Artykuły

Rozkłady jazdy dla cierpliwych

"Rozkład jazdy" w reż. Adama Biernackiego na Scenie Inicjatyw Artystycznych w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Anna Kopeć w Kurierze Porannym.

Życie aktora od kulis Świat za kurtyną od zawsze interesuje widzów. Aktorzy Teatru Dramatycznego, biorąc na warsztat sztukę Petra Zelenki, zdecydowali się uchylić rąbka tajemnicy. Początkowo beztroska farsa zamienia się w gorzką refleksję nad karierą i samym sobą. Można poświęcić jej wieczór.

Założenie było intrygujące - sztuka o sztuce i teatralnej rzeczywistości to rzecz interesująca nie tylko dla ludzi teatru. Taki motyw wykorzystuje czeski dramaturg Petr Zelenka w farsie omyłek "Rozkłady jazdy", do którego wpisał tekst angielskiej komedii Michaela Frayna "Chińczycy". To właśnie to nieudolne przedstawienie, w którym co chwila coś się sypie, publiczność ogląda w pierwszej części. Dlaczego wypada tak kiepsko widz dowie się dopiero po przerwie - pod warunkiem, że nie wyjdzie z teatru zniesmaczony i zdezorientowany chaotycznością tej realizacji.

Sztuka w reżyserii Adama Biernackiego początkowo może rozczarować. Warto jednak cierpliwie doczekać do drugiej części, by zrozumieć sens i konstrukcję całości. Na scenie widzimy dwoje aktorów: Justynę Godlewską- Kruczkowską i Rafała Olszewskiego. Twórcy postawili przed nimi karkołomne wyzwanie - jednocześnie mają zagrać kilka postaci komedii "Chińczycy", a także siebie. Błyskawicznie muszą wcielić się w różne postacie, zmienić kostiumy, sposób mówienia, osobowość. Wymaga to morderczego tempa, przebiegania z kuchni do jadalni, do gości, których co prawda nie widzimy, ale wyobrażamy ich sobie dzięki "dialogom" jednej postaci.

Aktorzy poruszają się w ascetycznej scenografii autorstwa reżysera, którą tworzy biała ściana z trojgiem drzwi. Na takim tle ładnie prezentują się kolorowe kostiumy bohaterów zaprojektowane przez Ilonę Rechnio. Wykorzystano tu także teatr cieni.

Po przerwie, gdzie oglądamy te same sceny, słyszymy te same dialogi co w pierwszej część, ale tym razem poznajemy je od strony kulis. To także może nieco zirytować. Powtórki min, grymasów, dialogów potrafią znudzić. I tu przydałyby się reżyserskie nożyczki. Tych w białostockiej wersji, niestety, zabrakło. Nasi bohaterowie to aktorzy teatralni, którzy w swoim zawodowym życiu kierują się zasadą - problemów osobistych nie przenosimy na scenę. W miarę rozwoju akcji okazuje się, że byłemu małżeństwu trudno trzymać się tej oczywistej reguły. Miotają się nie tylko na scenie, ale też za kulisami. Stają się coraz mniej groteskowi, coraz bardziej tragiczni. Oboje gardzą chałturami, ale poza nimi niewiele im zostaje. W ich życiu nie ma ani uczuć, ani zawodowych wyzwań na miarę ich talentu. Zostaje tylko dubbing i czytanie rozkładów jazdy na dworcach, którym można dorobić po godzinach.

Słowa uznania należą się aktorom, którzy wytrzymali niezwykłe tempo sztuki, ciekawie przedstawili morał tej historii i słodko-gorzki charakter. Niewątpliwie niektóre sceny w białostockich "Rozkładach jazdy" wymagają jeszcze dopracowania, inne skrócenia, ale dysponując takimi możliwościami nie powinno stanowić to większego problemu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji