Artykuły

Kto może obrażać papieża

Obrońcy Ewy Wójciak cenią sobie wolność słowa. Pod warunkiem, że to ich wolność i ich słowa - uważa Krzysztof Feusette w Sieciach.

Spór o Ewę Wójciak, znieważającą i zniesławiającą Ojca Świętego, to - jak próbują nas przekonywać jej medialni adwokaci - batalia w imię wolności słowa. Pech chciał, że tuż przed wulgarnym facebookowym wystąpieniem, sama Wójciak ze swoim środowiskiem próbowała zamknąć usta innej kobiecie, z którą się nie zgadzała, czyli prof. Krystynie Pawłowicz. Podpisała nawet list otwarty ludzi oburzonych sejmowymi wypowiedziami posłanki na temat homoseksualizmu. "Wypowiadane z poczuciem wyższości, pełne pogardy, uwłaczające osobom homoseksualnym i transpłciowym wypowiedzi posłanki Krystyny Pawłowicz uważamy za oburzające i nielicujące z powagą posła i naukowca". A wolność słowa? Wolne żarty. To jakby od feministek domagać się, by broniły interesów kobiet.

"Ty szmato" jako argument

Ludzie mawiają, kiedy ktoś przekroczy granice żenady, że puka w dno od dołu przez szybkę. Ale mainstream potrafi, więc debata publiczna w Polsce stacza się jeszcze niżej, ku minus nieskończoności chamstwa, buractwa, wielkomiejskiej wiochy i zaprzedawania resztek twarzy środowiskowemu bagienku. Nie doszliśmy do ściany, dawno ją przekroczyliśmy, skoro w obronie prostaczki z Poznania, przypadkiem będącej szefową Teatru Ósmego Dnia czy Dna, sam już nie wiem, swoje szanowne podpisy składają wielcy jeszcze pół wieku temu poeci, klasycy Nowej Fali - Ryszard Krynicki z żoną oraz Stanisław Barańczak z żoną. Zwłaszcza ten drugi stanowi wyjątkowo bolesny przykład, że można świetnie tłumaczyć Shakespeare'a i zadziwiająco niewiele z niego rozumieć. Ewa Wójciak napisała na Facebooku o papieżu Franciszku nie tylko to, co się chętnie cytuje, a co, jak już dziś wiemy, pasuje do niej jak ulał. Napisała także, że Ojciec Święty donosił na innych księży, choć oni sami natychmiast wikipediowe bzdury zdementowali. A kiedy polska polityka ten jeden raz spróbowała zareagować na chamstwo, nie wtrącając Wójciakowej do więzienia - jak mogłoby to wyglądać, gdyby nazwała "ch..." np. prezydenta Rosji - ale chcąc ją pozbawić fotela dyrektorki utrzymywanego przez miasto Teatru Ósmego Dnia czy Dna, to wtedy paraautorytety zbierają się w kupę pod sztandarami wolności słowa i wypowiedzi, choć wcześniej wycierali sobie nimi twarze. Nie było mowy o wolności słowa, gdy ogary z Czerskiej poszły

z nagonką na Pawła Zyzaka m.in. za to, że ośmielił się napisać o Lechu Wałęsie, iż ten w dzieciństwie nasikał do kropielnicy z wodą święconą. Dziś hasło do boju w imię "ch..." Wójciakowej dają tradycyjnie i niemal równocześnie Tomasz Lis w cotygodniowym pogromie i "Gazeta Wyborcza", pierwsza w zbieraniu poparcia w jedynie słusznych sprawach. Jak choćby podjęta przez Andrzeja Wajdę próba obniżenia znaczenia zniczy na Krakowskim Przedmieściu wezwaniem do palenia zniczy, ale ku pamięci żołnierzy radzieckich. Tych samych, którzy ojca Wajdy podobno zabili w Katyniu.

Nie płakali po Ojcu Świętym, płaczą po Wójciak

Dziś salony wyrażają poparcie dla Wójciakowej, która nie przeprosi, bo i za co. W jej świecie "ch..." to nic obraźliwego. Ale radni Poznania uznali, że to zwyczajnie wstyd dla fajnego miasta. Podniosło się larum identyczne do zwyzywania ostatnio Joanny Szczepkowskiej od "szmat" i niewydrukowania jej tekstu o gejowskim lobby w środowisku artystycznym - w imię, a jakże, środowiskowej solidarności. Tylko jak daleko można się w niej posunąć? Czy artystka nazywająca papieża "ch..." i oczerniająca go, powinna z taką właśnie wrażliwością zawiadywać instytucją kultury? Czy to możliwe, by - zwłaszcza w obliczu dalszej bezczelności Ewy Wójciak - sensowne były listy w jej obronie, karykaturalnie zwane przez autorów apelami w obronie wolności słowa? A jednak. "Protestujemy przeciwko pomysłowi odwołania Ewy Wójciak ze stanowiska dyrektora Teatru Ósmego Dnia. Należymy do środowisk artystycznych, reprezentujemy świat kultury i nauki. [...] Wolność słowa i niezależność myśli nie jest li tylko zdobyczą aktualnej demokracji i nie opiera się na wyznacznikach składanych przez praworządnych obywateli w podatkowych formularzach. Doświadczenie nauczyło już wielokrotnie (a egzegezą zjawiska zajmowali się filozofowie i poeci), że o swobodę wypowiedzi zabiegać trzeba bezustannie, nawet w dobie, jakby nam się wydawało, powszechnie szanowanej wolności. [...] Sankcja za prywatną wypowiedź nieprzeznaczoną do upublicznienia to wyraz myślenia totalitarnego i nieuprawniona ingerencja władzy w sferę prywatności".

Poniżej podpisy nowoczesnych "filozofów i poetów", recenzentów i publicystów "Gazety Wyborczej", większości zespołów Teatru Ósmego Dnia, Teatru Biuro Podróży, Nucleo i Teatru Krzyk Maszewo. Jest Ewa Wanat, wieloletnia szefowa TOK FM. Są Jacek Kleyff, Agnieszka Graff i Anna Grodzka, Jacek Poniedziałek i Maciej Nowak, państwo Barańczakowie, państwo Kryniccy, Cezary Michalski z prof. Janem Hartmanem, no i wielu artystów, których nazwisko nic państwu nie powie. Kiedy Rafał Ziemkiewicz radził swoim czytelnikom, by zapamiętali ludzi podpisanych pod listem, Kazimierz Kutz przebudził się z letargu, aby na Onet.pl natychmiast samego Ziemkiewicza nazwać "ch...": "Nadęta prawica zrobiła z wypowiedzi Wójciak gigantyczny problem, bo nasi katolicy na nic nie czekają tak intensywnie, jak na to, że ktoś może ich obrazić. [...] Być może teraz rachunek się wyrównał, a pan Rafał Ziemkiewicz został głównym eh..., bo w imieniu polskiej prawicy wtyka nos w nie swoje sprawy i wydaje wyroki".

Tyle człowiek kultury, przyjaciel "Gazety Wyborczej".

Ale przecież karmione wybiórczą karmą lemingi dziś już same z siebie wiedzą, co myśleć o obrażaniu papieża. Kiedyś był konkurs na fajnego T-shirta, który zdaniem Wybiórczej Rady Koszulkowych Jurorów wygrał ten z napisem "Nie płakałem po Papieżu", a było to niedługo po śmierci Jana Pawła II. Wcześniej człowiekiem honoru został odpowiedzialny za prześladowania księży w PRL gen. Czesław Kiszczak. Dziś cierpliwość polskich katolików na bluzgi i zniewagi ma zbadać akcja w obronie śmiesznej pół artystki, pół chamki, która wśliznęła się na lewackie sztandary.

"Wyborcza" publikuje listy czytelników z takimi np. mądrościami: "Ewa Wójciak walczy o wolność do dziś każdego dnia i zrobiła dla Poznania więcej, niż jakikolwiek papież kiedykolwiek zrobi. Mimo to nie wątpię, że wielu uważa, iż Ewę Wójciak należy zlinczować, a najlepiej wywieźć helikopterem na środek Bałtyku i tam ją utopić". Jak widać, przy tak doskonale rozwiniętym aparacie dezinformacji nie trzeba już pisać wyssanych z palca historyjek, bo odbiorcy wystarczająco dobrze sami sobie radzą z wpadaniem w paranoję. Jak wtedy, gdy "GW" nazywała "listę Wildsteina" listą ubecką, sugerując, że każdy, kto się na niej znalazł, splamił się donosicielstwem. Tym razem jednak, w kwestii Wójciakowej, już tak łatwo ludzi się nie zmanipuluje, bo sprawa jest arcyboleśnie prosta i oczywista.

"Czy obrona tak wulgarnej i pozbawionej dozy kultury wypowiedzi pod adresem następcy Wielkiego Polaka, profesora naszej uczelni, Jana Pawła II przystoi osobie z dumą noszącej tytuł profesora KUL?" - pytają studenci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na znak sprzeciwu wobec podpisania listu przez prodziekan prof. Zofię Kolbuszowską. Także władze tej uczelni stać było na szybką reakcję. Wyraziły głębokie ubolewanie, a w oświadczeniu rektora wypowiedź Wójciak określono jako "urągającą standardom przyzwoitości".

Przypadek Zyzaka

Próżno jednak szukać takich opinii w środowisku autorytetów III RP. Najwyraźniej nazywanie papieża "ch..." im nie przeszkadza, tym bardziej więc i fakt, że autorka takich słów ma nadal wydawać na swoje artystyczne wizje publiczne pieniądze z podatków opłacanych, jak łatwo policzyć, w większości przez katolików. I pomyśleć tylko, że jeszcze niedawno wolność słowa reprezentanci salonów pojmowali znacznie ciaśniej. Na długo przed premierą książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", Władysław Bartoszewski, Jerzy Buzek, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik czy Andrzej Wajda pisali w liście, a jakże, otwartym: "Trudno pojąć intencje instytucji i ludzi, którzy podejmują obecnie kampanię oskarżeń i zniesławień wobec Lecha Wałęsy. Instytucja, która miała służyć narodowej pamięci, zamierza teraz podjąć działanie niszczące tę pamięć. [...] Wobec ofiary ubeckich prześladowań ci policjanci pamięci stosują pełne nienawiści metody tamtych czasów. Gwałcą prawdę i naruszają fundamentalne zasady etyczne. Szkodzą Polsce".

A potem, na wyraźne sugestie mainstreamu, minister nauki w pierwszym rządzie PO-PSL, Barbara Kudrycka, wystosowała prośbę do Państwowej Komisji Akredytacyjnej o wysłanie komisji na Uniwersytet Jagielloński "w celu przeprowadzenia kontroli w trybie nadzwyczajnym [...] w związku z nieprawidłowościami metodologicznymi w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy magisterskiej pana Pawła Zyzaka na Wydziale Historii UJ, ujawnionymi w artykułach prasowych i szerokiej debacie publicznej". Bo Zyzak napisał nieładnie o Wałęsie, "eh..." go jednakowoż nie nazywając ani razu. Dziś obrońcy wybiórczej "wolności słowa" twierdzą, że Wójciak tworzyła swoje "opinie" (autentyczne określenie "eh..." z portalu Wyborcza.pl) zupełnie "prywatnie", a Tomasz Lis nazywa próbę jej zwolnienia ze stanowiska wielkim zagrożeniem dla polskiej demokracji.

Paweł Zyzak za "kropielnicę Wałęsy" musiał wyjechać z Polski. Zanurzenie w bagnie hipokryzji już dawno przekroczyło w mainstreamie dopuszczalne przez normalnych ludzi granice. Umycie rączek w odpowiednim momencie może już nie wystarczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji