Artykuły

Schwytani w życie-nieżycie

"3 siostry" w reż. Andrzeja Bubienia w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.

Znakomitą inscenizacją "Trzech sióstr" Czechowa Teatr im. J. Kochanowskiego rozpoczął w sobotę nowy sezon artystyczny.

U Czechowa właściwie nic się nie dzieje. Ludzie wchodzą, wychodzą, piją, jedzą, układają pasjansa. Coś mówią, plotą głupstwa, grzęzną w banałach. Nudzą się, mijają, tęsknią, marzą i cierpią, a tymczasem rozstrzyga się ich szczęście, rozbija ich życie. Nie ma tradycyjnej akcji i intrygi. Środek ciężkości zostaje przeniesiony na świat wewnętrzny bohaterów, pokazanych w kryzysowej sytuacji.

Andrzej Bubień doskonale uchwycił to, co w "Trzech siostrach" jest najważniejsze - perfekcyjnie wydobył tragedię ludzkiego istnienia zawartą w losach niepozornych bohaterów, zatopionych w codziennej monotonii.

Ograniczona do niezbędnego minimum scenografia, której najważniejszym elementem jest przesuwana przezroczysta ściana, symbolizuje zamknięcie bohaterów w ciasnych ramach szarej egzystencji. To klatka, z której nie ma wyjścia, choć dramatyczne próby dokonania odmiany losu, na chwilę pozornie poszerzają jej przestrzeń - np. gdy Masza (Aleksandra Cwen) rzuca się w miłość z Wierszyninem (Jacek Lecznar).

Oryginalny sposób dla ukazania beznadziejnej sytuacji bohaterów dramatu znalazł reżyser w organizacji ruchu scenicznego. Ruch jest tu przede wszystkim metaforą ich stanów psychicznych. Bezowocnego tłuczenia się o niewidzialne ściany klatki, egzystencjalnej szarpaniny istot schwytanych w życie-nieżycie. Czebutykin kilka razy powtarza: "Nam się tylko wydaje, że istniejemy". Dziwna pantomima głównych bohaterów, pełna gwałtownych, nienaturalnych gestów jest jak niemy krzyk: "Szarpię się, więc żyję". Na szarpaninie jednak się kończy.

W finale przezroczysta ściana zamyka trzy siostry niczym w gablocie na motyle. Bo też one są jak motyle. Czy raczej ćmy, lecące do ujrzanego na chwilę światła. Dla wszystkich tym światłem jest wspomnienie Moskwy, do której chcą wrócić wierząc, że tam odnajdą sens i cel życia; dla Maszy (Aleksandra Cwen) - nagła miłość; dla Iriny (Grażyna Rogowska) - praca. Wszystko okazuje się iluzją. W tej sytuacji słowa Olgi (Grażyna Misiorowska): "Trzeba żyć" brzmią jak najsurowszy wyrok.

Granie Czechowa wymaga perfekcyjnego, doskonale zgranego zespołu aktorskiego. Zwłaszcza gdy - jak zrobił to Andrzej Bubień - odczytuje się jego dramat jako partyturę muzyczną. Artyści "Kochanowskiego" zagrali koncertowo.

Na zdjęciu: Grażyna Misiorowska i Grazyna Rogowska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji