Artykuły

Wrocławski Ghelderode

Wymieniało się go kiedyś jednym tchem z przedstawicielami awangardy paryskiej. Z Beckettem (Irlandczyk), Ionesco (Rumun), Adamovem (pochodzenia rosyjskiego), Genetem. Ghelderode istotnie dzięki Paryżowi trafił na sceny światowe, tam został odkryły i wylansowany (choć już przedtem grał jego sztuki flamandzki Teatr Popularny). Ale tak naprawdę to pokrewieństwo jego z pisarzami grupy nadsekwańskiej było bardzo iluzoryczne. Również sama "awangarda paryska" nie była nigdy zjawiskiem jednolitym. Widać to zwłaszcza dzisiaj, kiedy drogi rozwoju tych dramatopisarzy ostatecznie się rozeszły, i kiedy okazało się, że właściwie wszystko ich dzieli, nic prawie (poza pogardą dla mieszczańskiego teatru bulwarowego) nie łączy. Zresztą, Ionesco, który grany jest już wszędzie, nie tylko w warszawskim Teatrze Dramatycznym czy Teatrze Współczesnym, ale również w dostojnej Komedii Francuskiej, pożegnał się dosyć szybko z postawą buntownika. Wierny sobie i swoim obsesjom literackim pozostał tylko Beckett; autentyczny poeta teatru, bezkompromisowy, nieprzekonany, uparty. Adamov bardzo szybko poszedł na lewo, uprawia w tej chwili dramat polityczny (dziwne i zastanawiające: zupełnie w Polsce nieznany), o zdecydowanie realistycznej fakturze literackiej, z pewnym zapatrzeniem się na Brechta. Genet stał się najwybitniejszym pisarzem dramatycznym Francji, proponując teatr, wobec którego dosyć bezradne okazały się nasze powszechnie uznane za uniwersalne środki sceniczne. Dopiero w tym sezonie "Parawany" trafiły w Paryżu na scenę.

Ghelderode (1398-1962) do Paryża najmniej pasował. Wprawdzie odzywały się w jego pisarstwie echa realizmu, ale nie one były najważniejsze. Więcej znaczyły obsesje flamandzkie, flamandzkie malarstwo, flamandzka tradycja literacka, motyw diabła, śmierci, wizja świata, którym rządzi diabeł, śmierć (wyraz triumfu ducha nam ciałem, które zawsze jest groteskowe - jak zauważyła krytyka) i rozwiązłość cielesna. Zapatrzony był w malarstwo Pietera Breughela, zasłuchany w opowieści o Sowizdrzale de Costera, wszystkie jego sztuki - z wyjątkiem tych, które podejmują temat biblijny - dzieją się w Breugellandii. Breugellandia - "czy naprawdę była to kraina opływająca mlekiem i miodem, uciechami i ślicznościami, o jakich wiadomo dziś tyle, co głoszą karmelkowe rapsody?" W tej szczęśliwej niegdyś Breugellandii, którą "zniszczyła sekta bakałarzy i obżorów", którą rządzi kilku niezdarnych ministrów i bezwolny książę Gulaw, w której pije się i płaci podatki, zjawia się oto nawiedzony Nekrozotar (szaleniec z opętaną głową: "Kamienie w niej. Szpary w niej. Tyle ją bijano...") przebrany za mistrza Kościeja i zwiastuje koniec świata. Ta śmierć jest mistyfikacją, cały naród ginie, ocalało jedynie kilku pijanych i odważnych dzięki temu obwiesiów, książę Gulaw, filozof Videbol, który został wreszcie wdowcem, Porprenaz - pijak, trzech halabardników i młoda, urodziwa para, która owej groźnej nocy spoczywała w uścisku miłosnym w grobowcu. To jest właśnie farsa. "Wędrówka mistrza Kościeja", jedna z kilku sztuk Ghelderode'a granych w Polsce (poza "Escurialem", "Czerwoną magią", "Pantagleize", "Krzysztofem Kolumbem"). Rok temu wystawił ją warszawski Teatr Dramatyczny, w czerwcu pokazał "Kościeja" na scenie kameralnej wrocławskiego Teatru Polskiego Jerzy Krasowski. Bardzo mało graliśmy dotąd tego pisarza - i bardzo rzadko umieliśmy go zagrać dobrze.

Po łódzkiej "Czerwonej magii" jest to drugie ważne przedstawienie Ghelderodea na naszych scenach. Jedna z niewielu udanych propozycji teatralnego odczytania tego pisarza. Krasowskiemu udały się trzy rzeczy: udowodnienie, że "Kościej" jest rzeczywiście farsą ("Farsą dla retoryków", jak głosi podtytuł); pokazanie krwistości, dosadności tej dramaturgii - i to bez użycia jedynie malarskich środków wyrazu, jak to się działo dotąd, raczej poprzez środki aktorskie; ujednolicenie myślowe i stylistyczne dramatu, który konsekwencją autorską raczej nie grzeszył. Współautorami przedstawienia są także Krystyna Zachwatowicz (scenografia) i aktorzy: Polkowski (Nekrozotar), Michalik (Videbol), Iga Mayr (Saliwena), Pyrkosz (Porprenaz), Przegrodzki (książę Gulaw, rozhulał się Przegrodzki w tej roli, trochę pod śmiech na widowni). Pewną niespodzianką był ten Ghelderode robiony przez Krasowskiego, nigdy dotąd nie zajmował się tym rodzajem teatru. A przecież na następny sezon obiecuje coś innego jeszcze: Becketta. Lekcja z Ghelderodem może się i reżyserowi przydać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji