Artykuły

Nic tak szybko się nie starzeje jak forma

"Zemsta" w reż. Remigiusza Cabana w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie i "Zemsta" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Józef Jasielski w serwisie Teatr dla Was.

Niewiele teatrów w Polsce świętuje 220 urodziny Aleksandra Fredry. I całe szczęście. Polski teatr reaguje na klasykę alergicznie i doraźnie. Alergia objawia się nafaszerowaniem spektaklu nowoczesnymi gadżetami i prowokacyjnym zachowaniem; doraźność - idiotycznym założeniem, że wiekowy Klasyk napisał sztukę nieledwie przedwczoraj i miał na myśli to, co właśnie oglądamy w telewizorze

Zapominamy / dla umysłowej wygody i poklasku /, że warto szukać w przeszłości mądrego intelektualnego przesłania, które nie wymaga modnego scenicznego sztafażu, żeby było zrozumiałe. Jeżeli go w tekście nie znajdujemy, to po prostu nie grajmy tego, zamiast coś dopisywać po swojemu. To kwestia zwykłej przyzwoitości. Jest jeszcze forma przekazu. Adekwatna do treści Jak koń do jeźdźca. Żyjemy w czasach, w których klasyczna treść walczy na śmierć i życie z nowoczesną formą, która demoluje Klasyka, wmawiając mu sensy i obrazy, które nie byłyby w stanie przyjść mu do głowy i serca. A przecież nic tak szybko się nie starzeje jak właśnie forma. Nie prościej, szanowni nowatorzy, napisać własną sztukę, zamiast przeinaczać cudzą i podpierać się autorytetem wielkiego Klasyka? Cóż, kiedy to dużo trudniejsze i wymaga sporego literackiego talentu Do dnia dzisiejszego nie pojawił się w Polsce talent komediopisarski na miarę Aleksandra Fredry. I całe nieszczęście. U progu wiosny pojawiły się dwie premiery "Zemsty", które dosadnie pokazują nowomodny i bezkompromisowy stosunek do szacownego solenizanta. W Rzeszowie reżyser Remigiusz Caban wydumał, że komedia Fredry to wcale nie jest komedia, tylko pełen okrucieństwa jakiś "więzienny dramat". Ta prosta historia o utarczkach sarmackich pieniaczy o kawałek rozwalonego muru, ukazująca charakternych i zapalczywych Polaków, śmieszna aż do bólu - zamieniła się w ponury seans, nie wiadomo dlaczego odgrywany wyłącznie w męskiej obsadzie. Uroczą i interesowną wdówkę, Podstolinę, zastąpił z woli demiurga-reżysera odpychający facet, nadużywający kawałka rzeszowskiej gazety w roli wachlarza, zaś młódkę Klarę - perwersyjna kokietka nieustannie liżąca sporego lizaka. Dalibóg, zachodzę w głowę / a nie od parady ! /, co takiego ciekawego o naszej współczesności chciał powiedzieć pomysłowy Remigiusz, zamieniając chłopów na baby. Może to jakiś głos w dyskusji na temat małżeństw homoseksualnych ? Co by to nie było, na scenie aż kipi od polskiej współczesności. Aktorzy / a jakże ! / noszą współczesne ciuchy: dżinsy, koszulki, sweterki, a nade wszystko kolorowe piłkarskie szaliki. Może to aluzja do marnej gry naszej reprezentacji i stąd tak smutno na scenie ? Aha. Nie koniec na tym. W ramach oszczędności na rekwizytach w/w szaliki służą także jako szlacheckie pasy, kajdanki, a nawet wykorzystywane są jako zbrodnicze narzędzia do duszenia i okładania partnera. Ale za to zabrano Cześnikowi ukochaną szablę i gdy powiada: "Pani Barska, dobrze mi się wysłużyła", można odnieść wrażenie, że zatęsknił ni stąd ni zowąd za swoją kobitą, bo w wyłącznie męskim towarzystwie coś trzeba zrobić z tym pociągiemAle najoryginalniej zmetaforyzował się ów "spór o mur graniczny". Symbolizują go dwie kościelne ławy przepychane po scenie przez dwie wrogie strony sporu chyba kościelnego. I tak doszliśmy do świeżego tematu koniecznej odnowy w Kościele katolickim; pewnie z dyrektorem Rydzykiem w tle Teraz przenieśmy się do stolicy naszego państwa. Tutaj zobaczono w "Zemście" prawdziwą beczkę śmiechu i ubawu, komedię na cztery fajerki i czajnik. Bo wszystko zaczyna się od beczki z wodą, w której zalega butnie Azja Tuhajbejowicz zamiast Cześnika, albo może i Cześnik, tylko z wytatuowanymi na klacie rybami z Sienkiewicza. I takie półprywatne i półfredrowskie mruganie do publiki załatwia całą twórczą koncepcję reżysera Krzysztofa Jasińskiego / "stary Krzysztof jeszcze żwawy"/. Są i smaczki. Na kąśliwą uwagę Dyndalskiego o wieku, Cześnik ogląda w beczce penisa. Wacław dialogując z Klarą, leży na niej na stole, opleciony jej chwytnymi nóżkami. Jest też coś o Żydach. W scenie dyktowania listu Dyndalskiemu pojawia się słowo "żyd", czyli po staropolsku plama atramentu na literze. Wypowiadając to słowo, Dyndalski wskazuje palcem na Papkina. Czy chodzi tutaj o żydowskie pochodzenie / wszak Papkin to taki "łach" /, czy jak sugeruje jeden z recenzentów: jest to aluzja do Romana Polańskiego, który zagrał niegdyś Papkina w filmie Wajdy? Wydaje się, że ten kod interpretacyjny reżysera Jasińskiego zastosowany do Fredry, łatwiej daję się rozszyfrować w kręgach towarzyskich "warszawki". A solenizant Fredro? Przecież go nie ma. Sczezł. Zwykła kolej rzeczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji