Artykuły

Kleczewska w piwnicy Josefa Fritzla

"Podróż zimowa" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Teatru Powszechnego w Łodzi na Festiwalu Sztuk Przyjemnych Nieprzyjemnych. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Premiera "Podróży zimowej" Elfriede Jelinek w reżyserii Mai Kleczewskiej na zakończenie łódzkiego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych to najlepszy od lat spektakl reżyserki.

"Nawijam w kółko to samo. W kółko ta sama śpiewka, kto by chciał tego słuchać" - mówi jeden z głosów, na które rozpisana jest "Podróż zimowa" Elfriede Jelinek. Najnowsza sztuka austriackiej noblistki bardziej niż klasyczny dramat rozpisany na postacie przypomina obszerne potoki prozy. Jej polską prapremierę przygotowała Maja Kleczewska, która te słowa zostawiła na finał. Sama reżyserka wciąż powraca do tych samych tematów - emocjonalnego kalectwa współczesnego człowieka i tajemnic skrywanych w zakamarkach podświadomości. Podobnie Jelinek, która do tego repertuaru dodaje jeszcze kwestię trupów w piwnicach powojennej psychiki Austriaków. Jednak "Podróż zimowa" zaskakuje.

Piwnica nie jest może najbardziej oryginalną metaforą, jak zauważa sama pisarka w wydanej przy okazji premiery rozmowie z dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim. Ale w kontekście sprawy Josefa Fritzla nabiera przerażającego konkretu. A w centrum przedstawienia leżą właśnie wstrząsające historie Elisabeth Fritzl zmuszanej do rodzenia ojcu kolejnych dzieci, a także Nataschy Kampusch więzionej przez osiem lat przez gwałciciela. Kolejnym wątkiem jest autobiograficzna opowieść pisarki o ojcu, ofierze szpitala psychiatrycznego.

Spektakl nie opowiada makabrycznej fabuły, a raczej w ciągu scen szkicuje mapę zatrutych międzyludzkich relacji i pozwala płynąć językowi Jelinek. Przed oczami widza przesuwa się seria intrygujących obrazów. Począwszy od obłędnego tańca pięciu panien młodych (jedną z nich gra Michał Jarmicki). Między nimi mężczyzna (Michał Czachor), trochę pan młody, trochę wodzirej. Uderza w talerze, podskakuje pajacowato, w dziwnym tańcu co chwila upada. Dynamiczny, zrytmizowany wstęp przykuwa uwagę, zwłaszcza jeśli pamiętamy rozedrgane i rozwlekłe sceny z ostatnich realizacji reżyserki.

Tym razem emocjonalne nadwyżki Kleczewska trzyma na wodzy. Precyzyjny chłód literatury Jelinek jest wystarczająco podszyty traumą. Reżyserka nie nadużywa ekspresji aktorów, choć czujemy ich pełne zaangażowanie. Tak jest w scenie, gdy Beata Ziejka, wygłaszając monolog o austriackim samozadowoleniu, zwyczajnie przygotowuje świeży sok. Mówi rzeczowym, prawie sympatycznym tonem. Po kawałku wkłada do sokowirówki pokrojone uprzednio owoce, dolewa wody, włącza urządzenie. Wreszcie - delektując się napojem, dosypuje doń prochów prosto z urny.

Choć Kleczewska jest entuzjastką emocjonalnych ekstremizmów, Mateusz Łasowski nie szarżuje w roli ojca-oprawcy, jedynego pana i władcy piwnicy, żywiciela i gwałciciela. Twarz aktora ukryta jest za maską. Minimalistyczna i przejmująca jest też gra Julii Wyszyńskiej w roli córki. To ona jest w centrum gorzkich diagnoz Jelinek, które wykraczają poza dom kata i dotyczą całego społeczeństwa. Ofiary, stając się gwiazdami mediów, budzą wściekłość i perwersyjną zazdrość tłumu. "Dlaczego nikt nie mówi o naszych codziennych sprawach i cierpieniach?" - pyta głos spod absurdalnego kostiumu szopa pracza, wielkiego pluszaka.

"Podróż zimowa" działa najmocniej wtedy, gdy cierpienie i oskarżycielski ton ukryte są pod pluszem i pieśniami Schuberta albo gdy dookoła sceny lata puszczany przez krzywdzoną córkę helikopter zabawka. Scenografia Wojciecha Pusia jest przemyślana i prosta - składa się z muślinowych firanek i luster. "Atrakcje" w rodzaju powracającej po raz sto pierwszy w polskim teatrze lateksowej lalki czy sto drugiego obrazu szpitala psychiatrycznego nie psują ogólnego wrażenia.

Całość przełamuje finał - orgia hałasu, nagości i wiader z kolorową farbą wśród rozwibrowanych nagle lustrzanych ścian. Ta scena jest jakby na złość tym, którzy współczesny teatr wyobrażają sobie jako feerię golizny i brutalności, a także tym, którzy w najnowszej twórczości Kleczewskiej widzą bełkot. Jakby reżyserka chciała powiedzieć: tak też mogę, bo w sztuce wolno wszystko. Podczas końcowego monologu na scenie jest więc mokro i czerwono.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji