Artykuły

Z "Chłopów" musical

- Ciekawą rzecz, która w pewien sposób tłumaczy, dlaczego sięgam po "Chłopów", powiedział sam Reymont: "My, Polacy nie jesteśmy z Czartoryskich, Potockich czy Radziwiłłów, tylko w 99 procentach jesteśmy z chłopów" - WOJCIECH KOŚCIELNIAK przed premierą w Teatrze Muzycznym w Gdyni.

Katarzyna Fryc: Pana inscenizacja będzie pierwszą próbą opowiedzenia w musicalowy sposób tej powieści. Dlaczego wybrał pan "Chłopów"?

Wojciech Kościalniak: Powody są co najmniej trzy. Pierwszym jest muzyka. Uważam, że musical oparty na literaturze jest wtedy ciekawy, gdy w materiale literackim jest muzyka. W "Chłopach" mamy muzykę ludową, bardzo ciekawą i świetnie nadającą się do przetworzenia artystycznego. W dużej mierze związaną z obrzędowością: jest wesele, sceny w karczmie, w kościele, tam wszędzie rozbrzmiewa muzyka. Drugim powodem jest obecność znakomicie skonstruowanego wątku miłosnego. Chodzi o czworokąt; Boryna-Jagna, Antek-Hanka i wzajemne relacje między nimi. To lokomotywa całej tej historii. Trzecim powodem jest ogromny potencjał warstwy wizualnej. Choćby kostiumy, choć żadnej Cepelii na scenie nie będzie. Zjednaj strony mamy wspaniałe barwne łowickie stroje, z drugiej ubrania proste, bardzo ubogie, ziemiste.

Na czym pan się skupi? Nie sposób przecież przenieść na scenę czterotomowej powieści.

- Pewnego rodzaju protezą do opowiedzenia całej historii będzie czworokąt głównych postaci, w których, co istotne, odbija się polska mentalność. Ta opowieść chyba nie mogłaby się zdarzyć wszędzie. Dla mnie to bardzo ciekawe, że mamy coś swojego, o czym możemy opowiadać. Z drugiej strony ten tekst aż prosi się, by przenieść go na scenę ze względu na wspomnianą obrzędowość i koloryt polskości. Czyli to wszystko, co w nas osobne i indywidualne. Żyjemy w czasach, gdy narody szukają swojej odrębności, my też zaczynamy chwalić się tym, co jest nasze i niepowtarzalne.

Ale ta opowieść ma jednocześnie wiele cech uniwersalnych, prawdopodobnie za nie dostała Nobla.

- Jest w nas Polakach pewien gatunek emocji, także złości, uporu w stawianiu na swoim, który w tej powieści się odbija. Powiedzenie, że to mogło się zdarzyć tylko w Polsce jest pewnie nieuprawnione, ale nie można też powiedzieć, że nie ma w tym cech typowo polskich, które szczególnie nas opisują. Z jednej strony Boryna, jego silna pozycja i chęć dominacji. Z drugiej pycha jego syna Antka. Jagna, najpiękniejsza dziewczyna we wsi, z drugiej strony samoumartwiająca się Hanka...

... która na kartach powieści przechodzi niezwykłą metamorfozę.

- Każda z Reymontowskich postaci dojrzewa. Hanka jest nieprawdopodobnie ciekawa, z szarej myszki, trzcinki łamiącej się na wietrze staje się silną osobowością, przewodnikiem nie tylko zagrody, ale i całych Lipiec. Antek też nabrał trochę mądrości. Jagna pewnie z nich wszystkich najmniej zmądrzała, choć jeśli popatrzeć na jej koniec,jej mądrość jest chyba najbardziej brutalna. Zaszła tak daleko w swojej pysze, że wycofać się mogła tylko donikąd, czyli do szaleństwa.

Ciekawą rzecz, która w pewien sposób tłumaczy, dlaczego sięgam po "Chłopów", powiedział sam Reymont: "My, Polacy nie jesteśmy z Czartoryskich, Potockich czy Radziwiłłów, tylko w 99 procentach jesteśmy z chłopów". Więc jeśli dzisiaj mamy się zastanowić, jakie są nasze korzenie i skąd pochodzą nasze złe emocje, to one są właśnie stamtąd.

Powinniśmy budować naszą tożsamość na tym, kim naprawdę jesteśmy, a nie na tym, kim chcielibyśmy być. Nigdy nie będziemy mieć Moulin Rouge, ale możemy mieć pewną wrażliwość, która stanie się budulcem dla teatru. W prawdzie o Polakach jest siła, w udawaniu słabość. Jeśli tak na to spojrzymy, na pewno warto przenieść na scenę "Chłopów". Zwłaszcza że to barwna historia. I nie mam na myśli wyłącznie scenograficznego anturażu, ale wielkie emocje. Gdyby tak wypreparować wątek Boryna-Jagna-Antek-Hanka, to mamy emocje jak z Dostojewskiego. Na przykład kłótnia Hanki i Jagny jest napisana fenomenalnie. Mało takich scen mamy w literaturze.

Ale dziś po "Chłopów" mało kto sięga z własnej woli.

- Dla mnie to pozycja fascynująca, ale uczciwie trzeba powiedzieć, że osiemnastolatek pewnie ma duży kłopot z przebrnięciem przez wszystkie cztery części. A szkoda, bo znalazłby tam niezwykle ciekawe awanturnicze wątki. Nie tylko wielki romans, także bójka, zagrożenie życia, śmierć, więzienie. Idealny materiał dla musicalu. Dzięki teatrowi muzycznemu będzie można dużo ocalić w tych "Chłopach" i opowiedzieć o tym, jak Reymont widział nas, Polaków. A że teatr operuje skrótem, będzie można bardzo wiele rzeczy zawrzeć.

Mam wielką tęsknotę, by opowiadać widzom uczciwie o rzeczach, o których mam pojęcie. Jak miałbym opowiadać o boliwijskich chłopach, to mam o tym blade pojęcie, więc zrobiłbym bajkę albo metaforę. O polskich chłopach pojęcie mam większe, te cechy we mnie mieszkają, więc mam narzędzia, by w tej opowieści iść do przodu. Jak Polacy tańczą bossa novę, zawsze jest to trochę niepełne. Ale opowiedzieć o ziemniakach, kapuście i w tym znaleźć piękno i poezję, to jest zadanie dla mnie.

Nie chcę, żeby świat na scenie był brzydko siermiężny. Chciałbym znaleźć w tym dobrze rozumiane piękno polskości. Jednocześnie nie popadając ani w estetyzowanie, bo byłoby to nieprawdziwe, ani w przesadne brutalizowanie. Nie będzie Cepelii, którą rozumiem jako wygładzony obraz ludowości. Kostiumy, te odświętne mają być jak najbliższe rzeczywistym. W przypadku "Chłopów" dowolność w tym względzie byłaby zabijająca, nie budująca. W "Lalce" nie było sensu po raz kolejny pokazywać na scenie dziewiętnastowiecznych sukienek, więc mogliśmy się pokusić o fragmentaryczność. Tu kostium będzie miał znaczenie. Także choreografia ma czerpać z oryginalnych tańców ludowych. Scenografia raczej się będzie się od tegoodcinać. Natomiast muzycznie tematy ludowe zostaną opracowane w nowoczesnej stylistyce. To musi mieć swój czar.

Był pan w Lipcach Reymontowskich?

- Pojechałem je zobaczyć w ramach "procesu przygotowawczego". Zaskoczyło mnie, że to jest miasteczko, nie wieś. Tam przekonałem się, że kultura łowicka ma w sobie potencjał estetyczny. Odwiedziłem dwa skanseny. Jeden z nich prowadzi pasjonat, który w zagrodach zgromadził stare narzędzia chłopskie, a przede wszystkim kostiumy, które zrobiły na mnie nieprawdopodobne wrażenie. Piękne, kolorowe i bijące po oczach.

Wyobrażam sobie muzyczną wersję "Chłopów" jako naszą swojską odmianę "Skrzypka na dachu".

- Po co zrobiono "Skrzypka na dachu"? Mam wrażenie, że Amerykanów dlatego tak to zainteresowało, bo im to powiedziało, skąd są oni sami. Przecież "Skrzypek" kończy się sceną emigracji głównych bohaterów. "Skrzypek" ma w sobie elementy żydowskiej kultury, religii i tradycji, czyli wszystkie elementy, na których można oprzeć spektakl. To samo znajdziemy w "Chłopach". Dla mnie to ogromna szansa i niewykorzystany potencjał.

***

Wojciech Kościelniak

Absolwent PWST im. L. Solskiego w Krakowie. Od 1995 r. zajmuje się także reżyserią muzycznych spektakli teatralnych, koncertów piosenki aktorskiej oraz widowisk telewizyjnych. Reżyser, pedagog, aktor.

W Teatrze Muzycznym w Gdyni wyreżyserował spektakle, które zyskały miano wydarzeń kulturalnych w skali kraju - musical "Hair", trans-operę "Sen nocy letniej", "Francesco" o życiu św. Franciszka z Asyżu i wreszcie sceniczną adaptację "Lalki" Prusa, okrzykniętą najlepszym polskim spektaklem muzycznym ostatnich lat i obsypaną deszczem nagród (m.in. Sztorm Roku 2009, przyznany przez czytelników "Gazety Wyborczej Trójmiasto"). Inne realizacje: m.in. "Opera za trzy grosze", show muzyczny "Fever" na podstawie przebojów Elvisa Presleya.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji