Artykuły

Czym jest rozstanie z młodością?

Wampiłow napisał kilka sztuk. Nie napisze już żadnej. O wiele przedwczesna śmierć sprawiła, że nie spełnił siej do końca wielki ta­lent. Jego dramaturgia, wyrastają­ca z klimatu najlepszych rosyj­skich tradycji literackich, zazna­czona jest piętnem indywidualno­ści autora. Szukał swego miejsca na styku gatunków, żeniąc śmiech ze łzami, niemal doraźną satyrę z dramatem postaw, lirykę z grote­ską... Możliwe, że wyrósłby na pi­sarza o tak indywidualnym nie­powtarzalnym obliczu, jak Cze­chow lub Gogol. W stadium zaląż­kowym zapowiedzi wielkości zdra­dza już jego debiutancki utwór sceniczny "Rozstanie w czerwcu".

Byłby to może zaledwie godny - należnej debiutantowi - poch­wały komediowy utwór (z saty­rycznymi inklinacjami), wyprowa­dzony ze współczesnych realiów, a przedstawiający konflikt postaw, prezentowanych przez antagoni­stów: kompromisowego rektora i walącego prawdę w oczy studen­ta i prowadzący do morału, że kto raz wejdzie na drogę kom­promisów łatwo z niej nie zejdzie. Wampiłow jednak wprowadza do utworu postać Zołotujewa, człowieka nie z tej ziemi. Nie dlatego, że kombinuje, ciuła, dorabia się na badylarstwie samochodu i daczy. Dlatego, że robi to wszystko z po­budek - rzec można - ideowych.

Zołotujew swoje dorobkiewiczostwo podporządkował jednemu nadrzędnemu celowi: chce uzbie­rać tyle pieniędzy, by nie oparł się im uczciwy urzędnik, który nie przyjmuje łapówek. Istnienie takiego człowieka spędza mu sen z po­wiek, kwestionuje jego prosty światopogląd, który opiera się na przekonaniu, iż wszystko jest do kupienia, jeżeli się dostatecznie du­żo zapłaci. Zołotujew jest postacią groteskową i niemal bajkową. Nie z powodu takiego myślenia. Z racji absurdalnych działań, jakie podejmuje. On nie tyle chce coś załatwić przez łapówkę, ile przekupić nieprzekupnego, do­wieść swojej racji.

Zołotujew w sztuce Wampiłowa jest jakby ucieleśnioną metaforą doprowadzonej do absurdalnej skrajności postawy, prezentowanej, w różnym stopniu, przez innych bohaterów, należących do świata ludzi normalnych, zwyczajnych, łącznie z rektorem Repnikowem, którego racje nie wydają się w końcu godne najwyższej pogardy, bo kto ze skorych do pogardzenia nim sam nie wikła się w różne życiowe kompromisy? Wampiłow nie uznaje jednak półprawd. Gra­nica jest ostra. Albo się jest po jednej, albo po drugiej stronie.

Prosto skonstruowana przypo­wiastka sceniczna - z wbudowaną postacią Zołotujewa - staje się rozprawą o moralności, o wymiarze wykraczającym poza przedstawio­ny w "Rozstaniu" konflikt. Poza tekstem scenicznych dialogów nie­sie dramatyczne pytanie, czy roz­stanie z młodością jest zarazem rozstaniem ze światem szlachet­nych ideałów, a starzenie się pro­cesem coraz łatwiejszej zgody na kompromisy?

Wrocławskie przedstawienie "Rozstanie w czerwcu" nie pene­truje problemu aż tak daleko. Nie idzie w jakąś drapieżność. Odzna­cza się nieco kokietliwa lekkością, konflikty trochę się rozmywają w dobrotliwym klimacie liryzmu, czasem i sentymentalizmu. Jest trochę tak, jakby twórcy spekta­klu chcieli westchnąć: patrzcie, ja­ka piękna i szlachetna - nawet w swoich głupstwach - jest mło­dość; szkoda, że z niej się wyrasta. Dopełnili utworu na scenie pewną rodzajowością, żartobliwą aluzyjnością. To rzeczywiście za­bawne (zasugerowane zresztą przez autora), gdy oglądamy studencką ucztę weselną w słowiańskim sty­lu, ale skażoną nawykami, które wyrobiła często obecność w tejże sali (studencka świetlica) przy in­nych okazjach, więc wesele jest czymś pośrednim między weselem a... zebraniem. To rzeczywiście li­ryczne, gdy grupa młodych ludzi śpiewa dopisane do sztuki słowa: "Naucz nas dobry Boże chodzić tak, żeby kwiatów nie deptać". W sumie jednak czy nie robi się za słodko? Na to niech już każdy szu­ka własnej odpowiedzi.

Mnie przedstawienie dało jed­ną satysfakcję. Z radością oglą­dałem na scenie Mariusza Pu­chalskiego w roli Kolesowa. Wy­posażył swego bohatera w mło­dzieńczą żywiołowość, szczere otwarte serce, niezwykły talent do popełniania faux pas, jakby zalą­żek cechy towarzyszącej niejedne­mu dojrzałemu uczonemu: roztarg­nienia. Bywa zabawny, ale jest po­stacią serio, jakby aktor podzie­lił się z nią czymś własnym, jasnym, noszonym w sobie, jako marzenie lub potrzeba.

Inną godną uwagi rolą jest pro­pozycja Tadeusza Kozłowskiego, odtwórcy Zołotujewa, postaci zło­żonej i z "innego wymiaru", o czym już pisałem wyżej. Od po­tocznego stereotypu odstaje epizo­dyczna postać Milicjanta w inter­pretacji Mieczysława Łozy. W ste­reotypowych normach poprawno­ści umieściłbym - gdyby kto py­tał - pozostałych wykonawców, różnicujących się - jak mi podpo­wiada intuicja - stopniem prze­konania do tego przedsięwzięcia. Nie wypowiem się jeszcze na te­mat grupy młodzieży ze Studia Aktorskiego, debiutującej na sce­nie. Sądzę, że to dobrze, iż już na początku edukacji przechodzą taką próbę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji