Artykuły

Gdy dziecko wkłada do maszyny

"Tych baśni nie spotkamy w żadnej z antologii, a niejednej pozazdrościłaby Szeherezada. Podczas ostatniego w tym miesiącu spektaklu można było usłyszeć m.in. o niebieskim koniu, fioletowym kocie i żółtej myszy, z których znajomości powstaje tęcza; o chomiczych siostrach, które pod nieobecność swej właścicielki przeniosły się do świata zabawek" - o "Maszynie do opowiadania bajek" w łódzkim Teatrze Pinokio pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Od kilku tygodni Scena Kameralna Teatru "Pinokio" gości maszynę do opowiadania bajek, dzieło nie do końca szalonego wynalazcy. Najeżona najróżniejszymi przyrządami: kołowrotami, tubami, butelkami, strunami i korbami machina istnieje jak najbardziej fizycznie. Bucha dymem, błyska i niepokojąco syczy, ale krzątający się wokół niej operatorzy - aktorzy wydobywają z niej symfonię improwizowanych dźwięków. Wszystko, by dać życie opowieściom.

Maszyna jest narzędziem oddanym w ręcę młodej publiczności. Ku niej z prostymi pytaniami wychodzi wodzirej-narrator (Łukasz Bzura), uprzednio przedstawiając zasadę działania maszyny i jej historię. Kilka pytań: o ulubiony kolor, zwierzę, porę roku pomaga stworzyć zarys fabuły, rozdzielić role i ustalić reguły rządzące powoływanym do życia światem, które trafiają do maszyny. Tu do dzieła wkraczają aktorzy, improwizując na zadane tematy.

Dbając o słowo, kształtując dramatyzm opowieści, muszą oni utrzymywać uwagę i pobudzić wyobraźnię widzów.

Zadanie mają niełatwe. Słowo mówione wspomagają gestem i możliwościami maszyny, ale stają wszak naprzeciw dzieci ery internetu i kultury obrazkowej. Rolą narratora jest zaś "podkręcanie" rzucanych przez widownię zaczątków, czasem ratowanie opowiadaczy, jeśli w improwizowanych historiach zejdą na manowce (nie ma on zbyt wiele pracy, choć czasem "szwy" storytellingu są jeszcze widoczne). To on, komunikując się z maszyną, spina spektakl bajkową klamrą.

Tych baśni nie spotkamy w żadnej z antologii, a niejednej pozazdrościłaby Szeherezada. Podczas ostatniego w tym miesiącu spektaklu można było usłyszeć m.in. o niebieskim koniu, fioletowym kocie i żółtej myszy, z których znajomości powstaje tęcza; o chomiczych siostrach, które pod nieobecność swej właścicielki przeniosły się do świata zabawek (świetne snucie Hanny Matusiak). Do radosnych pisków doprowadziła widownię pełna grozy bajka o trzech wampirach mieszkających pod łóżkiem, dowodząc, że dzieci ponad wszystko lubią być straszone. Wampirami był Hanna Matusiak i Ewa Wróblewska, a w roli opowiadacza bardzo dobrze spisała się Danuta Kołaczek.

Mało prawdopodobne, by powstające w "Pinokiu" bajki udało się usłyszeć po raz wtóry. Chyba że, i tu leży mądrość spektaklu, dzieci opowiedzą je rodzicom i historie te zaczną żyć nowym życiem. Dorosłym "Maszyna..."odsłania schematy tworzenia opowieści i ich podawania. Sama zaś jest efektem spotkania Michała Malinowskiego (dyrektor Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści), Konrada Dworakowskiego (dyrektora "Pinokia"), aktora Przemysława Buksińskiego i Pawła Romańczuka, lidera zespołu Małe Instrumenty na okoliczność obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru i akcji "Dotknij Teatru".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji