoła fałszywe ujęcia społeczno-moralne: aprobata wybuja­łego indywidualizmu, odpowiedzialność moralna jednostki tylko przed włas­nym sumieniem itd.

W inscenizacji "Zbójców" w Teatrze im. Jaracza widoczne jest usilne dą­żenie do złączenia w spektaklu jego wartości od dawna uznanych ze spoj­rzeniem nowoczesnym, jego idealistycz­nej temperatury z ujęciem realistycz­nym. Wyposażenie sceny jedynie w ko­nieczne meble i rekwizyty punktowa­nie monologującej postaci światłami, ilustracja muzyczna - oto elementy które w sumie wytwarzają atmosferę romantycznej legendy. Realistyczne pierwiastki, zaznaczone najdobitniej w grze aktorów, uwydatnić miały cechy ogólnoludzkie, wartości ideowe niezmienne, zawsze żywe i obowiązujące.

Najlepiej i najharmonijniej potrafił zespolić te niezgodne elementy Andrzej Szalawski, kreujący postać Karola Moo­ra. Stworzył sugestywną, przekonywa­jącą postać nieszczęsnego bojownika sprawiedliwości, pokrywając umiarko­wanym patosem niedociągnięcia autor­skie w umotywowaniu działania boha­tera.

Realistyczny styl gry Emila Karewi­cza w postaci Franciszka niezupełnie odpowiadał intencjom autora. W autorecenzji podkreślił Schiller, że chodziło mu o postawienie pod pręgierz wszyst­kich ujemnych cech natury ludzkiej; chciał stworzyć postać tak złą, żeby ją jeszcze przeciwstawić niemoralności szlachetnego zbójcy. Karol pragnie do­bra, a czyni zło. Franciszek pragnie zła i czyni zło. Najwłaściwiej byłoby przeto ująć tę rolę bardziej baśniowo, tak jak przekazała tradycja teatru ro­mantycznego, w którym Franciszek był raczej ucieleśnieniem idei zła niż żywym człowiekiem.

Trudno wydawać sądy o wykonaw­cach ról, które się Schillerowi - jak to sam zresztą osądził - nie udały. Myślę tu o starym Moorze (Feliks Żu­kowski) i Amalii (Olga Bielska). Schil­ler wdzięczny był aktorce Toscani, któ­ra mu rolę Amalii "uratowała". Myślę, że i w stosunku do wykonawczyni łódz­kiej miałby autor podstawy do wdzię­czności za wydobycie tej postaci, z mo­notonii cierpiętnictwa i ckliwości.

W rolach epizodycznych pełne posta­cie: fałszywie patetycznego Patra i wiernego, uczciwego, starego sługi dali Stanisław Łapiński i Roman Stankie­wicz. Dwie grupy antagonistyczne w gromadzie zbójców wyraźnie wyzna­czali Zbigniew Skowroński (Schweizer) i Zbigniew Niewczas (Roller) oraz Ol­gierd Jacewicz (Spiegelberg).

Scenografia Rwy Soboltowej tworzy­ła dla rozgrywającej się akcji konse­kwentnie skonstruowane tło: odnosi się to szczególnie do dekoracji przedsta­wiającej las.

"Zbójców" zagrał Teatr im. Jaracza w Łodzi na dziesięciolecie swego ist­nienia. W dorobku artystycznym tego teatru stanowi to przedstawienie w pełni dodatnią pozycję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji