Zabiorę tylko pismo święte...
Dwuosobowa sztuka według tekstu Romana Brandstaettera "Ja jestem Żyd z "Wesela" to perełka teatralna - rzecz do oglądania i słuchania z nostalgią i przyjemnością.
Tematem sztuki jest historia powstania "Wesela" i historia życia jednego z bohaterów dramatu - Hirsza Singera, karczmarza z Bronowic. Tragikomiczna opowieść pokazuje, jak literatura może wpływać na ludzkie losy. Żyd Singer, grany z wielką psychologiczną prawdą przez Jerzego Nowaka, nie prosił się na deski sceniczne. On i córka Pepka (Rachela) znaleźli się tam, sportretowani przez "małego, rudego, bladego, co tylko stał i patrzył, ale jak on patrzył!". Dla Pepy Singer było to nobilitacją - zamiast pomagać ojcu jeździła do Jamy Michalika, by pić czarną kawę i dyskutować o Przybyszewskim. Dla starego Żyda - tragedią, bo od premiery cały jego świat wywrócił się na nice. Opowiada młodemu koncypientowi (Tadeusz Malak), że już nie może żyć w jednym domu z żoną i córką, bo im się w głowach poprzewracało. Że już nie chce, by przyjeżdżało go oglądać pijane towarzystwo z Krakowa...Że zamierza się rozwieść i dokończyć żywota w domu starców. Pytany o decyzję w sprawach majątkowych, Hirsz mówi, że karczmę i ziemię zostawi dzieciom. Wszystko? - pyta jurysta. - Wszystko - odpowiada Żyd. - Mnie nic nie potrzeba, zabiorę tylko Pismo Święte.
Nie zawsze prawdziwe fakty czerpane głównie z Boyowej "Plotki o "Weselu"", przypominają niezwykłą atmosferę, jaka zapanowała w Krakowie w 1901 roku, po rewolucyjnej premierze, do której namalowano nowe dekoracje i uszyto nowe kostiumy. Rzecz w czasach, gdy komplety gotowych prospektów kupowano we Wiedniu, nie do pomyślenia! Spowiedzi starego Żyda patronuje ze ściany dobrotliwie uśmiechnięty Franz Josef, jej preludium jest wiązanką melodii polskich, austriackich, węgierskich i żydowskich sprzed Wielkiej Wojny (akompaniament Lesława Lica).
Niby nic - najprostsze środki, realistyczne kostiumy, żadnej awangardy, żadnego wydziwiania. A publiczność słucha jak zaczarowana tekstu, w którym śmieszność przeplata się z patosem złamanego ludzkiego życia. I zastanawia się, czy wieszczom naprawdę wszystko wolno... Dla warszawskich teatromanów gościnny występ Teatru Starego był wyjątkowo smaczną gratką, bo niemal zbiegł się z premierą "Wesela" Wyspiańskiego.